Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2010, 13:33   #7
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Słońce wzeszło nad Frankfurtem. Mokre od deszczu uliczki zalał potok światła, do mieszkań porządnych ludzi pukał już dzień. Ale porządni ludzie nigdy nie otwierają nikomu przed ósmą, dlatego mogą spać dłużej.
Ariel nie był porządnym obywatelem. Zdecydowanie nie. Od razu zerwał się na nogi, znaczenia nie miał nawet fakt, iż do jego nory w "tym lepszym slamsie, gdzie dźgali tylko w nocy", światło wcale nie dochodziło. Szyby były brudne i jakieś takie małe – piwniczne.
Cosik mieszkał razem z dwójką znajomych – tak łatwiej było opłacić to miejsce. Na niecałych dwudziestu metrach kwadratowych spało więc przeważnie od trzech osób wzwyż. Ale i do tego można się było przyzwyczaić.
Uniesienie powiek było tylko początkiem. Później trzeba było dźwignąć też głowę i resztę ciała... albo sturlać się z łóżka, co Cosik właśnie zrobił.
Czoło gangstera było spocone i zimne, w ustach panowała istna Sahara, a wątroba sprawiała uczucie, jakby była połączona jakąś siłą magnetyczną z podłogą. Ale przynajmniej nie kręciło mu się w głowie.
Mężczyzna ubrał się, starając przypomnieć sobie wczorajszą noc. Powąchał koszulkę – nic. W łóżku też spał sam... nie zawsze można mieć dobry dzień.
Naciągnął buty na stopy odziane w dwie inne skarpetki. Brązowy zamsz ciasno opasał kostki, a same bytu były leciutkie i nawet, nawet ład... stylowe – żeby nie przesadzić.


Na łóżku obok Timo leżał z jakąś dziewczyną. Była młoda, miała może siedemnaście lat. Odwrócona twarzą w stronę największego z gangsterów mieszkających w tej klitce wyglądała, jak dziecko szukające obrony u ojca. Tyle, że była raczej naga...
Ariel zaśmiał się pod nosem. Takiej groteski żaden ważniak z muzeum raczej nie widział.
Bo nie pił...

Panienkom mówimy, że ciepłą wodę odcięli nam wrodzy gangsterzy. Że niby boją się w ogóle do nas podejść... W sumie, to ciepłej wody nigdy tutaj nie było.

Na korytarzu znajdowała się toaleta i umywalka. Ariel przemył twarz,przejrzał się w brudnej części lustra, jaka pozostała po niedawnej bójce lokatorów. Wyglądał jak ktoś, kto całą poprzednią noc pił i bawił się w obskurnej knajpie. Prawda była dokładnie taka sama.
Znal go tutaj, nie musiał się martwić o portfel, czy cenny nóż,które nosił w kieszeni, jednak odruchowo sprawdził,czy ma wszystko przy sobie – wszyściutko.

Mężczyzna wrócił się do pokoju. Jego znajomi nadal spali. Było ciemno i pachniało alkoholem. Cosik z pewnością wolałby uniknąć tego zapachu.
Gdzieś pod łóżkiem znalazł czapkę, pistolet i okulary. Wziął wszystko i ruszył w drogę. Było trochę po szóstej.

Na dworze uderzyła go jasność połączona ze świeżym powietrzem, od którego zakręciło mu się w głowie. Do tego wszystkiego lało. Założył wełnianą czapkę i okulary – wyglądał teraz prawie, jak jakiś uczniak. Łatwiej kraść w takim przebraniu.

Ulice były brudne, ale swojskie i bezpieczne. Dla tutejszych, oczywiście. W takich miejscach dbało się o każdego, kto był częścią społeczności. Ariel przybył tutaj stosunkowo niedawno, jednak szybko się zasymilował.
Pociągi tutaj nie jeździły. Ani metro, ani autobusy. Trzeba było wyjść kawałek drogi do lepszej dzielnicy. Ariel i tak chciał się przejść – musiał trochę pomyśleć.

Na przystanku spokojnie zapalił papierosa i wyciągnął z kieszeni batonika (swoją drogą,tonie wiedział skąd słodycz znalazł się w jego kurtce). Niebo było szare, zwiastowało brzydką pogodę i taki sam dzień. Niskie ciśnienie i te sprawy... Może to i lepiej. W końcu, to taka oprawa doda niezbędnej dramaturgii całemu temu spotkaniu. Ariel lubił dramaturgię i wszystko, co mogło uczynić z niego interesującą postać.
Na ławkę przysiadła się jakaś kobieta z dzieckiem. Miała może dwadzieścia lat, za to dziecko samo już szło i wołało za nią „mama”. Przy tej pogodzie i w tej scenerii brudnego przystanku i pustej ulicy taka scenka wyglądała co najmniej wzruszająco. Ariel wręczył batonik dziecku, sam zaś, nie mając nic lepszego do roboty, odezwał się do dziewczyny.


- Ładny malec – zaczął, niczym staruszka w parku. - Też mam córeczkę, podobną do niej – skłamał.
- Tak? - zainteresowała się kobieta (swoją drogą nawet ładna). - A ile ma lat? Bo Lili to cztery skończyła jakieś pół roku temu, ona kocha być w centrum uwagi, jest sprytna... - rozgadała się.
Co lepszego można robić czekając na autobus? Chyba nic. Początkowo Ariel miał zamiar dociągnąć tę rozmowę przynajmniej do umówienia się na spotkanie, jednak kobieta nawet nie dała mu dojść do słowa.
Nadjechał autobus.
- Jedzie pani tym? - spytał wskazując pojazd, na który czekał.
- A tak, tak...
- Ach szkoda, ja jeszcze chwile muszę poczekać.


Trudno jest określić, czy świat zawsze był szary. Wymagałoby to jakiejś ponadczasowej wiedzy, albo wrażliwości, jakiej od dawien dawna nie spotyka się już na Ziemi. Jednak gdyby z góry przyjąć, że tak właśnie było, to co? Subiektywne ustawianie świata pod własną, zdeprawowaną osobę to dobry sposób?
Świat pewno stałby się lepszy – to chyba dobry pomysł. W końcu to dlaczego ktokolwiek miałby zazdrościć poprzednim pokoleniom.
Ale nie wszystko jest takie łatwe.
Ci z góry, bogacze... to oni niszczą tę teorię. Świat to nie tylko brudne ulice, właśnie przez to wszystkich ciągnie na wierzch, na brzeg tego bagna... Ja stoję już z suchymi kolanami. Nie odpuszczę, chociaż pracuję dla ludzi, których nienawidzę, a robię to tylko po to, żeby stać się jednym z nich.


Klub, bar czy co tam to było, okazało się mocno zatłoczone i głośne. Ariel lubił takie miejsca. Nie był kleptomanem, ale kiedy coś mu się podobało, to miał zwyczaj to sobie brać. Jednak nie to było teraz priorytetem. Lepiej poczekać trochę, aż sprawa zlecenia się wyklaruje.
Ariel przybył chyba ostatni. Przy stoliku było już kilka osób. Mężczyzna podszedł tam pewnym krokiem. Poczuł smród.
Kurwa, co to za pies!? – rzucił pogardliwe spojrzenie zielonemu orkowi.
Dojście do wniosku, że „te sprawy” załatwi później nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Tymczasem tylko się przedstawił i wsłuchał w słowa Mr. Johnsona, co jakiś czas spoglądając na to brudne ścierwo obok. Pod koniec rozmowy przyjął zlecenie krótkim „dobrze”. Facet obok niego też się nie rozgadał, a wyglądał na starego zabijakę. Nie było sensu zmieniać sprawdzonych wzorców

Okazało się, że mają znaleźć jakąś dziewczynkę. Dobrze, to nie jest trudne zadanie, zaś pieniądze były... duże i w miarę łatwe do zdobycia.
Zapowiadała się dobra zabawa. Tylko co zrobić z tym orkiem...?
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 18-11-2010 o 07:39.
Minty jest offline