Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2006, 22:23   #92
SHAQER
 
Reputacja: 1 SHAQER ma wyłączoną reputację
[user=1413,743,1420,170,1407] Głośne stukanie butów na metalowej posadzce dało się słyszeć w całym statku. Weszli na pokład. Hektor zacisnął dłoń na rękojeści klastera. Będzie walczył i nie pozwoli by zrobili krzywdę Berry Pierwszych dwóch wypadło z korytarza i pomimo iż byli doskonale wyćwiczeni padli, gdy dosięgły ich błyskawiczne i śmiertelnie celne blasterowe błyskawice. Kobieta, która kochał była tylko dwa korytarze dalej. Po drodze jednak natknął się na kolejnych dwóch Ci jednak byli o wiele lepiej przygotowani i udało mu się jedynie unieść blaster w górę gdy dosięgła go celna seria z karabinu blastreowego. Do tej pory nosił małe pole energetyczne, które chroniło go przed takimi niespodziankami, lecz teraz siła broni była zbyt duża i urządzenie po prostu eksplodowało. Strzały nie wyrządziły mu krzywdy, lecz eksplozja urządzenia przymocowanego do brzucha owszem. Schronił się za załomem korytarza osunął się ciężko na płyty pokładu. Krew obficie wypływała z rany. I wtedy to poczuł. Gaz. Jego umysł powoli odpłynął, ale zdążył jeszcze wyszeptać jedno jedyne słowo. A brzmiało ono: Berry. [/user]

Biegli. Istoty były za nimi. Małe wytrwałe istoty czuły strach ofiar i to, że te słabną. Nie było wyjścia z tej sytuacji. Mechanik czuł, że jego płuca zaraz eksplodują. Każdy oddech wywoływał kolejna fale bólu. Jego towarzysze wcale nie byli w lepszym stanie. Co chwila jakiś szybszy mały okrutnik podbiegł na tyle blisko by zatopić zęby w łydce któregoś z uciekających. Nagle do ich nosów doszedł zupełnie inny zapach. Słodki, mdlący i bardzo egzotyczny. Wpadli na polanę, na której jak okiem sięgnąć pełno było różnokolorowych kwiatów. Nie zatrzymywali się by przyglądnąć się pięknemu widokowi i dopiero po chwili spostrzegli, że nic już ich nie ściga. Poczuli, że coś jest nie tak, lecz było już zbyt późno. Kończyny odmówiły im posłuszeństwa. Narkotyk lub jakaś dziwna właściwość roślin sprawiła, że zawirowało im przed oczami. Leżeli kilka sekund bez ruchu czując, że nie dadzą rady dłużej utrzymać powiek uniesionych. Stracili przytomność i nie dane im było widzieć statku, którego przylot nastąpił w kilka minut później.

Pomieszczenie było białe wyposażone w kilka łóżek medycznych i szafek zapełnionym sprzętem medycznym przystosowanym do leczenia przedstawicieli różnych ras. Byli tu wszyscy członkowie załogi „Nightcrawlera”, zarówno Ci, którzy pozostali pilnować statku jak i Ci, którzy wyprawili szukając sposobu na opuszczenie tej planety. Nadal byli nieprzytomni, lecz powoli zaczynali odzyskiwać świadomość. Czuli się strasznie, co było efektem kąpieli w zbiornikach Bacta. Ci, którym udało się otworzyć oczy ujrzeli przed sobą twarz jak z nocnego koszmaru. Był to najszkaradniejszy stwór, jaki w życiu widzieli. Jedynie wieloletnie kontakty z rasami nieludzi były w stanie pomóc w opanowaniu odruchu obrzydzenia. Twarz była szeroka, pokryta skórzastą, szaroburą tkanką. Widniały na niej dwoje bulwiastych oczu. Nie widać było uszu, a za nozdrza służyła wąska szparka. Nad nią sterczał ostry róg długości ramienia dorosłego mężczyzny. Usta stanowiła szeroka, pozbawiona zębów szczelina w ogromnej czaszce. Obok niego robot medyczny szybował połyskując lampkami. Jednak przy istocie był maleństwem gdyż ten był znacznie wyższy od Wookiego. Przypominała nieco Berrita, gdyż poruszała się na czterech podobnych do pniaków nogach. Głowę miał przytwierdzoną do krótkiej wygiętej szyi wystającej z masywnego tułowia. Gdyby istota stała wyprostowana jej tułów sięgałby do ramion najwyższego z członków załogi. Skóra zwisała z ogromnego cielska pomarszczona, pobrużdżona i pofałdowana, połyskując, jakby była posmarowana olejem. Cztery krótkie nogi wspierały się na pulchnych stopach. Długi jak bicz ogon stwór trzymał zwinięty w pętle wzdłuż pleców. W pierwszej chwili ukryte pod fałdami skóry zwisającej z szyi. Były one delikatne, niemal kobiece zakończone czterema pełnymi palcami u każdej dłoni. Istota trzymała je skrzyżowane na piersiach. Gdy tylko jeden z członków załogi otworzył oczy istota otworzyła usta odezwała się w dziwacznie akcentowanym, lecz całkowicie zrozumiałym wspólnym.

- Witaj dobra istoto. Witam na Ylesi. Czy jesteś pielgrzymem?
 
__________________
It`s not a vengance, It`s Punishment
SHAQER jest offline