Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2006, 00:40   #93
Malekith
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Jerran Korr

Corelia, 3 lata wcześniej.

Kantyna w Koronet City w pobliżu kosmoportu. Przesiadywali tu m.in. piloci odpoczywający po podróży, wychylając kilka głębszych. W większości ludzie, jednak nie brakowało tu Rodian, Keldor'ów, Sulustan i przedstawicieli innych, mniej lub bardziej inteligentnych gatunków.
Przy jednym ze stolików we wnęce w ścianie siedział Jerran i jakiś Rodianin.
- Wykonałem zlecenie dla twojego szefa - rzekł chłodno Korr - oczekuję zapłaty i informacji.
- Pan Ruuba nie jest wystarczająco usatysfakcjonowany - odpowiedział tamten - W zamian za taką przysługę oczekuje od pana większego zaangażowania.
Jerran wychylił szklaneczkę, pociągnął łyk mocnego alkoholu. Uśmiechnął się i rzekł:
- Słuchaj ty zielona kupo gówna - na jego twarzy gościł złośliwy uśmieszek - albo dostanę co mi się należy teraz, albo powiedz swojemu szefowi, że nie zobaczy swojego towaru. Znajdzie się mnóstwo chętnych na tego typu... rozrywkę.
Rodianin drgnął, jakby szukając czegoś dłonią.
- No no no! - mruknął Jerran, rozległ się charakterystyczny dźwięk odbezpieczanego Blaster Carbine.
Rodianin usłyszawszy dźwięk zerknął pod stół i dostrzegł wycelowaną w siebie broń pilota.
- Teraz wychodzę, a ty powiedz panu Ruuba, żeby przemyślał sytuację - dopił swojego drinka i wstał od stolika - Wiesz, jak się ze mną skontaktować.
To mówiąc ruszył w stronę wyjścia. Wiedział, że przemyślą sprawę. Tym niemniej domyslał się, że mogą po prostu zechcieć wziąć towar nie płacąc mu. Zresztą nie na pieniądzach mu tak zależało. Informacja była najważniejsza. Informacja o miejscu pobytu Kiry...

***

Gdy tylko się ocknął, czuł jak wszystko go boli. Ale to doby znak, przynajmniej wie, że żyje. Jerran czuł się okropnie. Znał to uczucie. Czuł się tak kiedyś po regenerującej kąpieli w Bacta. Gdy spojrzał na istotę przeraził się nieco. Ale szybko się zreflektował i rozejrzał wokół. Leżał na czymś w rodzaju łóżka. Mrugały na nim różne światełka. Jerran znał podobne urządzenia. Monitorowały one jego funkcje życiowe. Usiadł i spojrzał na towarzyszy. Powoli dochodzili do siebie. Podobnie jak on ubrani byli w białe stroje, przypominające te, jakie daje się pacjentom w szpitalach.
Spojrzał na swoją gołą łydkę. Tą, w którą niedawno wgryzł się jaszczuropodobny stwór. Po ranie nie było śladu. Dotknął czoła i równierz stwierdził, że rana jaką otrzymał podczas lądowania zniknęła. Czyli nie pomylił się. Odbyli kąpiel w Bacta, lub przynajmniej czymś podobnym.
Przetarł ręką oczy i spojrzał ponownie na istotę. Nie bardzo wiedział co ma powiedzieć ale zdołał wreszcie co nieco wykrztusić:
- Czym... kim jesteś? Co to za miejsce? - powiedział nieco niepewnym głosem - I o czym mówisz? Nie rozumiem... Co się w ogóle stało? - dokończył łapiąc się dłonią za głowę.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline