Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2010, 23:31   #8
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Myślał o świecie poza nim. Tłumach, które przelewały się dookoła niego. Neonach próbujących wedrzeć się do gałek ocznych. Kobiecie, która została w łóżku jego apartamentu. Pistolecie włożonym do kabury. Nożu za pasem. Wszystko tak samo nieważne, jak ostatni łyk właśnie dopijanej kawy.
- Czy dolać? - Kelnerka wyrwała go z zamyślenia. White spojrzał na nią znudzonym wzrokiem i zaprzeczył ruchem głowy. Musiał już wychodzić. Aż wzdrygnął się na samą myśl o wyjściu w jesienny deszcz.

Szedł powoli z zaciągniętym na oczy kapturem czarnego płaszcza. Czuł się tak bezpieczny. Tak jakby kawałek materiału miał dać mu ochronę grubości wielu betonowych bloków. Był taki bezbronny wobec otaczającej go codzienności.
Szybkim krokiem przemierzał przecznice, aż do miejsca przeznaczenia. Buty rozbijały kałuże. Jak twarze. Może to nie najlepszy moment na to skojarzenie.

Sprawdził jeszcze raz ekran swojego palmtopa. Tak, to musiało być tutaj. Był na miejscu. Spojrzał z niesmakiem na wirujący neon. Otworzył drzwi i uciekając z ulic przemoczonego Frankfurtu trafił wprost do innego, przesiąkniętego dymem świata.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0EOGduOIYkw[/MEDIA]

Na środku sali spowita pożądaniem i czymś na swój sposób brudnym wiła się ludzka kobieta. Dokoła sceny ludzie poruszali się w osobliwym tańcu. Pozostali klienci, przedstawiciele najróżniejszych ras ginęli w półmroku pomieszczenia. White rozejrzał się i w końcu dostrzegł swój kontakt. Uśmiechnął się pod nosem. W końcu.
Ruszył w jego stronę szybkim krokiem, gdy drogę zagrodził mu postawny Troll, którego wcześniej wyminął wykorzystując oddzielający ich tłum.

- Proszę pana... - tamten wydyszał, jakby mówienie sprawiało mu trudność. Ręce elfa machinalnie powędrowały do płaszcza. - proszę oddać broń koledze. Nikt tutaj nie chcę awantur. Dosta... - White przerwał mu stanowczym ruchem dłoni, odwrócił się na pięcie i oddał dwa noże oraz pistolet kolesiowi za kontuarem. Oczywiście nie miał ze sobą całego arsenału. Nie było potrzeby.

Bez broni czuł się jak mężczyzna, który na ustach ma jeszcze pocałunek, kobiety, której już nie ma. Musiał zapalić.
Skierował się do samotnego stolika, przy którym siedziała już grupa mężczyzn. Zaczepił po drodze bar zamówił gin z tonikiem i dopiero wtedy skierował się do swojego Pana Johsona. Kolejny Mr. White. Stojący obok ochroniarze otaksowali go wzrokiem i ustąpili z drogi. Nie spojrzał nawet na nikogo, zajmując ostatnie wolne miejsce.
Zastanawiał się nad tymi wiele razy. Współpracownicy. Nieistotne trupy padające podczas przerażających strzelanin.

Wsłuchiwał się w nieważne kwestie padające z ust tamtego. Dziewczyna ginąca w najgorszej dzielnicy tego miasta i zgraja awanturników w charakterze kawalerii. Kąciki ust same poszły w górę.
To się nie mogło udać.
A przynajmniej nie wersja, w której suka wraca żywa.
 

Ostatnio edytowane przez Lost : 25-11-2010 o 00:47.
Lost jest offline