Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 02:03   #101
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Yurgen odwrócił się w kierunku młodego pomocnika. Z oczu patrzyło mu bardzo źle. Na twarzy był cały blady, a źrenice nabiegły mu krwią. Pokryte gęstym potem czoło błyszczało chorobliwie w świetle jarzeniówek. Wydęte wargi w paru miejscach krwawiły od poprzegryzania. Nie zdążył jednak nic z siebie wykrztusić, bo szczęśliwie odezwał się doktor Mahariszi. Z początku nie wydawało się to przynosić żadnego skutku na górniku, ale w pewnym momencie spuścił wzrok zaciskając twardo szczęka i gdy doktor skończył mówić, zabrał się i wyszedł do łazienki uderzywszy jeszcze raz z całej siły w przełącznik drzwi rozsuwanych.

W tym też momencie Seamus odetchnął. Cały plan jaki mieli z Jakowlewm, wziął co prawda w łeb, ale wyglądało na to, że sytuacja jest choć na trochę opanowana. Gdy doktor proponował, by wszyscy oddali krew zza ściany dochodziły pourywane dźwięki trzaskanych drzwi do kabin i niszczonych luster, oraz gniewne, niewyraźne krzyki Yurgena.
- ...kurwa ciepły cwelku! Prąd cię pizgnął, że... ?! Co kurwa?! Ja cię popizgam...! ...mi kurwa mówić co mam robić! Tak cię ... ciepła popierdóło, że ...
Cisza nastała dopiero po kilku minutach.

Seamus przeklął cicho. Przecież nie mogą tak po prostu zostawić Yurgena i czekać aż całkiem mu odbije. Doktor wyszedł do biura, a oni przez parę krótkich chwil w milczeniu i akompaniamencie jęków i wrzasków z zewnątrz patrzyli się to na jedyne wyjście, to na ciało Ventury, to na drzwi do umywalni.
- Idę do niego. Nie wiem kuźwa po kiego wała, ale nie chcę siedzieć na dupie i czekać, aż wyleci stamtąd z wygłodniałymi wrzaskami.

Nie wiedział? Doskonale wiedział, ale nie chciał tej myśli. Tej świadomości, że wie. Że dopuszcza. Że zakłada.

Na łazienkę składały się osobno ubikacje, natryski i przebieralnia, która znajdowała się zaraz przy wyjściu. Większość szafek stała pootwierana, a ozdobione licznymi wgnieceniami drzwiczki od kilku trzymały się tylko na pojedynczych zawiasach. Na szale Yurgena ucierpiała również jedna z ławek, która odwrócona leżała teraz w poprzek pomieszczenia. Po samym górniku jednak nie było ani śladu.
Seamus zajrzał na lewo do toalet, ale tam również nie zastał Vinmarka. Chwycił mocniej ochroniarską pałkę i ruszył w stronę natrysków. To tutaj operator skafandra wyżył się najmocniej. Tu też było względnie cicho co sprawiło, że w końcu się wyciszył. Szkło z luster, oraz pleksi kabin w większości leżało pokruszone na pełnej wody posadzce gdzieniegdzie tylko poplamionej również krwią. W kącie naprzeciwko drzwi siedziała wielka skulona postać. Vinmark ostrożnie wyjmował spomiędzy knykci kawałki przeźroczystego plastiku. Oddychał ciężko i nierówno. Trochę świszcząco. Seamus zatrzymał się w miejscu. Ze trzy metry od Yurgena.
- Zarazili cię – odezwał się w końcu.
Vinmark nie podniósł głowy. Ale usłyszał. Na pewno usłyszał. Przerwał usuwanie tkwiących w broczących krwią ranach drzazg.
- Nic mi nie jest – odwarknął.
- Odwali ci tak jak Venturze – mówił dalej Seamus – A wtedy wszyscy zginiemy. Rozumiesz to kuźwa Yurgen?
- Nic mi nie jest więc mnie nie wkurwiaj –
warknął głośniej tym razem unosząc twarz. Czoło miał poharatane i umazane krwią, ale oczy chyba trzeźwe – Tylko... pierdolę, jak zimno...
Irlandczyk przez dobrą chwilę patrzył na siedzącego w kałuży rozrzedzonej wodą krwi Yurgena. Rączka ochroniarskiej pałki zrobiła się wyjątkowo ciężka. Nie potrafił.
- Jak doktorka? - głos Yurgena mimo że ponury, był chyba spokojniejszy. Operator podniósł kawałek szkła i spojrzał smętnie na niego.
- W porządku chyba. Ventura ją ugryzł, ale... będziemy teraz kierować się do laboratorium. Cokolwiek to jest, może jakieś środki to zatrzymają.
Vinmark kiwnął głową. Seamus zaś jedyne co mógł zrobić to zostawić górnika samego...
- Poczekaj Gallagher...
Irlandczyk zatrzymał się i odwrócił. Na twarzy Yurgena malowało się beznadziejne napięcie.
- Weź mi przynieś jeden z tych paralizatorów i... jakieś kajdanki.

Gdy wychodził z szatni czuł się wyjątkowo marnie. Jakby coś spierdolił. Całe to jednak wrażenie odeszło jak ręką odjął gdy ujrzał jak zabity wcześniej Ventura ożywa i wyciąga pokrytą sadzą rękę po szyję doktora.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline