Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 21:33   #103
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Chuck siedział na krześle i wydychał ciężko powietrze. Doktorka z obgryzionym uchem dochodziła do siebie i nad nią pan starszy odprawiał medyczne cuda z syntetskórą. Kuźwa, to przecie nie może być prawda! krzyczał w myślach jednak wiedząc, że jest... Niestety... A tamci zamknęli się w sąsiednim pokoju! Prywatności im się zachciewa w takich momentach! Kiedy wszyscy toniemy na jednej łajbie, oni muszą poplotkować na boku... Oj, Chuck był pijany i logika zaczynała zawodzić, kiedy w głowie mu się chwiało. Prawie nie zauważył kiedy pobrali mu krew. Kiwało mu łepetyną nieznacznie na boki, tak jak szkwał od niechcenia trąca łódkę podczas flauty. Złapał się za czaszkę obiema rękoma, by uchwycić dysonans przynajmniej w połowie. Myśli zaczynały się plątać, choć był święcie przekonany, że to tylko ciało zaczyna żyć własnym życiem. A kiedy Yurgen chce wciery spuścić świrom, to Wiki nie ma, bo znikła gdzieś! Całkiem! Zniknęła! Chyba do tego pomieszczenia weszła, do którego ślady spod stołu wiodły... – przypominał sobie, lecz ręki uciąć by nie dał, bo nie widział tego, więc tylko przypuszczał zmartwiony. Oceniając sytuację stwierdził, że oprócz Szczoty i Lysego, którzy wrócili z toalety do śmiechu nie było chyba nikomu. Yurgen co prawda po późniejszej zaczepce Svena minę przybrał co najmniej niemiłą, lecz po dalszym komentarzu Macharisziego o dziwo poczłapał do kibla bez słowa. Uff... – westchnął z ulgą, bo bał się, że jednak Vinmark otworzy grodzie i to będzie ich koniec. Łojej, jak kręcić się we łbie zaczyna! – Fish czuł jak ciało jakby rozdziela się z wolą, więc zaczął oddychać głęboko jakby dusił się dymem, który mimo rzęsistego deszczyku ze sprinklerówco przykrył wszystko wilgocią, nadal unosił się ze skwierczącej skóry Venturry.. To jednak nie tylko przez swąd spalonego ciała co drażnił nozdrza barmana smrodem Fish tak dyszał. Naiwnie był przekonany, że tak robiąc wydyszy alkohol i szybciej wytrzeźwieje - odpędzi natrętny helikopter, który włączył mu się w głowie. Ojej... jęknął w myślach ze grozą, omiatając pomieszczenie chwiejnym wzrokiem. Dogoniła mnie wódka jak nic... Z nosa kapały mu krople i pewnie gdyby nie zimny prysznic z sufitu, który orzeźwił pijanego Chucka, byłoby z nim znacznie gorzej. Głowa zaczęła ciążyć mu na lewo, więc zawadiacko machnął nią na prawo, by się wyprostować. Rozum mówił mu - Kurna pijanyś! W trzy dupybaranie, a nie jest wesoło! Weź się do kupy! I choć Fish szczerze chciał się zmobilizować, to ciało odmawiało mu pełnej koordynacji. Ujął głowę w dłonie i patrząc na buty obserwował jak podłoga poczekalni zaczyna się poruszać.

WKP przyniósł wiadomość. Od Jakowlewa. Wyświetlił komunikat. Zanim zdążył przetrawić informację na spokojnie, Seamus i Peter wrócili do poczekalni i wtedy górnik ruszył za niedźwiedziem do szatni. Kątem oka jednak uchwycił, że usmażony Luis Venturra otworzył oczy z nagłym stężeniem spalonej twarzy.

- Orzesz ty w mordę! - wybełkotał - toć to dokładnie tak samo jak tamten, co mu młody z głowy zrobił miazgę! – dokończył w myślach. Dźwignął się zamaszyście z krzesełka ramieniem trącając psychiatrę niechcący. Czy oni nie widzą, że Luis choć martwy, ożył znienacka nie będąc sobą?! Chwycił taboret i podniósł w górę łukiem stawiając go na Venturry korpusie. Chude ramiona niedoszłego trupa przycisnął w kleszczach pomiędzy nóżkami krzesełka, a metalowy pałąk co był pomiędzy nimi naparł na szyję zarażonego. A ożywiony trup zaczął nagle szarpać się jak dziki, więc Chuck doskoczył ciałem na metalowe siedzenie. Luis wierzgał jak ujeżdżana chabeta. Fish chwycił się oparcia i patrząc na straszliwe grymasy Venturry, zaparł się dzielnie. Jednak tamten co raz bardziej, już teraz szamotał się jak dziki ogier. Rzucał barmanem i krzesełkiem na boki jak byk kowbojem. Choć ręce Venturry w kleszczach taboretu nie mogły rozerwać przeszkody na boki, to siła szaleńcza wątłego ciała wprawiała je w szamot tak wielki, że Chuck miał poważne problemy z pozostaniem na mebelku. Jedną ręką chwycił się oparcia i szeroko rozwierając oczy w przerażeniu, zaczął podskakiwać wraz z podrygami Venturry, a drugą kreślił w powietrzu esy-floresy chcąc sięgnąć kieszeni skafandra po paralizator.

Venturra, jak wściekły zwierzak szamotał się dziarsko pod barmana ciężarem, lecz ani siła Chuckowa, ani jego ciężar nie miały wyraźnej przewagi nad atakiem świra. Na szczęście Luis też zbyt wiele nie mieścił krzepy w mizernych kończynach. Chuck podskakiwał, a tamten choć wierzgał nie mógł się wyrwać. Pewnie to trwało kilka chwil raptem, może kilka sekund, lecz Fish czuł, że wieczność całą kołysze się obijając tyłkiem o metalowe siedzenie.


Tłumiąc wymiotne odruchy krzyknął:

- Yurgen! Bierz i lej go jak takiś do bitki ochoczy! - Niemniej z kibla nie było odzewu.

- Weźcie go! Zdzielcie go! – darł się do reszty stwierdzając, że zaraz zleci na ziemię.


Co więcej Fishowi wydawało się, jakby czas stanął w miejscu i cisza objęła pomieszczenie poczekalni, nie licząc stukotu krzesła o ziemię. Żołądek skoczył natarczywie do krtani i Chuck mimowolnie otwierając buzię zwrócił na Luisa zawartość przekąski energetycznej, którą zdążył wczesniej spożyć. Nie wiedział, czy płakać, czy śmiać miał się z tego, widząc jak paw pokrył Luisa głowę, i skrzywił się tylko w obrzydzeniu.W końcu udało mu się wyszarpnąć z kieszeni pistolet. O mało nosem nie wyrznął w ścianę, kiedy Luis wierzgnął nad wyraz brutalnie, i w tym samym momencie mierząc w podskoku odpalił ładunek elektryczny.

Czy trafił nie wiedział, bo zacisnął oczy ze strachu na wspomnienie efektu ostatniego porażenia. Pamiętał jak wcześniej zwędził ludzką skórę, choć trwało to zaledwie przez chwilę...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline