Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 22:30   #6
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Mostek lekkiego krążownika Levanos.





- Kapitanie, z żalem muszę przekazać panu tę rezygnację ze stanowiska - Maxwell Alexander de'Vireas, pierwszy oficer i głównodowodzący siłami zbrojnymi na krążowniku rodziny Hess, przekazał kapitanowi złożony równo na trzy kawałki żółty pergamin, związany sznurkiem i zalakowany pieczęcią rodu de'Vireas. Sam Maxwell stał przy tym niemal na baczność, w swoim nieskazitelnie białym mundurze, na którym zwykł nosić tylko broń, dwa standardowe pistolety laserowe, no może minimalnie mniejsze i lżejsze, od standardowych, oraz dwa specjalnie dla niego modyfikowane HellPistole, które udało mu się, odnaleźć w czasie jednej z misji. Pod mundurem nosił modyfikowaną lekką zbroję, z cerampłyty. Kapitan odebrał pergamin, złamał pieczęć, i po chwili kiedy skończył czytać powiedział tylko.
- Przyjmuję, ale z obowiązków zwolnię cię dopiero, kiedy z twojej rodziny dostanę dla ciebie zastępce. - uśmiechnął się - Zakładam, że rodzina de'Vireas nie zrezygnuje z współpracy ze mną. -
- Mój zastępca jest już w drodze. Będzie czekał na nas tam, gdzie na mnie czeka mój nowy statek. -
- Raczej statek, na którym będziesz służył. - poprawił kapitan, a w jego oczach błysnęło niebezpieczeństwo. Od dawna podejrzewał, że prawdziwym celem Maxwella jest przejęcie statku, ale do tej pory myślał, że to Levanos miał paść jego łupem. Cóż, być może przejęcia będzie miał dokonać nowy de'Vireas. Tak czy tak interesy z tą rodziną były lukratywne na tyle, że warto było ponosić koszty dodatkowej ochrony. Miał nadzieję, że ród de'Vireas nie będzie próbował niszczyć obopólnej korzyści. Cóż, Max był wzorowym oficerem, i naprawdę żal było go odsyłać, ale list od samego dona de'Vireas, był jednoznaczny i nie zostawiał, żadnych opcji odwleczenia. Dodatkowo kapitan z pewną ulgą przyjmował to, że nikt o zdolnościach Maxwella nie czai się za jego plecami. Po prawdzie to niejednokrotnie bał się, jego opanowania i dyscypliny, i tego, że tak naprawdę, nie wiedział komu wierni pozostaną jego żołnierze.
- Oczywiście, ale może kiedyś spotkamy się w kosmosie. - de'Vireas zrobił efektowną pauzę i dodał - mam nadzieję, że jako przyjaciele. -


Przybycie na planetę Ascilla-Secundus

Levanos wynurzył się z przestrzeni kilka godzin lotu od Ascelli Secundus. Planety na orbicie, której stacjonowała Czarna Gwiazda, ciężki krążownik na, który z polecenia głowy rodu de'Vireas miał się zaokrętować. Z informacji jakie dostał, była to olbrzymia szansa, dla rodu, na nowe zlecenia i rozbudowanie sieci kontaktów. Levanos był potężnym statkiem z doskonałą załogą, ale był tylko lekkim krążownikiem, dobrym do szybkich rajdów, i małych acz drogich zleceń. Czarna Gwiazda, to zupełnie inna liga, i choć w obecnym stanie i liczbie, nie byłby zagrożeniem dla załogi Levanos'a, to kiedy dobrze zorganizuje się na nim prace, będzie niezwyciężony. Max już teraz czuł ogromne podniecenie, domyślał się, że jego zadaniem będzie to do czego przygotowywał się na na jego obecnym statku. Ale musi działać ostrożnie, w ciągu kilkunastu miesięcy, może nawet kilku lat, do niczego nie dojdzie. Musi zyskać zaufanie oficerów i załogi, a przede wszystkim oddziałów militarnych. No i kapitan musi mu zaufać, a nawet więcej, musi na nim polegać. Musi tak jak na Levanosie być niezastąpiony. A wtedy zapewne spotkają jego pierwszy okręt.. Max cieszył się na ten ogrom pracy, uwielbiał podróżować i odwiedzać coraz to nowe światy.

Statek mknął przed siebie, w kierunku Ascilla, i nagle poprzez ekrany na mostku zobaczył jego nowe dziedzictwo.
- Nie kusi pana, aby go teraz przejąć? - zapytał kapitana, ale nawet na niego nie spojrzał. - Teraz jest bezbronny wobec Levanosa. -
- Nie, bo musiałbym wtedy tobie oddać ten okręt. - kapitan przejechał dłonią po stalowej barierce na mostku, przy której obaj stali. - Za bardzo go pokochałem. -
- Ja także kapitanie, za bardzo. Pora go opuścić. Tak jak mówiłem, nie uszczuplę pana załogi, odmówiłem większości ludzi, którzy prosili o transfer ze mną. Zabieram tylko Nicewę i kilku inżynierów, bo domyślam się, że mój apartament będzie wymagał dużo pracy, aby stał się godnym i bezpiecznym miejscem. -
- Co za hojność z twojej strony. - Kapitan wyciągnął do niego rękę podając mu niewielki cyfrowy notatnik - Masz listę naszych planów na najbliższy rok. To na wypadek, gdybyś zapragnął wrócić, albo porozmawiać. - Uścisnął dłoń Maxa i dodał. - Żegnaj przyjacielu. Prom czeka. -



Na planecie Ascilla-Secundus

Max odnalazł punkt werbunkowy, dla załogi Czarnej Gwiazdy bez większych problemów. Odnajdowanie punktów było błahostką, jeśli tylko Nicewa mógł się podłączyć do lokalnych sieci. Uznał, że jeśli stawi się sam będzie ciekawszym obiektem.
Przed biurem stała niewielka kolejka, a dwóch gwardzistów pilnowało wejścia. Cóż stanie w kolejkach nie było jego specjalnością, ruszył więc prosto do drzwi, kiedy był już przy strażnikach, jeden z niech burknął brutalnie, że każdego obowiązuje kolejka.
- Ale nie mnie, i radzę ci żołnierzu zachować grzeczniejszy ton, bo jeśli trafisz na statek, to lepiej dla ciebie, aby twój dowódca dobrze cie zapamiętał. - Faktycznie młody de'Vireas miał oblicze godne bicia na monetach, a do tego głos, który sugerował, że jeśli rozkaz nie zostanie wypełniony to ktoś za to odpowie, i to będzie ostatnia rzecz jaką zrobi.
Gwardzista zamierzał chyba protestować, ale jego kolega, o kilkanaście lat starszy rzucił okiem na sygnet na palcu Maxa, który potwierdzał szlachectwo, po czym skinął na młodszego gwardzistę, aby się zamknął, a sam powiedział.
- Proszę wybaczyć, takie były rozkazy. -
- Więc dobrze, że próbujecie ich przestrzegać, a teraz z drogi. - Przeszedł koło nich i wszedł do środka, było tam, kilkanaście stolików przy, których siedzieli podoficerowie rekrutacyjni, i potencjalnie członkowie jego nowej załogi.
- Kto dowodzi tym punktem? - Zawołał, a wszyscy spojrzeli na niego, po chwili za jednym z biurek otworzyły się drzwi i wyszedł z nich, gwardzista w randze kapitana.
- Witam, Maxwell Alexander de'Vireas, pierwszy oficer Levansa, stojącego obecnie na orbicie. Chciałbym porozmawiać o warunkach jakich oczekuję od rodu Krard. Proszę zorganizować spotkanie z Panem Maximilianem Krard, abyśmy mogli omówić szczegóły. - Kapitan stał przez chwilę jakby zastanawiał się czy spławić obcego do kolejki, czy też spełnić jego prośbę, doszedł jednak do wniosku, że oba są dla niego niekorzystne.
- Ma pan jakieś dokumenty potwierdzające pańskie słowa. - Zapytał, i o dziwo nie nie było w jego głosie obawy. Dobry zadatek na oficera na statku.
- Oczywiście, pierwszym jest Levanos na orbicie, gotowy na moją komendę zniszczyć to miasto i przejąć Czarną Gwiazdę. Drugim jest moja tożsamość, którą potwierdzi pan, a jeśli jest pan w gwardii dość długo, to już pan to robi. Trzecią jest to, że - tu podniósł rękę, aby pokazać pierścień. - mam to. -
- Zapraszam do mojego gabinetu, jeśli pańska tożsamość się potwierdzi, oczywiście przekaże Pańską prośbę o spotkanie do rodu Krard. -
Max ruszył w jego stronę.
- Doskonale -


Zaokrętowanie.

Max jakoś przetrwał rozmowy z głową rodu Krard i jednocześnie kapitanem Czarnej Gwiazdy i przyszłym szefem Maxa. de'Vireas był zachwycony owym osobnikiem, bo było dokładnie tak jak opisywał to don Vireas, nowy kapitan Maxa jest niezorganizowanym, egocentrycznym, zadufanym pajacem, któremu zależy przede wszystkim na jego wygodzie. Wystarczy tylko teraz zrobić to co w czym Max jest najlepszy i czeka go tu świetlana przeszłość.
Obecnie leciał promem z Nicewą i dziesięcioma adeptami z bractwa maszyny i prawie trzema tonami sprzętu i mebli, na jego nowy statek, mimo iż wybrał już na planie swój apartament, to jeszcze należało to potwierdzić i rozpocząć prace przygotowawcze. Coś czuł, że zanim zamieszka w warunkach do jakich przywykł, minie dość dużo czasu. Już teraz miał chyba dobrą opinię, bo nawet licząc upomnienie za grożenie zniszczeniem miasta, za które jego były kapitan osobiście przepraszał dziedzica rodu Krard, jednocześnie dając mu świetne referencje, to pokazał, że potrafi zorganizować posłuch wśród ludzi, choćby tym, że nie czekał na zaproszenie, ale sam załatwił sobie, to że żołnierze z armii Krard załatwili mu to spotkanie. A to już coś znaczy.

Po zadokowaniu i potwierdzeniu, że można bezpiecznie otworzyć właz transportowca, Max wysiadł jako pierwszy, a zaraz za nim wyszli technicy. Nicewa rewelacyjnie wtopił się w ten mały tłum. Nowo mianowany oficer, szybko wypatrzył sierżanta zarządzającego tym lądowiskiem i ruszył w jego stronę, a tuż za nim szła grupa techników, niczym dziwna karykatura jaśnie pana i jego świty. Zaiste byłby to mimo białego munduru mroczny jaśnie pan, i jeszcze mroczniejsza świta, z której gdzieniegdzie wystawało mechaniczne ramię, albo wydawała świszczące dźwięki pracujących siłowników. W rzeczywistości nie byli to potężni kapłani, ale akolici, lub kapłani świeżo po święceniach, jednak wrażenie wizualne jako grupa robili dobre, a to też jedna z cech jakich oczekiwał po nich Max.
- Nazwisko, stopień, i numer do komunikacji - zażądał mocnym głosem, a sierżant chyba już o nim słyszał, albo słyszał, że jakiś bufon przyjeżdża. W każdym razie, odwrócił się błyskawicznie, a na widok białego munduru zasalutował.
-Sir, Fin O'Coney, sierżant sztabowy, na lądowiskach nie zainstalowana jeszcze komunikacji, wszystkie wiadomości przynoszą posłańcy, z biura w głównym magazynie. Sir -
- Dobrze. Spocznij, czuję że się dogadamy Panie O'Coney. To nazwisko mi się kojarzy. Jak długo służysz w tej jednostce. -
- Nie długo sir. Wcześniej miałem przyjemność służyć na Levanosie w służbach logistycznych. Przeniesiony do służby na planecie w oddziałach rodu Krard ze prywatnych powodów. - widać było, że mimo postawy spocznij, cały czas jest spięty.
Max uniósł brwi, ale zaraz je opuścił, przypomniał sobie jakiś półtorej roku temu, dostał od jednego ze swoich sierżantów, prośbę od człowieka z jego jednostki, który założył rodzinę i prosił o zwolnienie ze służby, i wysadzenie na najbliższej planecie. Wszechświat jest mały przebiegło mu przez myśl, a na głos powiedział.
- Więc służyłeś na moim byłym okręcie? Zadziwiający zbieg okoliczności. Na pewno jeszcze się spotkamy sierżancie sztabowy o'Conley, a tym czasem proszę przypilnować rozładunku mojego bagażu, jest tam dość kosztowny sprzęt, dlatego adept Heilli zostanie aby o niego zadbać, a my tym czasem sprawdzimy, czy można go transportować do mojego apartamentu. Adept Heilli będzie z nami w łączności, jeśli przekaże Panu, że apartament się nadaje, proszę mu udzielić wszelkiego sprzętu i ludzi do transportu mojego bagażu, jaki będzie potrzebny. Jakieś pytania? -
- Tylko jedno sir. Czy trasą przejedzie platforma transportowa? bo jeśli tak, to sprzęt możemy załadować od razu na nią. Dziś już nikt tu nie ląduje, ale jeśli platforma się nie zmieści, to szkoda roboty. -
Max spojrzał na tłum techników, a jeden z twarzą pod kapturem odpowiedział, metalicznym modyfikowanym głosem.
- Wedle planów powinna przejechać swobodnie -
- Słyszał Pan? Wedle planów, ale potwierdzimy to jak już dojdziemy na miejsce, nie powinno nam to zająć za dużo czasu. -

Droga do apartamentu przebiegała bez komplikacji, i okazała się zgodna z planami, które otrzymał, jedynym faktem, który go martwił było to, że nikt ich nie sprawdzał po drodze, ani nikt ich nie obserwował. Czyli od lądowiska od apartamentów oficerów i gości, można przejść nie będąc zauważonym, to poważne uchybienie. Idąc zerkał co jakiś czas za siebie, zazwyczaj na załomach korytarzy, Nicewa obserwował sufity i orurowanie biegnące przy nich, pewnie już rozpoznawał, gdzie zainstalować kamery i gdzie się wpiąć, a może i wypatrzył jakieś stare.

Sam apartament był w tragicznym stanie, co prawda rozmiary imponowały, był większy niż jego lokum na Levanosie. Główne pomieszczenie miało głębokości siedem metrów, szerokości piętnaście i trzy wysokości, po jego oby stronach znajdowały się mniejsze pomieszczenia, miały odpowiednio sześćdziesiąt i czterdziestu metrów kwadratowych.
Max wszedł do środka i stanął przy drzwiach, kiedy wszyscy weszli zamknął za nimi drzwi. Nicewa i jeszcze jeden technik od razu przystąpili do wykrywania podsłuchów, a po chwili kiwnęli głowami, że pomieszczenie jest czyste. Na ten znak technicy rozeszli się oglądać pomieszczenia, a młody oficer ruszył za nimi, wcześniej wszyscy czekali, aby nie przeszkadzać w wyszukiwaniu urządzeń inwigilacyjnych.
- Dobrze, zapraszam do salonu - powiedział kiedy zwiedził ostatnie pomieszczenie, lawirując pomiędzy połamanymi meblami, śladami pleśni i ogólnym rozpadem, jaki panował w tym lokalu. Zatrzymał się dokładnie na środku głównego pomieszczenia. - Od teraz dla porządku, to jest salon, patrząc od wejścia na lewo będzie moja sypialnia, a od wejścia na prawo pomieszczenia dla gości. Zasadniczo po wejściu robicie korytarz szerokości i długości czterech metrów, jego lewa strona będzie ścianą na całej długości, a prawa tylko przez dwa metry, dalej przejcie w wysoki barowy blat z ciemnego drewna, za ścianą przygotujecie mi gabinet. Tam na się znaleźć biurko z kontenera nr. - tu spojrzał na dataslate wbudowany w ramię



- Siedem, zasadniczo w gabinecie mając być praktycznie wszystkie meble z materiały z siódmego kontenera. Po prawej to jasne kuchnia, czyli kontener trzy i dwa. Teraz bezpośrednio salon, kontenery jeden, cztery, pięć i sześć. Na środku, na wprost drzwi montujemy kanapę, niski stół, za nim fotele, całość otoczyć roślinami. Po prawej stół jadalny z krzesłami, po lewej zostawiamy przestrzeń. Ściana na wprost drzwi do pokrycia ekranami. Sufit opuścić, i zamontować w nim kamery, automatyczne działka, maski gazowe, i rozpylacze gazu. Pokryć tak aby nie było ślepych punktów. To samo w pozostałych pomieszczeniach. Odnośnie mojej sypialni, w tym pomieszczeniu ma być także, łazienka około 20 metrów kwadratowych, i garderoba, a właściwie szafa z drugim tyłem. Tam proszę przygotować terminal, broń i maski gazowe, oraz granaty. Zasadniczo w każdym pomieszczeniu proszę przygotować schowki w podłodze, i ścianach na laspistole, granaty gazowe, i maski przeciwgazowe. Każdy schowek z zamkiem feromagnetycznym. W pomieszczeniach po prawej proszę przygotować dwa pokoje i łazienkę. O postępach w pracach proszę informować pana Nicewę, on załatwi wam sprzęt, i materiały gdyby czegoś brakowało. Elektronikę i materiały wykończeniowe, znajdziecie w kontenerach nr. osiem, dziewięć i dziesięć. Co do programowania elektroniki, instrukcji udziel Pan Nicewa, on także od teraz zarządza projektem. Za ukończenie apartamentu do odlotu premia w postaci podwojenia wypłaty. Zacznijcie od porządków, a potem od mojej sypialni. Jakieś pytania? Nie ma? W takim razie powiadomić sierżanta sztabowego O'Conley aby rozpoczął transport potrzebnych wam materiałów. - Max ruszył do wyjścia, za cztery dni ruszali, więc miał mało czasu, aby zapoznać się z mostkiem i przynajmniej częścią załogi oraz z rozkładem statku, a przynajmniej jego dostępną częścią.

Cztery dni upłynęły szybko, a Max zdążył poznać statek na tyle aby poruszać się po nim bez mapy, po chwili pomyślał, że jednak poznał tylko odkryte części statku, bo przecież jak dotąd oddano do użytku zaledwie czterdzieści procent jego obszaru. Utworzył też niewielki oddział składający się z dwudziestu weteranów oddziałów Krard, który poinstruował odnoście pilnowania segmentu statku, zawierającego apartamenty oficerów, a dokładnie to jego apartament i komnaty kapitana. Nie był pewny gdzie zamieszka reszta oficerów, od Nicewy wiedział np. że Darleth Jaghatai ma gabinet i pokój obok pokładowej skarbnicy wiedzy.



Dzień przed wylotem.

Dzisiejszy dzień można zaliczyć do udanych, kapitan jak należało się spodziewać, nie wtrącał się w dowodzenie statkiem, za to zwalił robotę, na nich. Od rodu dowiedział się, że załatwią ile tylko dadzą rady, wszak czasu mało. Dodatkowo, reszta oficerów mostka, wydawała się rozsądna, bo nie szczędziła kasy rodu Krard, a logicznym było, że im więcej teraz wydadzą, i zbiorą lepszą załogę i lepszy sprzęt, tym więcej i szybciej zarobią. Od asystenta dowiedział się, że udało się podłączyć do głównych punktów informacyjnych statku, może na tyle aby nimi sterować, ale na tyle aby wiedzieć co się dzieje, i według techników ich czynność były niezauważone. Oczywiście tech kapłan Hecklerius, na którego linii się włamali, na pewno będzie wiedział, no i być może jeszcze kilka osób to zauważy. Szczerze powiedziawszy Max specjalnie się tym nie przejmował, głównie dlatego, że takie czynności były w jego mocy, a niektórzy mogli by powiedzieć i obowiązku, a po drugie liczył, że uda mu się dogadać z Darlethem, a ten porozmawia z Heckleriusem. W końcu przybyli z jednego okrętu, a z informacji wywiadu de'Vireasa wynikało, że się przyjaźnią.
Nicewa doniósł mu także już po odprawie, że Jaghatai zaprasza na prywatną rozmowę, co mogło być ciekawym doświadczeniem, wszak Vostroyskie poczucie obowiązku i honorowość, gryzła się niejako z zasadami rodu de'Vireas, jednak w dużej mierze pokrywała z prywatnymi zasadami Maxwella. Jako, że i tak chciał samemu wysłać takie zaproszenie, najwyższym marnotrawstwem było by nie skorzystać, toteż o umówionej godzinie pojawił się w bibliotece Czarnej Gwiazdy i ruszył do drzwi apartamentu seneszala.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 25-11-2010 o 23:09.
deMaus jest offline