Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 00:03   #7
QuartZ
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Vladyk Tenser

Vladyk z głośnym szumem oddechu wędrował przez jałową ziemię. Trwała właśnie burza piaskowa i w zasadzie nie widział zbyt wiele. Kierując się jedynie wskazaniami pochodzącymi z zewnętrznych czujników otoczenia, dalmierzy i skanerów, stawiał pewnie stopy na sypkim podłożu. Normalnie już dawno droga zapisana byłaby w banku danych, jednak krajobraz tutaj był zmienny na tyle, że nigdy nie wędrował dwa razy tą samą drogą. Zmienność ta miała oczywiście zwoje zalety i na wiele mileniów ukryła pod ruchomym piaskiem pradawny wrak. Wrak pochodził z milenium tak odległego iż nawigowano go jeszcze bez pomocy nawigatorów, napędzano bez użycia silników skokowych i co najważniejsze … obsługiwano z pomocą robotów. Nie, nie serwitorów, ale prawdziwego AI, prawdziwych Ludzi z Żelaza zbuntowanych później przeciwko ludzkości. A może to bunt sprowadził tutaj ten wrak? Właśnie miał się przekonać.

Trzy serwitory wyposażone w potężne palniki plazmowe zamontowane do pary z równie potężnymi szczypcami hydraulicznymi po kilku dniach pracy nareszcie przegryzały się przez grube poszycie statku. Nadzorowane przez jednego z akolitów i kolejne dwa serwitory bojowe zdawały się po tym czasie niemal zrośnięte z krajobrazem. Jedynie raz na dobę inny akolita przychodził z drugą zmianą, jednak tym razem kapłan przyprowadził ich osobiście. Plazmowe palniki i szczypce przez ostatnie osiem godzin zamieniał na delikatniejsze narzędzia. Nowo przybyłe konstrukty wyposażone były w zestawy do wycinania delikatnych elementów, przenośne baterie i złącza do zasilania ocalałych systemów i najróżniejsze sprzęty serwisowe używane zwykle przy pracach remontowych. Ta osobliwa zgraja po czterech latach pracy na planecie nareszcie miała ukończyć swoje zadanie.

Spoglądając na akolitów Tenser odezwał się głosem pełnym radości nawet mimo zmieszania z syntezowaną mową mechanicznych wysięgników unoszącymi nad jego ramionami zintegrowane z nim czaszki.
- Nadszedł czas. Po prawie trzech latach samego poszukiwania i miesiącach czekania, aż piaski oddadzą nam chociaż kawałek miejsca dotarliśmy tutaj. Nim wejdziemy oddajmy hołd duchom maszyn, jakie wygasły i tym, które możemy jeszcze ocalić przed zniszczeniem.
Rozpoczynając skomplikowane inkantacje i rysując kilka run dookoła nowo wyciętego wejścia kapłan wraz z pomocnikami wychwalali Boga Maszyny. Serwitory nadal jeszcze wyposażone w pneumatyczne ramiona rozpoczęły przepychać kawał metalu do wnętrza statku, zaś tuż za ich plecami wielolufowe karabinki laserowe wpadły w obroty na wszelki wypadek. Chwilę później recytacje przeszły w glorie pochwalne dla imperatora i jego doskonałego jestestwa w harmonii z technologią, a do pary z nimi w powietrze wzniósł się huk ciężkiej stalowej bryły uderzającej o powierzchnię wewnątrz. Pierwsze serwitory zapaliły zamontowane w czaszkach reflektory i ruszyły do wewnątrz, by wyciąć kolejne przejścia do prawdopodobnie zahermetyzowanych grodziami przedziałów. Litanie zmieniły się w śpiew i powoli zaczęły wygasać, gdy ostatnie słowa zgrały się z wyrysowaniem ostatnich symboli. Byli gotowi.
- Niech ta chwila przyniesie nam szczęście, a nasze kroki będą krokami ku zrozumieniu i poszerzeniu naszej świadomości wraz z jej cielesną powłoką dążącą ku boskiej wieczności w jedności z duchem maszyny naszego ciała.
Przytakując akolici wykonali religijny gest na symbolach Imperium i ich zakonu Adeptus Mechanicus. Po tym rytuale bez słów każdy zapalił jakieś własne źródło światła, lub uruchomił bioniczne oczy i czujniki w przypadku Vladyka i jednego z adeptów. Serwitory bojowe przełączając się w tryb pełno bojowy uruchomiły noktowizję i rozpoczęły przeszukiwanie.

Czas mijał tutaj leniwie. Kolejne przecinane zawiasy i ściany ukazywały jedynie poszatkowane eksplozjami resztki korytarzy pełnych szczątków i kompletnie zmasakrowanej technologii. W zasadzie nic się nie działo, a wędrówka była jedynie stawianiem nóg jedna za drugą. Nawet sensory nie wykrywały niczego ciekawego choćby i za ścianami. Tenser wraz z jednym akolitą, dwójką serwitorów technicznych i oboma bojowymi wędrowali śladami otworów wyciętych przez wyprzedające je o kilka pomieszczeń sługi wycinające nowe „drzwi”. Jedynym zajęciem było błogosławienie i żegnanie dawno wygasłych duchów napędzających wszystko dookoła.

Następne dwie doby upłynęły w takim samym, leniwym tempie. Jedynym zaskoczeniem były rozmiary statku, oraz grubość niektórych ścian wewnętrznych, co dodatkowo spowolniło prace. Na szczęście zguba warstwa osłaniająca pokład zajmowany jedynie przez generatory mocy była już bliska sforsowania. Co najdziwniejsze nie znaleziono żadnych drzwi prowadzących z tej części statku na pokłady techniczne. Jak gdyby ludzie na górnych pokładach w ogóle nie przejmowali się stanem statku. W obecnych standardach było to niemal podejście na skraju herezji, a już na pewno z punktu widzenia kapłana.

Ostatecznie odnaleziono mostek, jednak był on tak podziurawiony i częściowo zasypany, iż siedzący w nim Vladyk zdołał uruchomić jedynie jedną techniczną konsolę, która w dodatku nie funkcjonowała zbyt dobrze. Dowiedział się z niej tylko iż napęd zasilało dwanaście prostych generatorów zaskakująco małej mocy, nawet jak na tamte czasy, jednak reszta danych była stracona, lub tak pofragmentowana że nie dało się ich odtworzyć. Westchnął. Wielkie nadzieje pokładane w tej krypie i lata pracy jak dotąd sprowadzały się do niczego. W zasadzie wszystko tutaj nadawało się jedynie do przetopienia, albo i nie nadawało się nawet na złom. Kilka godzin temu znaleziono kości załogi, jednak były tak stare, że owe kilka sztuk nie zniszczonych jeszcze przez czas i tak nie nadawało się do niczego. Mówiąc wprost statek był martwy, pusty, zniszczony i skrajnie nieciekawy.
Z prób rekonstrukcji zebranych informacji wyrwał go nagle jeden z akolitów. To dziwne, bo z reguły przysyłali serwitora, jeśli przewiercili się przez kolejną ścianę, a komunikacja bezprzewodowa nie działała. „Może nareszcie coś ciekawego?” – Pomyślał z nadzieją, obserwując ucznia czujnikami wysokiej mocy jeszcze kiedy był za ścianą. Zdyszany człowiek wpadł zdyszany do pomieszczenia.
- Mistrzu Tenserze! Mamy coś! To wspaniałe. Przebiliśmy się na pokłady techniczne. Nawet udało nam się znaleźć jeden generator dający nadzieję na uruchomienie!
- Wspaniale, prowadź proszę. – Odparł bez oznak emocji Vladyk.
- Tak jest! Proszę za mną mistrzu.
- Adept Paltryk wraz z większością naszych sług właśnie wchodzą do środka, więc prawdopodobnie już czekają na mistrza pierwsze dane.


Gdy dotarli na miejsce sensowy wykryły śladowe promieniowanie. Faktycznie któryś z reaktorów musiał mieć jeszcze paliwo, które nie rozpadło się i pozostawało dość radioaktywne, by odpalić na nim generator, a kolejne trzy godziny wytężonej pracy udowodniły, że używając części z wszystkich pozostałych generatorów jakimś cudem dało się go odpalić na prawie trzydziestu procentach mocy. Czujniki i skanery ożyły! W zasadzie dane zalały aparaturę wszczepioną w ciało Vladyka, która dotychczas nastawiona na najwyższą czułość wyłapała o wiele więcej, niż można było się spodziewać. Działało oświetlenie, działało zasilanie wielu konsol i paneli. Na każdej ścianie świeciły się jakieś przyciski, a gdzieniegdzie większa konsola skupiała szereg obiecująco świecących wskaźników, którym towarzyszyły rzędy dźwigni i pokręteł. W jednym miejscu dawało się nawet dostrzec szumiący i podskakujący obraz jakiegoś wyświetlacza, a te same w sobie były już znaleziskiem wystarczająco rzadkim i wartym uwagi, by właśnie tam skierować swoje pierwsze kroki.
- Zajmijcie się ustaleniem czemu to wszystko nie jest tak zniszczone, jak pokład wyżej. – Polecił Akolitom.
- Oczywiście, mistrzu. – Skłonił się akolita. - Chciałbym przypomnieć iż pozostało nam dość zapasów na kolejne trzynaście godzin pracy. Całe szczęście z tym generatorem możemy sprowadzić tutaj znaczną część zasobów i nie przejmować się wędrówką przez burzę do obozu.
- Znakomicie, nie pozwólcie mi zatem marnować więcej waszego czasu i zajmijcie się tym po wstępnych oględzinach.
- Jak sobie życzysz mistrzu.

Pomocnik ukłonił się i ruszył do pracy. Zabierając ze sobą dwa serwitory udał się w głąb korytarza odchodzącego, zdaje się, wzdłuż osi statku od pomieszczenia generatorów. Nie było go jedynie kwadrans, może dwa, kiedy wpadł biegiem do pomieszczenia. Nie było z nim już cybernetycznych sług, a jego szata była w kilku miejscach naddarta.
- Jedynka, czwórka, pełna aktywacja systemów! – Wykrzyczał. Chwilę później leżał martwy na podłodze.

Skupiony na strumieniu danych napływających przez zautomatyzowane części mózgu ukryte w bionicznie wszczepionych czaszkach zwieńczających długie wysięgniki początkowo nie zwracał uwagi na adepta. Od kiedy zeszli tutaj na dół średnio co pięć minut któryś z nich biegał podekscytowany, albo przynajmniej wyrażał chwalebny dla Boga Maszyny psalm, by uczcić nowe znalezisko. Na ogół jednak nie były to okrzyki skierowane do bojowych serwitorów, które miały przecież za zadanie jedynie walczyć. Sekundę później, odcinając strumień danych znów mógł skupić umysł na zmysłach zewnętrznych i z zaskoczeniem odkrył iż wielolufowe karabinki laserowe rozkręcają się do pełnej prędkości. Miał bardzo złe przeczucia, nawet mimo pełnej świadomości iż złe przeczucie to z reguły po prostu efekt niedostatecznej ilości danych.

Pierwsze wiązki skoncentrowanej energii wystrzeliły z luf działek w głąb korytarza, którym jeszcze niedawno przybiegł martwy teraz uczeń Tensera. Nagle, jakby w odpowiedzi na atak z korytarza dało się usłyszeć trzask metalu uderzającego o metal, odgłosy odrywanych od ścian i sufitu elementów wyposażenia, które latały we wszystkie strony bijąc o powierzchnie dookoła jak zabójcze srapnele rozgrzanego do czerwoności metalu. Ostrzał nie ustawał, jednak Vladyk zaczął już sensorami docierać do sunącego na serwitory napastnika. Dane go zachwyciły i przeraziły zarazem. To byli Ludzie z Żelaza! W zasadzie jeden wiekowy konstrukt, przynajmniej jedyny którego znaleźli na tym statku. Machiny te, stworzone przez ludzkość do służby, które dzięki sztucznej inteligencji zdołały zyskać dość świadomości, by zbuntować się i zapoczątkować Mroczne Wieki Technologii. Machiny te jednak były tak niebezpieczne, anwet jeden samotny egzemplarz, że przez chwilę Vladyk zastanawiał się nad ewakuacją osłanianą przez serie z laserów, pokusa wiedzy przeważała jednak i z chorą niemal fascynacją kapłan obserwował rzeź. Konstrukt sprzed tysięcy lat szarżował na swych technologicznych następców próbując ocalić swe istnienie. Samoświadome, zbuntowane przeciwko wszystkiemu co żywe jestestwo zamknięte w metalowym ciele i drugie zupełnie posłuszne woli i podporządkowane rozkazom. Była w tym pewna ironia, że sztucznie inteligentna maszyna miała niemal ludzką wolę przeżycia, a stworzony z żywego człowieka serwitor w gruncie rzeczy był jedynie bezduszną machiną.

Gdy opadł kurz, pył i opary stopionego metalu w korytarzu nie leżała machina, a drobne kawałki stopione, rozerwane i poszatkowane jak sito przez ostrzał. Były to kawałki oderwane z korytarza a pod nimi nieuzbrojony robot, nieopancerzony bardziej niż najbardziej podstawowe modele i zupełnie bezbronny wobec upływających mileniów, świadomy robot który miał jedynie jeden cel - nienawiść do życia jako niższej formy i własne przetrwanie. Nie miał szans, chociaż kilku więcej i zdołałyby rozerwać biologiczne części serwitorów zrywając im płynnym ruchem pancerze wszczepione w ciało, a niewiele później sam kapłan zmieniłby się jedynie w kupkę szczątków i mięsa. Teraz jednak było po wszystkim i nawet ta jedna żelazna machina narobiła ogromnych szkód. Zginął akolita, trzy serwitory techniczne leżały porozrywane, a bojowe nie wyglądały wcale lepiej. Przegrzewające się działka poważnie przypaliły ich biologiczne elementy i gdyby nie blokady receptorów bólu zdałyby sobie już dawno sprawę iż należy się wyłączyć, lub zginąć za najdalej kilka godzin. Te dwa egzemplarze nie nadawały się już do niczego. Jeden wiekowy i nie całkiem sprawny robot wymusił na nich przeciążenie, a pewnie i tak powaliło go tylko jakieś szczęśliwe trafienie w kluczowy element. W zasadzie ocalał jedynie kapłan, jeden akolita i garstka bio-mechanicznych sług.
- Poszukajcie nie zniszczonych elementów. – Rzucił bezdusznie kapłan. – Chcę je mieć wszystkie w oznaczonych skrzyniach.
- Tak jest, mistrzu… czy potem możemy się stąd wynieść, mistrzu?
- Tak. Zabierzemy to i poślemy po większą ekspedycję do zakonu. Szansa iż jest ich więcej, jednak jeszcze nie odzyskały mocy wynosi ponad pięćdziesiąt siedem procent. My daliśmy im sprawny generator, a nie chcę się przekonać ile trwa ładowanie ich baterii.

Akolita wraz z technicznymi serwitorami zabrali się natychmiast do pracy. Tym razem bojowe konstrukty w pełnej gotowości trzymały cel na każde nieotwarte dotychczas drzwi.

Kilka tygodni później.

Pochylając się nad stołem zastawionym częściami zebranymi z poszatkowanych w walce na wraku ciał Ludzi z Żelaza Vladyk był niemal wniebowzięty. Marzył o dostępie, wyłącznym dostępie, do tak starej i zapomnianej technologii. Teraz miał ją na wyłączność i mógł się poświęcić pracy. Przez ostatnie dni zdążył już wywnioskować iż tak długo, jak długo pracowały generatory, uwięzione na statku konstrukty naprawiały siebie nawzajem i dostępne systemy statku. To dlatego niższe pokłady były w tak dobrym stanie. Wrak prawdopodobnie zabił całą załogę czymś, co nie miało wpływu na maszyny. Może była to utrata ciśnienia w części załogowej, może promieniowanie. W każdym razie części, które zdobył były jego prywatnym świętym gralem, artefaktem mogącym posunąć jego badania nad bioniką o wiele lat wprzód.
Pracę przerwał jeden z akolitów pełniących służbę ku chwale Boga Maszyny w jego pracowniach. Niestety odebrano mu serwitory by odzyskać z nich jak najwięcej danych o wydarzeniach z ekspedycji i został jedynie z kilkoma pomocnikami. Niemniej jednak nie przejmował się tym. Miał swoje zabawki i nie obchodziło go nic. Chociaż może?
- Panie.
- Tak? Słucham Cię.
- Odkryto kolejny okręt. Świetnie zachowany, dryfujący w przestrzeni.
- Na światło Imperatora! Gotuj się do drogi, znów opuszczamy świat kuźnię.
- Tak jest!
- I upewnij się, że wszystkie te części lecą z nami. Weź też kolejnych czterech akolitów.
- Tak jest, mistrzu.
- Wiemy coś o tym okręcie?
- Jedynie nazwa. –
Młody adept zrobił pauzę szukając w pamięci. – Zwie się „Czarna Gwiazda”, mistrzu.
- Dziękuję. Czas zatem zaoferować nasze usługi na pokładzie Czarnej Gwiazdy!

Ostatnie zdanie rozbrzmiewało w powietrzu wypowiedziane przez kapłana głosem tak syntetycznym i nieludzkim, że zdawał się on wibrować. Syntezatory zgrane w harmonii z głosem kapłana wyraziły głos wszystkich jego sub-jaźni. Każda z osobna chciała być już w drodze.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 26-11-2010 o 00:43. Powód: "Rachunek zysków i strat" ;)
QuartZ jest offline