Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 00:28   #25
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Myśli kołatały się w głowie Alvaro. Krążące wokół jednej sprawy, tej samej o której myślał od wielu dni, wielu miesięcy. W tej chwili stał w miejscu. Był bezsilny, choć lepsze byłoby słowo zależny. Był zależny od innych, na to by działać sam miał za małą wiedzę a jego rozmówca, który teraz uwijał się szykując lokal do otwarcia, nie dał mu żadnych konkretnych informacji, które pozwoliłyby na samotne działanie. Przyszło mu czekać. Nic nowego. Nauczył się tego. Piwo przyjemnie wlało się do gardła przy kolejnym łyku. Do smaku krwi było mu bardzo ale to bardzo daleko, mimo wszystko przyjemnie smakowało. Kiedy Rafael postawił butelkę na stoliku jego wzrok napotkał na piękne niebieskie oczy należące do kobiety, która dopiero co weszła do lokalu. Ładnej rudowłosej kobiety. Alvaro miał wrażenie, że krew płynąca w jego żyłach przyspieszyła rozlewając się ciepłem po całym ciele. Był facetem nie odpornym na wdzięki kobiet. Jego myśli przeskoczyły na inne tory. Minęło już tak wiele czasu od kiedy był w związku. Zwiazku, który rozpadł się z jego winy. Praca, ośrodek dla młodzieży, praca, praca, praca. To nie służyła sprawom prywatnym a dodatkowo Rafael nie należał do osób zbyt śmiałych w tzw. podrywach. Anna zostawiła go w dzień swoich urodzin. Pamiętał o jej święcie bardzo dobrze, miał nawet przygotowany na ta okazje prezent, jednak tego dnia nie mógł się zjawić w domu. Tego dnia nastąpil przełom w śledztwie które wówczas prowadził. Deptał po nogach mordercy…. Zadeptał swoje zycie prywatne. Anna odeszła, nie mógł jej mieć tego za złe, rozumiał ją.
Brakowało mu bliskości, osoby która będzie go słuchać i którą i on wysłucha. Śmiechów, dotyków, pocałunków, seksu, miłości, czułości….

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_LvEj01NBmQ&feature=related[/MEDIA]

Rudowłosa musiała być kimś bliskim dla Jeroma o czym świadczył i pocałunek w policzek na powitanie. Silent słyszał jak barman przedstawia dziewczynie jego osobę. Posłała Rafaelowi taksujące spojrzenie i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do siedzącego mężczyzny, który wstał zachowując grzeczność. Przedstawiła się.

- Miło mi – Alvaro uśmiechnął się ściskając niezbyt mocno dłoń kobiety – Rafael – również się przedstawił - Na mnie natomiast od jakiegoś czasu wołają „Silent” – uśmiechnęli się do siebie.

- Przepraszam – miała przyjemny głos – ale obowiązki wzywają - uśmiechnęła się ponownie i ruszyła na zaplecze.

Wyszła stamtąd po jakiś 15 minutach. Gdyby Alvaro jej wcześniej nie widział mógłby mieć problem w jej rozpoznaniu nawet pomimo jej charakterystycznych rudych włosów i niebieskich oczu. Teraz włosy sterczały w punkowym czubie, na twarzy pojawił się drapieżny makijaż a na siebie, Ruda wrzuciła nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę. Na twarzy Rafaela musiało odrysowywać się zdziwienie ponieważ dziewczyna rzuciła, coś w stylu dostosowywania się do stylu lokalu po czym obdarowała go kolejnym uśmiechem i zajęła się przygotowywaniem lokalu do jego otwarcia. Silent obserwował ich z uwagą sącząc piwo. Zastanawiał się czy Rebeka też jest czującą krew.
Ludzie po otwarciu lokalu nie walili do niego drzwiami i oknami. Przez pierwsze pół godziny nie pojawił się nikt. W międzyczasie Alvaro skorzystał z toalety i wrócił na swoje miejsce. Potem pojawili się klienci, zwykli ludzie, którzy przyszli w dźwiękach ostrzejszej muzyki zjeść coś i napić się procentów.
Silent bardziej poczuł niż zobaczył, że koło niego ktoś siedzi. Nikt nie zbliżąl się do jego stolika więc, odpowiedź mogła być jedna. Jacoob. Nie mylił się. Chłopak mrugnał do niego łobuzersko, niczym nastolatek. Silent rozluźnił mięśnie. Dopiero teraz.
Rebeka widząc koło mnie Jacooba przyniosła nam dwa ciemne piwa. Ruda była oaobą milczącą, nawet wtedy kiedy Jacoob starał się jak mógł by jqak to mówią zabajerować dziewczynę. W zamian dostał tylko uśmiech, który wart był swojej ceny. Hałas w lokalu stawał się coraz bardziej donośny. Skupiajac swój słuch na dwóch chłopakach siedzących trzy stoliki od nas i rozmawiajacych o jakimś zabitym przez gang znajomym, Alvaro dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Jacoob do niego mowi, chwaląc go za akcje w Queens.

- Jacoobie – Alvaro w końcu zwrócił się do wampira - jeżeli liczyłeś na to, że się wystraszę twoim nagłym pojawieniem się to musze Cię rozczarować. Przyznaje ciężko mi się przyzwyczaić do twoich hmmm „nowych” zdolności, ale idzie mi już coraz lepiej. Co do – przesunął w głąb stołu butelkę z ciemnym płynem – Queens i tego Rezydenta, jak go nazywasz to mam szereg pytań. Jak do diaska wiedziałeś co się ma tam wydarzyć? Rozumiem, że mówiąc o Rezydencie masz na myśli mieszkańca Metropolis? Tak je nazywacie... nazywamy?

Zapach dymy tytoniowego wydobywający się z zapalonego przed chwilą przez Jacooba papierosa przywołał wspomnienie nałogu. Alvaro nie palił już kilka miesięcy i zamierzał trwac w tym dalej, nawet pomimo tego, że siedzący obok niego „chłopak” mu tego nie ułatwiał. Silent delikatnie odusnął się od Jacooba choć wiedział, że nic to nie da. Lokal zaczynał przesiąkać dymem papierosowym. Jacoob nie był jedyną osoba palącą.

- Ha. Nowych. Ha – zaśmiał się Jacoob. – Nowych! Gdybym cię tak nie lubił, to bym się obraził. Ale wybaczę ci – mrugnął. – Rezydent to czujka. Czujka siedząca w Iluzji. Jest ich pełno. W szpitalach, rządzie, policji. Sądzisz, że rządzenie ludźmi Archonci i Anioły Śmierci pozostawili ludziom. Ha! Są dwa rodzaje rezydentów: liktorzy i razydzi. Ten, z którym się poprztykałeś był Razydą. A jak wiedziałem, co się tam wydarzy.? Szósty zmysł. Powiedzmy.

- Komu z tych gliniarzy możesz zaufać? – zapytał niespodziewanie zmieniając temat – Będziemy potrzebowali ich pomocy? A oni będą potrzebowali naszej ochrony.

- Nie zmieniaj tematu proszę ale skoro chcesz wiedzieć to najbardziej ufam Cohenowi. Wydaje mi się, że Jessice i Baldrickowi też można zaufać. Siedząc w tej sprawie musieli mieć do czynienia z prawdą a nie tym mirażem jaki nas otacza. Tak szczerze mówiąc to nawet nie wiem czy Patrick i Jessica też siedzą w tym nowym śledztwie. Baldricka biorąc pod uwagę Queens przydzieliłem niejako z urzędu jako członka Wydziału Specjalnego, ale co do pozostałej dwójki to strzelam. Czuje, że Cohen by sobie nie odpuścił a Jessica nie należy do słabych kobiet i myślę, że też chciałaby dopaść drania.. Jeżeli inni ze sprawy Tarociarza jak MacDovell i Grand też biorą udział to mogę jedynie powiedzieć, że są to nieźli funkcjonariusze ale nie pracowałem z nimi zbyt długo więc ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Gdybym był policjantem i żył swoim dawnym życiem to bym zaufał. No a teraz – ciemny płyn z butelki zwilżył usta Rafaela - proszę o odpowiedzi. Skąd wiedziałeś? Czy sprawa z Astarothem to jedynie Twoja prywatna wojna w której i ja biore udział czy ma to szerszy krąg? Inni – zerknąłem na przechodzącego w pobliżu gospodarza lokalu – tacy jak Jerome nie wiedzieli o co chodzi – Silent zamilkł i spojrzał na kobietę, która podeszła do naszego stolika i poprosiła Jacooba o ogień. Ten odpalił jej papierosa i chwilę pobajerował.
- Kurczę – Rafael odezwał się kiedy dziewczyna odeszła - Jacoob, jak ja mogę ich chronić walcząc z kimś takim, chocby i ze sługusami upadłego anioła? Podkreślam upadłego anioła. Czujący krew czy nie czujący to mogę mu jedynie dowcip opowiedzieć, może się uśmieje na śmierć, o ile w ogóle może zginąć. Jak mam ich ochraniać? Nawet nie wiem gdzie dokładnie są co robią? Nie mówiąc już o przewidywaniu przyszłosći. Jacoob u mnie prawie nic sie nie zmieniło. Chłopie ja korzystam z metra i taksówki. Aaaa – dodałem zanim chłopak otworzył buzię do odpowiedzi – czy zdążyłem dodać, że oficjalnie nie żyje.... - Przepraszam za ten sarkazm – Rafael sam szybko ostudził negatywne emocje – sam się na to pisałem. Jestem Tobie wdzięczny za to, że mogę działać pomimo tego, że muszę chłeptać krew. To był mój wybór, mój własny bagaż do dźwigania.

- Widzisz, Rafi – Jacoob miał już odrobinę mniej łobuzerską minę. – Tego nie da się tak po prostu opowiedzieć. Im mniej wiesz, tym na razie lepiej. Możesz mi zaufać i działać pod moje niemal dyktando, lub zaszaleć samemu. Jak wolisz? Potrzebni nam jednak będą policjanci. Wiem, ze Astaroth ma wtykę w waszym wydziale. A potrzebujemy informacji ze śledztwa, by dopaść gnojka. Poza tym już ci wcześniej mówiłem, ze działamy dla kogoś innego. Kogoś silniejszego i dużo bardziej wpływowego. Lecz on sam nie może się teraz włączyć do zabawy. Po prostu. Jak to wy mówicie, chce zachować swój udział w sprawie do samego końca. Ale, uwierz mi, już podjął stosowne kroki i działania by dokopać Atarothowi w jajka.

Uniósł piwo do ust.

- Wypijmy za to!

Rafael nie zapytał o starania jakie poczynil jego rozmówca. Wiedział, że i tak Jacoob mu nie odpowie. W zamian za to uniósł butelkę w górę w salucie a następnie przytknął ją do ust i pociągnąłem solidny łyk. Przez chwilę wpatrywałem się w Jacooba taksując go wzrokiem.

- Dobrze. Zatem na razie będę milczał w tej kwestii. Poczekam, aż sam zaczniesz mi opowiadać. Gdyby jednak coś się Tobie stało to mam się zgłosić po informację do Ormianina? Ten facet jest ponoć starszy od Ciebie?

- Od Ormianina trzymaj się lepiej z daleka. Jest starszy. Nie nasza liga.

- Ci liktorzy – Silent posłusznie zmienił temat - jaką mają funkcję? Różnią się wyglądem od razydów? Też można ich załatwić jak ta razydę z Queens?

- Liktorzy i razydzi to straznicy więzienia. Strażnicy Iluzji w której trzymani są ludzie. Całkiem niezłej iluzji – powiódł wzrokiem za tyłkiem jakiejś nastolatki, która uśmiechnęła się do niego. Upił łyk piwa. - Nie załatwiłeś tego na Quenns – kontynuował - Troszkę sfatygowałeś mu garnitur. Gdybyś go zabił na amen, zostałoby ścierwo. Zwłoki człowieka. Razydzi to kolczaste pokraki a Liktorzy są nawet grubsi niż nasi rodacy.

- Załatwiłbym go gdybym wpakował mu kilka kulek więcej? Czy są jakieś bardziej skuteczne sposoby na nie? Chce to wiedzieć chłop.... Jacoobie – Alvaro powstrzymał się od nazwywania Jacooba chłopakiem. Pomimo swojego wyglądu i zachowania był on o wiele starszy niż Rafael a ten chciał to uszanować.

- Załatwiłbyś, gdybyś wpakował im kilka kulek więcej na dłużej. Widzisz. Problem z większością tego co nas otacza, tego co materialne, że to zwykłe hokus – pokus. Aby kogoś naprawdę zgładzić musisz zniszczyć jego ducha. Niematerialną cześć istoty. A tego nie potrafisz. Niewielu potrafi. Jednak uwierz mi. Sfatygowanie też daje odpowiednie rezultaty. Więc trzymaj się metody na ołowianych kolesi.

- Tam było ciało...? w Queens – dodał Alvaro widząc pytające spojrzenie Jacooba – musiało być a ja miałem za mało czasu, żeby je znaleźć.... Poza tym cos mi nie gra Jacoobie. Zmieniła się trochę otoczka tych morderstw i to nie chodzi mi tutaj o te bezbronne dzieci. Zastanawiam się czy to nie jest zasłona dymna przed tym co sobie obecnie zaplanował Astaroth....

Spojrzał na ciebie z uwagą.

- Może. Albo skubaniec się spieszy i nie ma czasu na zabawy.

- Mówisz ze jest wtyka w Wydziale... – Rafael ponownie zmienił temat czujac, że na poprzedni nie uzyska obszerniejszej odpowiedzi - Możemy ją jakoś wywabić? Podsunąć coś co mogło by ta osobę nam wskazać? Jakiś fałszywy trop? Czy chcesz tylko bym ostrzegł ludzi z Wydziału? Z drugiej strony nie wiem kto dokładnie pracuje nad ta sprawą. Jak są osoby nowe w sprawie to może je trzeba sprawdzić? Przyjrzeć się im?

- Dlatego powinniśmy wybrać kogoś z twojego starego zespołu. Kogoś, komu możesz zaufać. Ja nie mam dojść na policji. Tylko kartotekę. Nawet kilka, szczerze mówiąc. W 1952 byłem nawet na liście MOST WANTED FBI.

- Dobrze. Skontaktuje się z ta osoba. Mam nadzieję, że zechce współpracować. A właśnie, co do tych kartotek. Ta zmiana wizerunku to też tajemnica czy jakaś ciekawa sztuczka?

- Ciekawa sztuczka. Bardzo tajemnicza – odpowiedział po swojemu Jacoob

- Rebeka – Alvaro przeniósł wzrok w kierunku przemieszczającej się po lokalu dziewczyny – to od długiego czasu jest czującą krew? Zajęta jest?

- Ona nie jest jedną z nas. To szkła – zaśmiał się. – To żeś mnie rozwalił chłopie. Och Rafi Rafi, można powiedzieć, że tęskniłem. – zaśmiewał się w najlepsze - Rebeka wie o nas i lubi nasze towarzystwo. A czy jest zajęta. Hmm. Nie dorastasz do pięt jej konkurencji. Masz za małe cycki i za krótkie nogi. No i brodę i nie to co lubi między nogami. Przesrane, no nie – zaśmiał się rozbawiony.

- Zatem niepotrzebnie się goliłem – Silent przyłączył się do śmiechu drugiego wampira - szkoda. Mam nadzieję, że nie puszczasz mi bajki by odgonić konkurencje - nadal się uśmiechał stukając butelką o butelkę Jacooba i dopił resztę piwa - Zatem teraz postaram się skontaktować z Patrickiem a potem czekam na Twoje instrukcje. Kiepskiego sobie cyngla wybrałeś – Alvaro zaczął wstawać - nie błyszczałem na strzelnicy.

- Nie jesteś moim cynglem. Raczej ... hmmm.... czeladnikiem. Mój pan ma rachunki do wyrównania z Astharotem. Ja również. Ty również. Stanowimy niezłą trójce skurczysynów.

- Rozumiem, że tutaj się spotkamy – wciągnał kurtkę na ramiona

- Nie martw się Rafi. Znajde Cie – młodzieniec znowu się łobuzersko uśmiechnął

Nie uśmiechało się wychodzić Rafaelowi na zewnątrz, w ten mróz, ale teraz przyszeł czas działania. Astaroth się spieszył jak powiedział Jacoob, wobec czego i on się powinien zacząć spieszyć. Skłonił delikatnie głowę i uśmiechnał się przechodząc koło Rebeki podnoszacej z baru tacę z trunkami i ruszającej na sale.

- Dzięki Jerome – krzyknal do barmana kładąc na blat kilka dolarów

- Zabieraj to i mi tutaj nie pitol o pieniądzorach. Piwo było na koszt firmy

- Dzięki – Alvaro schował pieniądze – pojawię się tutaj później.
Mężczyzna mu tylko przytaknął

Na zewnątrz było mrożno. Alvaro nałożył mocniej czapkę na uszy i obejmując się rękoma ruszył w miasto. Kilka przecznic dalej zaopatrzył się w kilka starterów do telefonów komórkowych i niewyszukany aparat. Majstrował chwilę przy nim stojąc przy witrynie z damską odzieżą. W koncu udało mu się włozyć karte i włączyć telefon. Wystukał numer do dr. Patricka Cohena, znał go na pamięć, chciał go znać to była jedna z kotwic jego poprzedniego zycia. Liczył, że połaczy się byłym kolegą z Wydziału Specjalnego NYPD.
Czas na małą pogawędkę Patrick.

Czas dokopać Upadłemu aniołowi

Wspólnie
 
Sam_u_raju jest offline