Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2010, 11:26   #26
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Jess z całych sił starała się skupić na czytanych przez nich aktach Pauli Altberson. Historia dziewczynki była krótka i tragiczna. Od początku niechciane dziecko porzucone przez biologicznych rodziców, odrzucone przez rodzinę adopcyjną z bliżej niewyjaśnionych przyczyn.
Cały czas czuła na karku świdrujący wzrok pilnującej ich siostry zakonnej. Sprawy prowadzone w powiązaniu z kościołem zawsze były trudniejsze. Szczelna, skostniała instytucja dbała o swój wizerunek lepiej niż królowa angielska. Każdą sprawę należało prowadzić delikatnie, żeby nikogo nie urazić, nie nadepnąć na odcisk, a i tak w większości przypadków sprawy były tuszowane. Wszyscy o tym wiedzieli i nikt o tym nie mówił. Tajemnica Poliszynela.

W skupieniu się Jess nie pomagały także jej nowo nabyte zdolności. Cały czas towarzyszyły jej dźwięki niosące się po korytarzach, zgrzytliwe i jękliwe, bolesne i pełne cierpienia, zwodnicze i nierozpoznawalne. Na początku sporadyczne, ale z upływem czasu jaki spędzali w tym miejscu, coraz głośniejsze bardziej natarczywe. Cohen też nie wyglądał za dobrze, od czasu do czasu wyraz jego twarzy zmieniał się na kompletnie nieobecny, jakby chwilami by gdzieś indziej. Oboje ucieszyli się ze mogą opuścić to miejsce.

Do drzwi odprowadziła ich siostra Plum. Jess prawie wzdrygnęła się kiedy na pożegnanie podawała jej rękę. Nie lubiła jej, ta myśl zaskoczyła ją. Nigdy nie starała się oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu. Jako psycholog wiedziała że bywa ono często mylne i krzywdzące. W tym przypadku była jednak pewna, ta kobieta była zła, nie potrafiła określić w jaki sposób i dlaczego, ale coś ją odpychało od siostry Plum.

Kiedy bramy sierocińca zamknęły się za nimi, poczuli przypływ energii do działania. Jakby tamto miejsce wysysało z nich chęć do życia. Jak wampiry energetyczne, to miejsce chłonęło z człowieka siły życiowe.

O dziwo nie mieli kłopotu ze złapaniem taksówki. Jess podała adres i taksówka ruszyła. Kolejnym świadkiem, którego mieli przesłuchać był ojciec zaginionej Patrycji Oldberg – mieszkał w miarę niedaleko od sierocińca. Mimo że w taksówce było przyjemnie ciepło, nie poprawiło to im humorów, oboje zatopili się we własnych myślach. Dojazd zajął im ponad czterdzieści minut. Korki NY nawet przy tej pogodzie się nie zmniejszały. Ludzie pędzili w różne strony, załatwiając różne rzeczy. Nie zdawali sobie sprawy z tego co dzieje się wokół nich. Jess wpatrywała się w zaśnieżoną ulicę za oknem.

Dojechali na miejsce. Julian Oldberg wraz z córką mieszkali w kilkunastorodzinnym bloku. Parter domu był pomalowany graffity przedstawiające jakieś futurystyczne figury i zamazane postacie. Patrząc na nie Jess poczuła się nieswojo, jakby coś w jej podświadomości próbowało się przebić, kiedy patrzyła na ten obraz.

Podeszli do domofonu i zadzwonili pod wskazany adres. Cisza.
- Państwo do Juliana, nie ma go. Jest w pracy, będzie pewnie koło piątej – poinformował ich wychodzący właśnie z klatki staruszek.
- Dziękujemy za pomoc.
W tym samym momencie telefon w kieszeni Jess zaczął dzwonić.

- Tutaj Strepsils – tonu i sposobu mówienia ich nowego szefa nie dało się z nikim pomylić – Słuchajcie. Mac Davell znalazł kolejne ciało w kanałach pod Wall Street. A Falcow poważnie oberwał. Wpadli z Baldrickiem w jakąś pułapkę, czy coś. Tam też znaleziono kolejne zwłoki. Więc uważajcie na siebie, cokolwiek robicie.

Jess już miała coś powiedzieć, ale szef się rozłączył. Spojrzała na Cohena.
- Znaleźli kolejne ciała. Falcow jest ranny. Jedź do kostnicy, może czegoś się dowiemy. Ja postaram się czegoś dowiedzieć o Patrycji i jej ojcu. Jak będziesz pewny, że to ona jest ofiarą porozmawiamy z ojcem. Nie chce mu robić w tej chwili ani nadzieii ani przekazywać informacji których nie jesteśmy pewni. Nie możemy popełnić tych samych błędów.
Cohen kiwnął głową na znak, że się zgadza.
- Uważaj na siebie.
- Ty też.

Podszedł do krawężnika i zawołał taksówkę.
Jess zaczęła obchodzić budynek, chcąc dostać się na podwórko. Zauważyła mężczyznę odgarniającego śnieg z alejki, najwyraźniej był gospodarzem domu.

- Dzień Dobry, nazywam się Jessica Kingston. Jestem z policji, czy moglibyśmy porozmawiać o zaginięciu Patrycji Oldberg?

- Oczywiście - dziwny wyraz ulgi pojawił się na twarzy starszego mężczyzny kiedy Jess się przedstawiła.

Mężczyzna około pięćdziesiątki. Postawnej budowy ciała, z domieszka czarnej krwi. Jess zanotowała w pamięci.

- Co może Pan powiedzieć o Patrycji i jej ojcu.

Odstawił łopatę i spojrzał na Jess.

- Tak. To dobrzy lokatorzy. On bardzo spokojny i lubiany. Ona, wyjątkowo grzeczna i milutka. Taki aniołek, wie pani. Często się śmieje. Zawsze powie dzień dobry.

Na określenie aniołek Jess lekko się wzdrygnęła.

- Od jak dawna tu mieszkają?
- Od 2008 jak mi się wydaje. Wprowadzili się jakoś tak jesienią. Ale musiałbym poszukać dokładnie. Ale będzie ze cztery lata, może nawet pięć. To znaczy, że to była jesień 2007. Ale nie wcześniej. Kupili mieszkanie po wdowie Grey. A ona zmarła w 2007.

- Czy Patrycja miała tu jakieś koleżanki z którymi się bawiła.

- Przychodzili do nich goście. Nie za często. Ale były też dzieci.

- Czy jest więcej dzieci w jej wieku w budynku.

- Mieszkają tutaj trzydzieści dwie rodziny. Część już starsza i bez dzieci. Część lokatorów robi karierę lub są singlami. Ale w budynku mieszkają tez rodziny z dziećmi. A w wieku Patrycji. Hmmm. Z pięcioro się znajdzie. Ten urwis Blacksmith, bliźniaczki Lee, córka tej artystki spod dwunastki, chyba jej Lori na imię no i niepełnosprawny Daniel, synek Grahamów spod szesnastki. Biedny chłopak.
- Mówił Pan że odwiedzali ich goście.
- Jacyś goście tak. Ale ja jestem jedynie gospodarzem domu i póki nikt nie zgłasza problemów to nie monituję prywatnego życia lokatorów.

Dyskretny gospodarz domu, ze świecą takiego szukać – pomyślała Jess przypominając sobie Panią Maslovski, gospodynię z jej kamienicy. Przed tą kobietą nic się nie ukryje.

- Czy utrzymywali może bliższe kontakty z sąsiadami.
- Sporadycznie tak. Ale chyba właściciel mieszkania przyjaźni się z lokatorką spod dwunastki. Z tą artystką.
- Pan Julian jest wdowcem, czy jest z kimś związany. Czy dziewczynka mogła chcieć uciec z domu?
- Związany na stałe to nie. A córeczka była jego oczkiem w głowie, pępkiem świata.
- Czy ostatnio kręcili się tu jacyś obcy, podejrzani ludzie.
- Staram się być uczulony na takie sprawy. Wie pani. W dzisiejszych czasach. Ale raczej nie. Zresztą każdy taki incydent od razu zgłaszam wam. Znaczy policji.
- Czy poznaje Pan kogoś na tych zdjęciach – Jess wyjęła zdjęcia podejrzanych w sprawie Tarociarza.
- Nie. Chyba nie. Chociaż zaraz. Tak. Ten tutaj bywał. To jakiś ksiądz. – mężczyzna wskazał na zdjęcie Browna - A tego widziałem w TV – podał jej zdjęcie Nasha Tarotha - W jakimś filmie. To chyba aktor, co? Też zaginął?
- Dziękuje Panu - Jess wzięła podane zdjęcia. - Bardzo mi Pan pomógł. Miłego dnia.
- A miłego, miłego. Proszę uważać na siebie – dodał kiedy odchodziła.

Jess analizowała przebieg rozmowy w myślach. Mężczyzna w czasie rozmowy był spięty i mocno wystraszony. Często uciekał wzrokiem i pocił się intensywniej. Mowa ciała świadczyła o lęku, nie o kłamstwie. Czego mógł się bać. Jess nie zapytała, nie chciała go wystraszyć jeszcze bardziej. Postanowiła jednak poprosić w centrali, żeby patrole częściej przejeżdżały się po tej okolicy.

Zawołała taksówkę.
Podała adres Granda. Miała nadzieję, że jej samochód nadal tam stoi. Miała dość jeżdżenia taksówkami, a nie chciała angażować w swoją pracę jakiegoś radiowozu, policjanci i tak mieli za dużo pracy.

Stał tam, ośnieżony, brudny, ale był. Nikt go nie ukradł. Czego Jess się nawet spodziewała. Odetchnęła z ulgą. Wyjęła miotełkę z bagażnika i zaczęła go odśnieżać. Praca fizyczna pomogła jej uspokoić myśli. Czegoś jej brakowało, uświadomiła sobie, ze już od pewnego czasu widmo jej nie towarzyszyło. Ostatni raz widziała je w sierocińcu. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie będzie to takie proste. Skądś wiedziała, że pojawi się w najmniej odpowiednim momencie, że dopóki nie zakończą tej sprawy będzie jej towarzyszyło.
Wsiadła do samochodu i odpaliła silnik. Samochód zamruczał znajomo. Uśmiechnęła się. Jeszcze tylko mycie i będzie jak dawniej.

Ruszyła na posterunek, Cohen pewnie już skończył sekcję.
Czekało na nich jeszcze sporo pracy.
Postanowiła, że wieczorem w końcu zadzwoni do rodziny.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline