Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2010, 22:16   #3
arek9618
 
arek9618's Avatar
 
Reputacja: 1 arek9618 nie jest za bardzo znanyarek9618 nie jest za bardzo znanyarek9618 nie jest za bardzo znany
Pierwszy dzień nowego życia Charles'a nie okazał się taki kolorowy jak myślał wcześniej. Okradziony Francuz, bez grosza siedział przy małym stoliku w lokalnym barze. Nagle jedna z klientek upadając na ziemię rozbiła filiżankę. Odkręcił się. Nikt z całego baru nie raczył jej pomóc. Charles postanowił, że zajmie się poszkodowaną, łudząc się, że nawiąże nową znajomość. Gdy był kilka kroków od niej kobieta zaczęła się podnosić.
- Nic się pani nie stało?- zapytał z francuskim akcentem.
Odpowiedzi nie usłyszał. Pomyślał, że kobieta nie doceniła jego starań i troski. Mortier wrócił na miejsce.

Gdy już siadał do stolika, spostrzegł, że ludzie przed nim patrzą się w stronę gdzie leżała kobieta. Odwrócił się i przeszły go dreszcze. Horror którego chciał uniknąć dopadł go tutaj. Kobieta była trupio blada... była trupem... żywym... Kobieta skierowała przerażający wzrok na barmana i ruszyła w jego kierunku. Ten najwidoczniej przygotowany na taką ewentualność, wyjął z pod lady strzelbę i wystrzelił w stronę kobiety. Anatomia jej głowy była już wszystkim wiadoma, ponieważ kawałki mięsa i kości czaszki rozbryzgły się w promieniu kilku metrów. Na podłodze przed Charlesem upadło oko. Francuz był przerażony.

Ludzie z baru szybko wybiegli na zewnątrz. Został tylko barman, który prowadził ostrzał klientów przejawiających objawy zakażenia. Charles dostrzegł w oczach barmana spokój. Strzelał do ludzi tak jakby nic się nie stało. Strzelał i nie miał chyba zamiaru uciec. Mortier gdyby miał taką możliwość to pomógłby barmanowi, lecz ten prawdopodobnie tej pomocy nie potrzebował. Po chwili patrzenia na rzeź Charles, tak jak reszta ludzi wybiegł z baru.

Kiedy Charles był tuż przy wyjściu spostrzegł, że strzały ucichły. To mogło oznaczać tylko jedno. Nagle pod bar podjechał radiowóz. Między pozostałymi ocalałymi rozpoczęła się dyskusja. Jeden z nich strasznie klął. Charles nie słuchał ich wcale. Patrzył w stronę baru i zastanawiał się co może się zaraz stać.

W końcu zwrócił się do innych ludzi:
- Musimy szybko działać. Najlepszym rozwiązaniem będzie wizyta na posterunku. Tam jest broń, a my potrzebujemy broni. Bez niej nasze szanse na przetrwanie są nikłe. Nie mamy teraz praktycznie nic, powinniśmy szybko ustalić plan działania- mówił szybko Francuz.

Następnie zwrócił się do policjantów:
-Niech panowie powiadomią wszystkie służby: wojsko, policję, cokolwiek. Może na północy jeszcze nie dotarła, musimy ostrzec resztę kraju! Epidemia nie skończy się tutaj. Ona będzie się roznosić na całe Stany!

Charles na chwilę się odkręcił. Nigdy nie powiedział tak dużo w jednej chwili. Coś zaczęło się zmieniać w jego psychice. Czy to tak wpłynęła na niego ta epidemia, a może to, że jest prawdopodobnie jednym z pozostałych przy życiu ludzi w tym rejonie.

Mortier dostrzegł wychodzącego z budynku zmasakrowanego barmana i z powrotem zwrócił się do policjantów:
- Macie broń? Jak tak to ile? Przyda nam się.

Charles czekał na odpowiedź patrząc na zmierzającego wolnym tempem barmana. Francuz poczuł w tej chwili niezmierną chęć przetrwania.

KOSZMAR SIĘ ROZPOCZĄŁ
 
arek9618 jest offline