Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2010, 19:02   #4
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Lucrezia Aubretia del Masmore:

Drzwi z cichym szmerem zamknęły się za twoimi plecami. Stałaś w długim korytarzu, ale nie byłaś sama. Przez ów korytarz przechodziły pary osób, a twój widok zdecydowanie budził ich zainteresowanie. Zarówno mężczyźni jak i kobiety idąc spoglądali na ciebie i szeptali. Na pierwszy rzut oka nie sposób było stwierdzić, iż są to inni Upadli. Ich skrzydła pozostawały zdematerializowane, w związku z czym ichnie aury były trudne do wykrycia. Na dodatek wszyscy, bez wyjątku, odziani byli w najlepsze stroje, począwszy od szat z najznamienitszych materiałów, szyte na miarę najnowszych trendów mody w Minas'Drill, poprzez eleganckie smokingi i ekstrawaganckie suknie. W wyglądzie mieszkańców tego miejsca było coś intrygującego, wręcz pociągającego, a ich odzienie pomimo swego bogactwa, sprawiało wrażenie skromnego. Rysy ich twarzy, ostre, drapieżne, a jednak delikatne, nadawały ich twarzom wyraz dzikości, a wydęte, czerwone usta mówiły o skłonnościach do zaspakajania swoich zmysłowych żądz.

Korytarz wyściełany był szkarłatnym, aksamitnym dywanem, który tłumił odgłosy kroków. Ściany były zdobione wyłącznie latarniami, w których płonęły purpurowe płomienie, ale pozostawały zimne i surowe, gdzieniegdzie tylko znajdowały się w nich drzwi do komnat mieszkańców. Rozglądając się, zauważyłaś za sobą koniec korytarza, który stanowiło duże, witrażowe okno przedstawiające czerwono-włosą postać o szeroko rozpiętych, złotych skrzydłach. Uskrzydlony obraz, prawdopodobnie Nieskończony, otoczony był mozaiką kolorów.

Większość Upadłych poruszała się miarowym krokiem w przeciwną stronę, gdzie w dali majaczyło wejście do wielkiej komnaty.

Jade Surinel:


Gdy tylko opuściłaś swoją komnatę, wkroczyłaś w korytarz, który jak zwykle robił na tobie wielkie wrażenie. Zdobiony wieloma wiszącymi przedmiotami (niektóre wręcz lśniły od połysku zdobiących ich kryształów i drogocennych kruszców) i niesamowitymi obrazami, które przedstawiały sceny rozmaite (w większości miłosne i odnoszące się do historii tego miejsca, jak przypuszczałaś). Korytarz był względnie pusty, przechodziło nim tylko kilka osób, wszystkie sprawiające wrażenie zdystansowanych i zimnych. Korytarz ten, jako jeden z wielu prowadził do sali, stanowiącej centrum zamku na wszystkich jego piętrach - to tu mieściły się schody pnące się ku wyższym kondygnacjom i prowadzące do niższych pięter twierdzy, i to w tym miejscu przebywało najwięcej osób. Gdy pojawiłaś się w niej, wszystkie głowy zwróciły się ku tobie. Poczułaś na sobie chłodne spojrzenia, wyrafinowane, i oceniające. Odezwało się nawet kilka szepczących głosów. Nie znałaś tutejszych Upadłych, bynajmniej sama nie starałaś się, aby ich poznać. Całe to miejsce, nazywane przez Obliv'a "Czarną Galerią" obalało wszystkie stereotypy i poglądy na temat Upadłych. Tutejsi przedstawiciele mrocznej połowy rasy Nieskończonych, mieli w sobie dużo dostojeństwa. Wszystkie postacie roztaczały wokół siebie silne aury, pochodzące z ich ciemnych skrzydeł. Ubrani byli w bogate i zmysłowe stroje, co sprawiało, iż trudno było nazwać ich "wyrzutkami społeczeństwa".

Spośród całego tłumu udało ci się rozpoznać jedną postać - mężczyznę, który przyprowadził cię do tego miejsca. Widziałaś go poprzednio w podróżnych szatach i teraz, gdy miał na sobie szaty koloru szlachetnego błękitu, który kontrastował z jego kasztanowymi włosami, Obliv wyglądał o wiele bardziej szlachetnie. Kiedy i on ciebie zauważył, ruszył w twoim kierunku dworskim, arystokratycznym krokiem. Ukłonił się tobie i na powitanie pocałował w dłoń. Dworskie maniery...


Jewel ukryła wszystkie uczucia i emocje w sobie, na zewnątrz pozostawiając chłodną maskę uprzejmości. Upadli znajdujący się w sali grali w grę, jakich zasad jeszcze nie poznała, ale to od niej tylko zależało, czy oni się o tym dowiedzą, czy nie. Jakie cele powodowały Obliv'em, też nie wiedziała, więc i wobec niego zastosowała tą samą metodę. Skłoniła się mu delikatnym, pełnym wdzięku ruchem. Życie tutaj mogło przypominać ślizganie się po kruchym lodzie, pod którego powierzchnią kłębiły się żmije...

- Jak się dziś czujemy, panno Jewel? - zapytał z przejęciem, którego szczerość ciężko było podważyć.
- Całkiem dobrze, dziękuję za troskę.- odrzekła z lekkim uśmiechem.
Mężczyzna skinął głową. Zaszeleścił jedwab jego szat.
- Nasz pan pragnie dziś zobaczyć się z panną. - powiedział z powagą. Jest zainteresowany pani... umiejętnościami. Bardzo mu zależy na tym spotkaniu...
- Mi również zależy, by poznać pana tych włości. Więc, jeśli możesz, prowadź...
Obliv pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że to będzie musiało jeszcze poczekać. Nasz pan... musi się przygotować. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, osobiście powiadomię panią. - uśmiechnął się lekko.
Nagle naprężył się jak struna, a jego ciałem wstrząsnął słaby dreszcz.
- Oh, wygląda na to, że jest już gotowy. Pani pozwoli? - podał ci swoje ramię.
- Jak najbardziej. - Przyjęła podane ramię i pozwoliła się poprowadzić.


Obliv prowadził cię na wyższe poziomy. Na każdym z nich działo się to samo. Witały was te same, chłodne spojrzenia i ciche szepty. Na niektórych twarzach gościły fałszywe i szydercze uśmiechy, niektóre pozostawały obojętne, a spojrzenia poniektórych mężczyzn i kobiet zdradzały kryjącą się w ich umysłach zazdrość i pożądanie.

Kiedy schody skończyły swoją wędrówkę ku górze, stanęliście u progu najwyżej położonej sali, którą okrywała wielka kopuła wykonana ze szkła koloru lawendy. Przed wami stał rząd zimnych, marmurowo-białych kolumn, które prowadziły do dużych, zdobionych złotem drewnianych drzwi. W pomieszczeniu nie było nikogo, toteż można było odetchnąć z ulgą.
- Są zazdrośni, ponieważ nasz pan rzadko kiedy okazuje przed nami swoje oblicze. - odezwał się twój przewodnik. W dworach takich jak ten, względy opiekuna są wyjątkowo pożądane.
Obliv doprowadził cię do wrót, które same się przed wami otworzyły. Przed tobą ukazało się wnętrze skrytej w mroku komnaty. Mrok tam panujący był tak gęsty, iż sprawiał wrażenie zdolnego zmiażdżyć swoją masą. Obliv gestem zachęcił cię do wejścia. Nie miałaś innego wyboru, byłaś pewna co do losu, który spotkałby cię, w razie odmowy. Niepewnie postawiłaś pierwszy krok. Wtedy to z głośnym dźwiękiem zapłonęła oliwa, nagromadzona w specjalnych tacach przymocowanych do ścian komnaty. Ognista poświata rozjaśniła ciemność, czyniąc z niej półmrok. W tym świetle ujrzałaś stojącą na środku postać. Postać, której widok wywoływał dreszcze na twojej skórze. Aura pochodząca z duszy owej postaci przytłaczała, nie sposób było określić jej potęgę.


Ogień buchnął i powiększył się, rozpraszając całkowicie mrok panujący w komnacie, dzięki czemu zauważyłaś szczegóły. Na środku komnaty stał młodo wyglądający, szczupły mężczyzna z obnażonym torsem. Długie włosy o kolorze głębokiego szkarłatu opadały na jego plecy, po bokach zaplecione w dwa warkocze. To, co najbardziej przykuwało w nim uwagę były jego skrzydła. Czas najwidoczniej zrobił swoje z tym Upadłym. Jego niegdyś dumne skrzydła straciły upierzenie, przeobrażając się w przerażające twory. Jedynym śladem po jego dawnej chwale była para niewielkich, ozdobionych ciemnoczerwonymi piórami, skrzydeł. Mężczyzna spoglądał w jakiś niewidoczny punkt na suficie, i obniżył głowę dopiero kiedy stanęłaś kilka metrów przed nim, w obawie przed wpływem jego aury.
- Nie bój się. Nic ci nie grozi z mojej strony, dziecko. - powiedział miękkim, delikatnym głosem, od którego zaszumiło ci w głowie.
Wtedy zrozumiałaś wszystko. Dawne opowieści Nieskończonych powróciły do twojej pamięci... Przed tobą stał sam Lua'Zir, najstarszy z żyjących Upadłych, jeden z pierwszych w Neverendaarze. Niegdyś Lua'Zir był najwyższym kapłanem Celestian, uduchowionej elity Nieskończonych, czczących Lunnosa, Boga Świateł. Stąd wiele par skrzydeł...


 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 07-12-2010 o 22:07.
Endless jest offline