Z niemałą obawą wszedłem do chaty, wraz z Sarą u mego boku. Po przekroczeniu progu domu, a raczej rudery, przywitał nas bałagan. Po izbie walały się różnorakie sprzęty i części umeblowania - krzesła, stołki, taborety. Wszystko, łącznie z wystrojem wyglądało co najmniej staromodnie. Rozglądając się po domu westchnąłem. Wyglądało na to, że mieszkańcy tej chaty dawno ją opuścili. Naliczyłem pięć pomieszczeń gospodarczych - sypialnia, kuchnia, piwniczka, składzik na drewno oraz pomieszczenie służące najpewniej do wędzenia mięsa. Nie spodobał mi się wystrój tamtego miejsca, ale wszystko wydawało się być w (nie)porządku. Jednak po szczegółowiej przyjrzawszy się wszystkim pokojom, ogarnął mnie niepokój i rodzący się strach. Wewnątrz nie było ani śladu po mieszkańcach, a jednak wszystko zdawałoby się być zadbane, przygotowane jakby specjalnie dla nas - pościelone łóżka, działająca lodówka, elektryczność, piwnica wypełniona słoikami z konfiturami... Wydało mi się to podejrzane, ale zachowałem tą informację dla siebie - nie chciałem niepokoić Sary.
Po dłuższej chwili dołączyła do nas Karolina, najwyraźniej niezmiernie czymś uradowana.
- Mam dobre wieści! W pobliżu widać jakieś zabudowania, chyba wieś. - powiedziała uśmiechnięta, patrząc na nas radosnymi oczyma.
Spojrzałem na jej podarte spodnie, po czym odchrząknąłem.
- Zauważyłaś może jakichś ludzi? Trochę tu cicho. Nie podoba mi się to... - powiedziałem gryząc się w język.
- Tak czy inaczej, jesteśmy kurewsko głodni i zmęczeni, a mamy pod ręką działającą lodówkę, piwnicę pełną pyszności, wygodne łóżka i telewizor. - spojrzałem na obie dziewczyny z perswazją w oczach.
__________________ Come on Angel, come and cry; it's time for you to die.... |