Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2010, 23:29   #30
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Numer telefonu do Cohena, to była jedna z kotwic jego poprzedniego życia. Niestety ktoś przeciął jej łańcuch i kotwica poszła na dno. Alvaro tępo gapił się w dopiero co wygasły wyświetlacz komórki. Numer nie należał już do Patricka. Te kilka miesięcy niewiedzy Rafaela o stanie byłych partnerów Wydziału Specjalnego zmieniło bardzo dużo. Nie miał na to żadnego wpływu. Musiał dać za wygraną przynajmniej na tym polu.
Głos mężczyzny jaki odezwał się w słuchawce z pewnością nie należał do Patricka ani do żadnej znanej Rafaelowi osoby. No nic. Trudno. Alvaro poprawił czapkę i spojrzał na witrynę sklepu. Wewnątrz sklepu na ławeczce, oczekując na wyjście swojej mamy z przymierzalni, siedziała kilkuletnia dziewczynka. Przed sobą trzymała pluszowego kotka do którego chyba coś mówiła. Alvaro patrzył się na dziecko uśmiechając się pod nosem w reakcji na jej zabawę. Dziewczynka chyba poczuła jego wzrok na sobie po spojrzała w jego kierunku. Najpierw z przestrachem rysujących się w jej brązowych oczach ale potem kiedy mężczyzna stojący przed sklepem nadal uśmiechał się do niej, strach zniknął i pojawiło się zaciekawienie. Potem rodzący się nieśmiało uśmiech. Dziewczynka zamachała odważnie do mężczyzny. Alvaro nie pozostawał jej dłużny. Również zamachał. Kotara oddzielająca matkę od dziecka odchyliła się.

-Mamo! Mamo! Zobacz jaki brodaty Pan! – dziecko skakało przy mamie nadal kurczowo trzymając pluszową zabawkę i wskazywało na witrynę sklepu.- prawie jak Święty Mikołaj

-Jaki Pan słoneczko? – kobieta rozglądała się a jej głos zdradzał rodzące się zdenerwowanie – tam nikogo nie ma



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pjZAlBuHN10&list=QL&playnext=17[/MEDIA]

Silent wrzucił do mijanego koksownika, przy którym stała dwójka prawdopodobnie bezdomnych ludzi, kartę SIM. Dziewczynka ze sklepu dała mu nowe siły. Przypomniała mu, że nie może się poddać. Przypomniała mu o nowych ofiarach Astarotha, o tym że oprócz sukinsynów po tej części kurtyny żyją dobre dusze. Dusze które trzeba było strzec. Dusze, które Alvaro chciał strzec. W ten cały pieprznik musiał uwierzyć tak szybko. Jego duchowy pogląd szlag trafił i wywrócił na lewą stronę jak jakąś koszulę. Zerkając za kurtynę, iluzję, jaką poddawana była większość ludzi, był pewien, że dla innych mógł wyglądać na szaleńca, obłąkanego mistyka. Człowieka, którego gdyby spotkał w swoim starym życiu poklepałby jedynie z politowania po plecach... Istniały na świecie koszmary...wojny, patologie w rodzinach, przemoc, złe uczucia, choroby a on siedział w samym centrum tego wszystkiego. Bóg sobie wziął wolne a nad światem panowały anioły sku... obłąkane istoty.
Może to było śmieszne ale Alvaro zwany Silentem, bał się. Po prostu po ludzku bał się. Fakt, pogodził się z pewnymi sprawami, i to pogodził się dość szybko ale… bał się tego co może zobaczyć, tego co mogło teraz wychynąć z każdego zaułka, z mijanej osoby. Ciemności noszącej maski liktorów, razydów czy innych mieszkańców Miasta Miast. Przeklętego, jak się Rafaelowi wydawało, miejsca Przeklętego a nie błogosławionego. Któż bowiem miał błogosławić kiedy Boga nie było a Jego syna rozliczy nas za grzechy dopiero kiedy nadejdzie apokalipsa tak wyraźnie nakreślona przez św. Jana. Z drugiej strony… zstąpi bądź nie, nie wiadomo ile jeszcze kłamstw zawiera Pismo Święte.
Demony dzieciństwa stały się prawdziwe a przez to jeszcze bardziej przerażające. Ci co starali się stać naprzeciw planom dwudziestego dziewiątego ducha Geocji i jego samego wydawali się mali. Byli pyłem na wietrze, kroplą w morzu. Mali i bezsilni… Mieli jednak jakąś dziwną, mogło by się wydawać moc, była to jednak zwykła cecha, ludzka - zwana niezłomnością. Coś co jak Alvaro podejrzewał nie miały nawet takie istoty jak anioły. Ludzie mieli determinację która pchała ich do tego by pomimo beznadziei całej sytuacji walczyć o swoje, nie poddawać się, na przekór wszystkiemu a w tym przypadku na przekór i samemu upadłemu aniołowi. Nie zważając na swoje słabości, na swój strach, na całą okrutność świata, by osiągnąć swój cel. Stanąć na przeszkodzie choćby i samemu księciu piekieł
Silent ponownie dał się pochłonąć swoim myślom. Co prawda odkąd pojawił się Jacoob na nowo miał możliwość pogadania o całej sprawie nie powodując odruchu puknięcia się w głowę przez drugiego rozmówcę. Jednak naleciałości w kontaktach z innymi i brak możliwości swobodnej rozmowy w ostatnich kilku miesiącach, odcisnęło na nim piętno zatracania się we własnych myślach. Rozmowy z samym sobą. Miał nadzieję, że wraz z pojawieniem się Jacooba, jego społeczne cechy wzrosną i powróca do stanu sprzed Red Hook..



Gdyby nie tak liczne światła, oświetlające Wielkie Jabłko, Alvaro zgodnie z porą roku i dnia kroczyłby w ciemnościach. Szedł dość szybkim krokiem co jakiś czas przecierając okutaną w rękawiczkę dłonią swój zziębnięty nos, wycierając pojawiającą się tam przez mroźne powietrze, wydzielinę. Do końca nie wiedział jak zwrócić uwagę Cohena do swojej osoby. Chciał i musiał z nim porozmawiać. Jemu ufał najbardziej, choć znał go zaledwie kilka dni. Sława tego detektywa w policyjnym świadku kroczyła tuż przed nim, a Alvaro cenił sobie błyskotliwe umysły to de facto znał Patricka zaledwie kilka dni. Szkoda, podświadomie czuł że świetnie by się im rozmawiało. Poza tym miał do niego jakieś niczym nie uzasadnione zaufanie.
Obejmując się dłońmi i lekko pochylony, Rafael pokonywał kolejne przecznice stawiając krok za krokiem Śnieg chrzęścił pod jego stopami. Mężczyzna kierował się ku swojemu dawnemu miejscu pracy. Wydziałowi Specjalnemu Nowojorskiej Policji. Postanowił, że może uda się jemu w jakiś sposób skontaktować z Cohenem albo innym członkiem oddziału pracującego nad obecną sprawą Astarotha. Dla ich i swojego dobra musiał poznać szczegóły śledztwa. Po drodze zatrzymał się w jednym miejscu. W budce fotograficznej gdzie wykonał kilka zdjęć paszportowych, które później zamierzał wraz z zabraną z Queens legitymacją połamanego partnera Baldricka wręczyć Jeromowi, barmanowi z lokalu który niedawno opuścił, by ten sporządził mu dokument funkcjonariusza wydziału specjalnego na fikcyjne dane osobowe. Człowiek nigdy nie wiedział do czego to się może przydać.



Silent stał po drugiej stronie ulicy gapiąc się na gmach należący do Wydziału Specjalnego nowojorskiej policji. Samochody wyjeżdżały i wjeżdżały na podziemny parking. Ludzie wchodzili i wychodzili z budynku. Co jakiś czas podjeżdżał samochód na sygnale. Z jednego z nich dwóch rosłych policjantów starało się przez dłuższy czas wyciągnąć dość otyłego podejrzanego. Problemem nie była tusza ale chęć z jaką ten starał się dokopać funkcjonariuszom, prawie zwierzęca zaciekłoś. Tak… Wielkie Jabłko gniło od środka. Rafaelowi wydawało się, że przyczyną tego wszystkiego jest Red Hook. Miejsce, które ostatecznie go zmieniło. Pewnie nie tylko jego. Ciągnęło go tam. Miał wielka i nieracjonalną ochotę rzucić wszystko czym się teraz zajmował i puścić się pędem w kierunku tej portowej dzielnicy. Nie raz łapał się na tym, że patrzy w kierunku gdzie leżało Red Hook. Niezależnie od tego gdzie się aktualnie znajdował.

Alvaro podszedł do budki telefonicznej stojącej nieopodal.



Zerknął do środka. Na szczęście na blacie leżała ksiązka telefoniczna. Był pewien, że brakuje w nim kilku stron ale miał nadzieję, że ta z numerem telefonu Cohena się uchowała Przynajmniej to byłby jego kolejny haczyk gdyby okazało się, że nie uda się mu go złapać wychodzącego z wydziału. Silent zerkał to na wejście do budynku to na książkę. Na szczęście stała obok latarnia dająca wystarczające dla wampira światło by ten widział dość wyraźnie wpisane nazwiska. Palcem zjeżdżał w dół strony szukając tego, który go interesował.

Brasi, Bradley

Dalej, dalej

Caley

Jeszcze

Clooney – tak, tych trochę było. Zjechał palcem niżej.

Brak kartki. Niech to. Nazwisko Cobi kończące jedną stronę przeszło od razu na początku następnej na Codwinn.

Spojrzenie na wejście do budynku. Nic ważnego. Cohena nie widać. Wrócił do książki telefonicznej. Strona była. Cohenów też. Kilkunastu. Potem przyszło oświecenie.

- Detektyw... – mruknął do siebie z niezadowoleniem Silent

Rafael tak skupiony na tej całej zemście, rewanżu przestał myśleć jak detektyw. Przestał myśleć racjonalnie. Wszak nie było możliwości, żeby adres i numer telefonu Cohena pojawiły się w książce teleadresowej. Był detektywem, detektywem z Wydziału Specjalnego a wiec do czasu służby a często i nawet na emeryturze o ile takiej dożywal,i numery funkcjonariuszy wydziałów specjalnych były zastrzeżone. Klops. Rafael odłożył książkę na swoje miejsce. Pożal się Boże detektyw. Wstyd i poruta na całej linii.

Telefon... Znał telefon Cohena, że też wcześniej o tym nie pomyślał. Kilka miesięcy temu za każdym razem jak siedzieli w pracy pisząc raporty i przeglądając akta sprawy widział przecież ten telefon na którym uwieszony był Cohen ponaglając i ściagając raporty. Telefon służbowy. O ile patolog nadal siedział w sprawie Tarotha to pewnie nie zmienili mu numeru. Cóż, wyrosła kolejna szansa na jego złapanie.

Kilka minut później Silent stał już kilka przecznic do posterunku przy koksowniku umieszczonym niedaleko wąskiej uliczki w której znajdowały się „domki” z kartonów. Alvaro był przekonany, że bezdomni z tej uliczki mroźne noce spędzają w schroniskach, raczej nie był w stanie ich sobie wyobrazić gnieżdżących się w kartonach, których cieńkie ścianki oddzielały ich od mrozu jaki ostanimi czasy trzymał Nowy Jork w ryzach. Skinał głową grzejącym się tam mężczyzną i popijającym trzymany w papierowej torebce trunek.

- Mam prostą robotę do wykonania. Daje 50 dolarów – uniósł banknot ku górze Meżczyźni popatrzyli po sobie.

- Co trzeba zrobić? – nie trzeba było długo czekać. Jeżeli Silent swoim „szastaniem” pieniędzmy wzbudził czyjąć uwagę to nie przejmował się tym, ludzi i ich słabości się nie bał. Już nie.

- Wykonac jeden telefon

Rafael szybko stracił pieniadze nic nie zyskawszy. Telefonu nikt nie odebrał. Umowa była umową. Łatwo stracone pieniądze. Dobrze, że coś takiego jak wstyd było mu już obce. Nic nie szło tak jak sobie zamierzał. Czego się spodziewał. Nie miał supermocy, był zwykłym nie licząc głodu krwi, człowiekiem. W odatku chyba zgłupiał na starość. Jak tak dalej pójdzie to zacznie popuszczac w gacie i bezwiednie się ślinic. Głupiec i nieudacznik.

Do firmy kurierskiej wszedł około 18 stej. Zlozył zamówienie na pilne dostarczenie informacji do dr Cohena w miejscu jego pracy - Wydział Specjalny Nowojorskiej policji. Trzeba było od tego zacząć.

Tak Astaroth gdyby się o tym dowiedział to pewnie umarłby ze śmiechu.

Picie krwi chyba ogłupia

Silent wziął się za wykonanie dalszej części planu. Skierował się do lokalu gdzie jak liczył do końca jego zamknięcia pojawi się Cohen
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 08-12-2010 o 23:38.
Sam_u_raju jest offline