Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 16:40   #2
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
„Ospały wentylator, leniwie mieli zatęchłe powietrze mojego pokoju. Przycupnięta tuż nad nim zabrudzona lampa przelewa chorobliwie żółte światło przez wirujące wolno łopaty mruczącego cicho urządzenia.
Przypomina mi to zamierający wirnik Apache’a, którego raz widziałem na froncie. Relikt przeszłości, bóg wojny skorodowany, wychudzony i głodny. Zamierający na piachu niczym wyposzczony komar, a nie żądna krwi i walki osa, jaką niegdyś był. Nawet Posterunku nie stać na to, by poić go galonami paliwa, aby mógł w pełni chwały szarżować ponad głowami żołnierzy zsyłając Ogień Piekielny* na wroga.
Teraz to weteran, zasuszony emeryt wysyłany z rzadka by zniszczyć szwadron Jaggernoutów albo oporną matkę. Uciążliwy i prawie bezzębny, wożony z punktu do punktu przez wielką ciężarówkę. Staje się po prostu niepotrzebny. Jak Fi… albo każdy z nas, który zaczyna myśleć i czuć; który zaczyna wątpić.
Światło i cień, co chwila przelewają się przez moją twarz, oblepiając ciało, rozmywając wzrok i przywierając drobinami kurzu do skóry. Do nosa i gardła wdziera się brud. Unoszę głowę i przytulam do ust szklankę, najpierw chwile wącham. Ostry zapach alkoholu wwierca się w nozdrza i pulsując wdziera się do myśli na chwile. Potem jeden drobny łyk. Coś chrzęści między zębami, lecz gorący płyn rozlewa się już po moim ciele. Obmywa przełyk, uderza w żołądek i płonie w żyłach.
Ile już wypiłem? Tylko butelka to wie.”



***

- Nie, nie noszę arafatki, czerwień przyciąga wzrok. Nie po to używam stroju maskującego by ktoś mógł dokładnie przy celować mi w ramię. To bez sensu. Szczególnie, kiedy trzyma się w dwóch rękach karabin. Widzisz w tym przypadku lewa dłoń jest tak samo potrzebna. Choć mam tylko dwa granaty i staram się je oszczędzać, lewy palec zawsze gotowy jest musnąć spust.
M203 nie służy do otwierania drzwi; chodzi jednak o pewność - o to, że na polu walki nie przewidzisz wszystkiego, więc warto mieć pod ręką jak najwięcej tego, co może uratować Ci shebs…, tyłek znaczy, to w dialekcie plemion z pustyni. Znałem ich kilku. Nieważne. Chodź pokaże Ci plan.
Konwój porusza się Trójką i wjedzie do miasta odgruzowanym Tunelem Lincolna. Co nie dziwi bo to jedyna właściwie trasa od zachodu. W mieście już nie mamy szans by ich przechwycić, dlatego musimy zająć się nimi jeszcze w New Jersey - czyli na ziemi niczyjej.





Wozy z Trójki zjeżdżają na 495-tkę, ale ze względu na gruz na wysokości Central Avenue wjeżdżają w zabudowania. Przy Palisade Avenuea wjadą w Shippen i dalej Plankiem w Park Avenue i bulwarem Kennediego już do tunelu. My zasadzimy się tutaj za parkiem Elsworth na Shippen Street. Mamy tutaj jeden całkiem ładny wysokościowiec gdzie Neo usadzi się ze snajperską. My po drugiej stronie na piętrze starego sklepu. Chłopaki pod nami przy witrynach, a reszta po drugiej stronie w tej kamienicy,
Ładunki umieścimy tu, tu i tutaj. Gdy Jeep znajdzie się w tym miejscu detonuje radiowo minę i odpalam dymy w pierwszym i drugim punkcie. W tym czasie Neo ściąga kierowcę ciężarówki, a ja LAW'em zajmuje się Hummerem i półcalówką. Poprawie granatem, jeśli trzeba. Neo też mam mi pomóc z nimi, gdyby dalej się stawiali. Trójka z przodu – o tu, zajmie się łazikiem, w tym czasie pójdą trzecie dymy - tutaj. Waszym zadaniem jest ściągnięcie obstawy, jasne?
Jeśli coś pójdzie nie tak - rozpraszamy się, dajemy dyla w ruiny i kanały. Dwójkami maksymalnie. Do tego cisza radiowa na minimum godzinę. Spotykamy się w Domu Pogrzebowym Lebera i żeby mi nikt nie przełaził przez Marginal. Na 495-tce będziecie jak kaczki na strzelnicy. Nie wyłaźcie też na odczyszczone ulice i parki. Gdyby coś - dodatkowe punkty zbiorcze to szkoła Emersona – wejście od New York Ave. w ostateczności u Loli – przy Park Avenue. Byle nikt nie walił prosto Palisade. Zrozumiano? Dobra – odmaszerować.

***
Stał w zaułku otulony ubrudzonym płaszczem. Odrzucił kaptur na plecy i z zamkniętymi oczami grzał twarz w popołudniowym słońcu. Na pierwszy rzut oka był zwykłym szczurem. Brudne, rozłażące się trampki, zgniło pistacjowe spodnie i wymięty płaszcz. Jednak w jego przygarbionej, zmęczonej postawie, umorusanej okolonej kilku dniowym zarostem twarzy było coś nie tak. Dave wiedział, co ale pewnie tylko dlatego, że jako partyzant zbyt często widział takich ludzi - mimo powierzchownego chłodu od JT, biła tłumiona drapieżność. Choć miał zamknięte oczy i zdawał się drzemać oparty o mur, jednocześnie przywodził na myśl przyczajoną do skoku panterę, która zaraz rzuci się na ofiarę.
- Słyszę jak myślisz D. – powiedział saper otwierając oczy i przeczesując krótko ścięte ciemne włosy. Następnie odwrócił się do podkradającego Lincolnisty i spojrzał mu prosto w oczy.
- A ja widzę, że udajesz złomiarza – parsknął rebeliant
- Przyzwyczaiłeś się – mruknął żołnierz i zatoczył się na gruzie czknąwszy donośnie. Chwilę później przedzierali się w gruzie ziemi niczyjej.
- Wszystko sprawdziłeś? – spytał Dave
- Tak ładunki założone i zamaskowane. Widziałem kilku zbieraczy po drodze, ale ta okolica jest już raczej wyszabrowana, po za tym po odkąd Collins dał przyzwolenie na strzelanie do nich bez ostrzeżenia, żaden nie zbliża się zbytnio blisko tunelu. Lojaliści lubią nadużywać swoich przywilejów.
- Skurwiele
JT tylko skinął głową.
- Dobra Dave jutro wielki dzień. Przygotuj chłopaków, daj im trochę odsapnąć ciężko trenowali ostatnio. Byle nie mieli jutro kaca.

***

„Czasami to wraca. Widok rozrywanych ciał. Krew i walające się wszędzie strzępy ubrań. Potem strzały. Miarowy terkot karabinów, opanowane zimne twarze żołnierzy. Naprzeciwko blade wykrzywione bólem i strachem oblicza rolników i matek z dziećmi. Swąd spalonych ciał.
Byli wrogami. Krótkowzrocznymi, upartymi… ludźmi. Nie kolaborantami, zdrajcami, tchórzami, wywrotowcami. Nikt nie współpracuje z maszynami. Nikt z własnej woli nie sprzedaje swoich Molochowi. Prawie nikt. Ale wyjątek potwierdza regułę. Wtedy w New Aaron to byli tylko rolnicy. Uparci, to fakt. Tępi, może. Ale najbardziej ze wszystkiego byli bezczelni. Śmiali stanąć na drodze Wędrownemu miastu. A raczej mieli pecha, że znaleźli się na jego trasie. Był zwiad, dyplomacja, ale nie chcieli zostawiać domów. W końcu maszyny są daleko, a Wy przejechać możecie obok – mówili. Niestety miasto przejechało po nich.
Moimi rękami.

Nowy Jork miał być inny. Kolebka prawa i patriotyzmu. Centrum odbudowy nowego silnego państwa. Bijącym sercem wolności i woli walki. Na froncie Jorczycy są waleczni i hardzi. Pod sztandarem USA, z hymnem na ustach walczą i umierają w okopach. Zawsze jednak prą na przód, nigdy się nie łamią. Z ogniem o oku i pewnością w głosie opowiadają, jakie piękne będą Stany, gdy zmiażdżymy Bestie. Aż trudno im nie uwierzyć.
Tylko, że Nowy Jork jest tylko skorupą. Fasadą ambicji, zatęchłej polityki i nierówności. Na wskroś totalitarne i nietolerancyjne. Nie wiem czy nie gorsze niż całe Appalachy razem wzięte. To ropiejący wrzód, który ze wszystkich robi swoich niewolników zasłaniając się ideą. Neo coś o tym wie, jest symbolem sprzeciwu. Symbolem tej przegranej walki, ale jedynej słusznej, bo o słowach nikt nie słyszy – widać tylko czyny. Przelaną krew i rozrzucone strzępy ciał…”



***
- Gdzie on jest?
- Na pewno przyjdzie, przecież to Neo.
- Nie zostawi nas…
- Cisza na łączach!


Mężczyźni ukryci za winklami sklepowych witryn zacisnęli dłonie na kolbach karabinów. Konwój już ruszył, ale wciąż nie było jednego z nich. Najważniejszego w ich mniemaniu. Nie miało znaczenia, że kto inny wymyślił plan, podłożył ładunki, trenował z nimi i punkt po punkcie omawiał wszystko. W tej sytuacji liczyło się tylko to, że nie było z nimi ich bohatera. Część z nich już chciała uciekać, część psioczyła na dowódcę, który nawet nie chciał nosić czerwonej arafatki – ich symbolu. Z drugiej strony Neo nigdy nie nawalił, co więc mogło się stać? Lojaliści go złapali? Tak, na pewno gnije już w celi, torturowany umiera w kałuży własne krwi. Ale nic nie powiedział. Mimo bólu i łez. Bohater Neo…
Dwa błyśnięcia. Wszyscy prawie zerwali się z miejsc. Niby wymierzyli w tamtą stronę lufy karabinów, niby zacisnęli szczęki i przygotowali się do strzału, jednak tak naprawdę w tym momencie dali by się zabić, gdyby to nie był On.
Z ruin wychynął Neo. Przedarł się, na drugą stronę i wbiegł na piętro powyżej sklepu. Skinął w biegu żołnierzom, dopadł do dowódcy i coś szybko mu wyjaśnił.


JT ubrany w swój mundur kucał przy konsolecie odpalającej ładunki. Na kolanach leżała długa tuba M72, przed nim, oparty o ścianę stał karabin M4A1 z podczepionym granatnikiem typu M203. Na udzie w kaburze żołnierz miał jeszcze pistolet H&K MK23. „Jakby tych wszystkich M było mu za mało” zastanawiał się czasem snajper.
Saper spojrzał na Neo z nieokreślonym wyrazem twarzy i od razu wyrzucił z siebie rozkazy:
- Dave bierz swój koc i leć do chłopaków na dół. Powiesz im, że mamy lekką zmianę planów – będzie więcej wrogów. Neo zostaje ze mną, ściągnie najpierw kierowcę furgonetki, potem dopiero Ciężarówki z przesyłką. Wy macie zająć się żołdakami, AKMy bez zmian, ale uważajcie na Marines, jeśli będzie im za dobrze szło, mimo dymu zaczniecie tracić ludzi - zmywajcie się. Przejmujesz nad chłopakami z dołu dowodzenie, poślij kogoś na drugą stronę i niech tam też ustala dowódcę. Póki, co macie zachować ciszę radiową. Dowódcy drużyn decydują o ewakuacji, ale macie zostać jak najdłużej się da, ja z Neo postaramy się ułatwiać wam zadanie. Obserwuj koniecznie tą furgonetkę, skoro mają dodatkowych Marines , tam pewnie siedzą – jak wyjdą są Twoi. W czasie walki dawajcie już znać radiem jak sytuacja. Leć.

Przerzucił wzrok na snajpera
- Najpierw furgon, jeśli Hummer nie zablokuje trasy ciężarówki walisz potem w jej kierowcę. Dalej jak było, czyli pomagasz mi z Hummerem, jeśli coś z niego zostanie, ale miej uwagę na Marines i furgon. Chce żeby chłopaki z dołu dziś z nami wróciły do domu, jasne? Leć do ostatniego okna żeby mieć dobrą perspektywę, tu są Twoje bety.-
Wskazał na złożony karabin z termo-lunetą i koc termiczny. Sam zaś sięgnął do plecaka stojącego obok i wyciągnął kostkę szarej masy. Następnie przyczepił do niej kilka drucików i niewielki czarny zegarek elektroniczny. Wyraz jego twarzy praktycznie się nie zmienił. Tylko zaciśnięte szczeki świadczyły o tym, że się denerwuje. Palce jednak mu nie drżały.
Odłożył kostkę około konsolety i zacisnął prawą dłoń na LAWie. Palce lewej dłoni spoczęły na pierwszych dwóch guzikach urządzenia.
Nie cierpiał zmian w planach. Dobry dowódca musiał jednak dostosowywać się do zmian sytuacji, a w szczególności szybko podejmować decyzję. Teraz i tak było już za późno – pierwszy wóz wjechał w Shippen Street...




* JT ma na myśli pociski powietrze-ziemia o nazwie „Hellfire” – namierzane laserowo, służące do niszczenia opancerzonych celów przez śmigłowce USArmy.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 12-12-2010 o 18:39.
Nightcrawler jest offline