Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 14:23   #4
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Aurum.
Otworzył oczy i poderwał się, siadając na łóżku. Przyspieszony oddech, zimny pot zastygający już na jego ciele, z nieprzyjemnym lepkim uczuciem. Spojrzał wokół, ich ciała leżały wszędzie, odór był niemal nie do zniesienia. Krew, sącząca się z ran po nożu była prawie czarna, błyszczała metalicznie. Zamknął oczy, przyciskając nasady dłoni do powiek tak silnie że, pojawiły się czarnobiałe, koncentrycznie poruszające się mroczki. Podniósł się i podszedł do lustra. Ciągle tam były, leżały stapiając się ze sobą, nakładając się jak dwa obrazy obrabiane przez popierdolonego grafika. Jedne wnikały w podłogę, inne po prostu leżały i cuchnęły. Cuchnęły - jak koszmary i zwidy, to pełen zestaw. Zapachy, wizja, fonia nic tylko siąść i podziwiać, w końcu miejsce ma w pierwszym rzędzie. Jeszcze raz, znowu i znowu, bez końca. Zacisnął oczy, ciemny las za plecami szumiał nadal, choć wiedział że przecież jest u siebie. Nie tam, jak prawie co noc.
Ona znikała zawsze ostatnia. Dziesięcioletnia dziewczynka, mały zadarty nosek, piegowata twarz aniołka. I te oczy, szare, wpatrujące się w niego. Wodzące za nim pustym wzrokiem. Ani cień emocji nie odbijał się na jej twarzy. Nie było wyrzutów, niechęci, strachu czy winy. Ona po prostu patrzyła. WiFi wiedział, że patrzy nawet jak on zaciska powieki do bólu. Ostatnio coraz dłużej trwało dostrajanie się do realnego świata. Coś jakby szukał dawno zapomnianego kanału, szum, zakłócenia, szary ekran rozbłyskujący widmowymi postaciami. Otworzył oczy i pochylił się nad umywalką. Wszystko, byle nie patrzeć za siebie, nie widzieć drzew-świadków, przeklętego lasu, przeklętej polany… Ochlapał twarz zimną wodą, z kieszeni wyjął plastikową fiolkę. Rachunek znał na pamięć. Dziewięć tabletek. Pięć kolejnych w schowku na dnie szafy. Dwie na czarną godzinę u Rutgera… Miesiąc? Półtora? Wytoczył jedną z nich na dłoń i wsadził do ust. Obudź się, kurwa. Lufa jego glocka leżącego na metalowej szafce pospawanej z teowników śpiewała przyzywająco. Weź mnie kochanie, przyłóż do skroni. Tak niewiele potrzeba…
Roztrzęsionymi dłońmi złożonymi w kubek nabrał trochę wody i popił małą, białą tabletkę. Aurum, słowo wydyszane w agonii przez umierającą kobietę. Ostatnie słowo, kiedy już przecież nie mogłaby nic z siebie wydobyć. Ostrze przebijające tchawicę i Aurum. Co to było? Brzmiało jak kryptonim tajnej operacji lub może broni? Ośrodka badawczego? Dlaczego ona o tym… Umysł Fingsta łapał się ostatnich bastionów logicznego myślenia. Szukanie sensu w koszmarnych majakach. Przynajmniej tyle, ze jeszcze wiedział że majaczy. Podobno kompletni popierdoleńcy nie zdają sobie już sprawy z tego co się dzieje „naprawdę” Wszystko staje się pulpą przemieszanej rzeczywistości z chorymi wymysłami, a skoro on jeszcze potrafi się „dobudzić”, to zimna przyjaciółka 9mm jeszcze poczeka parę chwil. Fingst uśmiechnął się kącikami warg. To jak ćwiczenie woli i precyzji. Kiedy człowiek i umysł kończący się w nim będzie mocny jeszcze na tyle, aby strzelić sobie w łeb, wiedząc że jeszcze chwila i już będę tak bardzo popierdolony, że będzie za późno.

I nagle jeb! Wszystko wskakuje wreszcie na swoje miejsce. Piguła zaczęła działać, czy po prostu ktoś się zlitował i przykręcił kurek z szaleństwem.
Kolejny dzień, podobny do innych. Wstał wcześnie, pomimo tego, że siedział do nocy za barem. Multum ludzi przychodzących do Dołu sprawiało, że przynajmniej miał się czym zająć w chwilach oczekiwania na kontakt, na kolejne zlecenie. Kolano rwało tępym bólem, ale mimo tego nie zrezygnował z porannych ćwiczeń, godzina wystarczała by utrzymać się w formie. Rutger powiedział wczoraj, że zacier już dojrzał, można pędzić. W sam raz, bo goście Dołu pochłaniali zapasy gorzały w równomiernym, szaleńczym tempie. Do południa siedział nad kotłem i zlewał ciepłą jeszcze ciecz, wypływającą przez plątaninę miedzianych rurek do butelek. Chłodnica, alembik, wszystko przypominało krwioobieg po którym krążył życiodajny płyn. Rzadko korzystał z wynalazków Rutgera, alkohol nie był mu niezbędny do tego by odpłynąć. Wir i Bóg też nieczęsto galopowały w żyłach Wilhelma. Odrealnienie i poczucie niebytu zapewniała mu jego własna psychika, zamykające się wokół ściany Dołu, trwanie w życiu z przyzwyczajenia. Czekanie na kolejną okazję na powrót do strzępków tamtego życia, pokazania samemu sobie że jeszcze potrafi być użyteczny.
Metodyczna i dokładna praca pozwalała zając czymś ręce i umysł. Aurum, nazwa ciągle kołatała mu się po głowie. Czy to nie ten rąbnięty Polak wspominał o jakiejś ostatecznej broni zagłady? Jak mu było… Wienclowitsch? Zawsze wpatrzony w ekran i łowiący uchem przez gwar rozmów Deustche Nachrichten.

W południe otworzył drzwi główne, zaraz przyszli Truck i Albi, dwaj bracia stojący na bramce. Klientela w Dole była różna, ale w większości były to okazy na które zawsze trzeba było mieć oko. Wohnblockowców też nie brakowało, zwyczajnych ludzi , którzy przychodzili się napić. Zwyczajni ludzie – dobre sobie. Gdyby tacy jeszcze żyli w tym popierdolonym mieście nie musiałby zatrudniać bliźniaków i jeszcze trzech ich kolegów po fachu. Odkąd zaczęła się przepychanka z Ojczulkiem zacieśnił ochronę. Nie ma to jak iluzja bezpieczeństwa. Coś bezsprzecznie wisiało w powietrzu, WiFi wiedział co musi zrobić. Ustępstwa ceną przeżycia? Nie, to stary dobry niemiecki pragmatyzm. Dogada się z Ojczulkiem, bo nie ma wyjścia. W ramach dogadania się wchodziło też w grę, odstrzelenie tego skurwysyna, zanim okrzepnie nowy konig okolicy, będzie parę tygodni spokoju… Marzyć każdemu wolno.
Lokal zaludniał się powoli. Najpierw stali bywalcy wypełniali swe miejsca przy pospawanych stołach. Czasami myślał, że Dół coraz bardziej zaczyna przypominać olejny obraz. Ciągle te same złamane twarze, prowadzone szeptem rozmowy, wymieniane spojrzenia. Wszystko uzupełnianie wieczornym harmidrem, śmiechami podpitych ludzi.
Łezki nigdzie nie było, miała przyjść po południu, tak jak się umawiali. Ostatnimi dniami dziwnie się zachowywała, Wilhelm nie pytał wychodząc z wygodnego założenia, że jeśli będzie chciała to sama mu powie. Coś wisiało w powietrzu, zwierzęcy niemal instynkt napinał mięśnie na karku, powodował że WiFi uważniej przyglądał się otoczeniu. Normalny wieczór w zadymionym Dole. Zapach wysokooktanowej berbeluchy Rutgera, popalana przez ruskich „machorka” choć to syntetyczne gówno miało tyle wspólnego z antycznym tytoniem, co wiadomości z DN z prawdą.

Wyszedł na zaplecze po kolejne butelki, gdy jego wzrok przyciągnął monitor składaka pulsująco oznajmiający przybycie nowej poczty. Siadł na krześle masując sztywne kolano i zaczął odsiewać reklamy. Cholera. Więc to dlatego jej nie ma. Łezka, do ciężkiej kurwy w coś ty się znów wpakowała. WiFi jakby mimochodem zapamiętywał dane, południowa brama, możliwy udział ruskich, brat. Parę dni? Czemuś mi nic nie powiedziała? Druga wiadomość spowodowała, że zamarł. Oficjalne pismo z Korpusu. Sąd Wojenny, dodatkowe śledztwo… ja pierdolę. Koniec ze zleceniami? Koniec piguł? Zostało piętnaście… a co potem? Strach paraliżujący na moment wszelkie funkcje życiowe zacisnął kleszcze na jego gardle. To że jest poszukiwany i że mogą go rozstrzelać było problemem, ale problemy można było rozwiązać. Anonimowy świadek, współpracownik… WiFi podejrzewał kto to może być. Można do niego dotrzeć, można też wszystko załagodzić, w końcu nie trzymali go te parę latek przy życiu. Gdyby chcieli go udupić, nie byłoby nawet śledztwa, wypadki chodzą po ludziach… A nie, to trzeba się będzie zakopać, zejść niżej. Znaleźć nowe miejsce pod Kopułą. Z resztą… wkrótce i tak zabraknie pigułek, nawet Rutger nie pomoże.

Rozmyślania przerwały strzały. Obejrzał się za siebie, w kierunku wejścia do lokalu. Bezsensowny odruch, gruba ściana i nic więcej. Pstryknął zaraz przełącznikiem i na ekranie obraz rozpłynął się w szarościach, kiedy fibrokamery zaczęły kalibrować ostrość. Omiótł wzrokiem wnętrze, kierując obiektywy małym manipulatorem. Truck i Albi leżeli przed drzwiami z przestrzelonymi piersiami, a do wnętrza pakowali się Ojczulek i jego drużyna. Jego wściekłe wrzaski słyszalne były doskonale. WiFi wchodził już w stan do którego szkolił się przez całe życie. Rozpoznanie sytuacji i planowanie. Chłodną analizę zakłócała fala niepokoju o Łezkę, to o niej mówił ten skurwysyn? Ośmiu ludzi z bronią automatyczną w ciasnym pomieszczeniu. Nawet nie będą musieli celować zbytnio. Rzucił się do szafy z metalowymi drzwiami, palce zastukotały po guzikach elektronicznego zamka. Czerwona dioda zmieniła barwę na zieloną, a Wifi już pakował sprzęt do plecaka. Taktyczny odwrót. Prawda że brzmi ładniej, niż spierdalać w podskokach? Rzut oka na monitor, Ojczulek wychodzi, jego ludzie przeładowują broń, w Dole zaczyna się pandemonium, gdy przerażeni goście rzucając się na ziemię lub sami sięgają za paski lub do kabur. Trzech kumpli bliźniaków zaraz otworzą ogień i zginą zapewne w nierównej walce. Uciekać nie ma dokąd, wyjście blokują ojczulkowcy. Kamizelki z armoplastu nie ma czasu założyć, tkwi nadal w plecaku, tak jak reszta ręcznego pakietu dyspozycyjnego. RPD, lub bardziej swojsko – rozpierducha jak za pokoleniami mięsa armatniego w Korpusie nazywali zestaw podręcznego sprzętu. Kilka chwil i można byłoby przygotować się, ubrać uzbroić i spróbować szczęścia. Ośmiu, może mniej bo przecież ochrona tanio skóry nie sprzeda. Tylko że kilku chwil nie ma. Ludzie Ojczulka to też nie śmieci zbierane na ulicy, inaczej Warner dawno gryzłby już glebę. O czym on mówił? Jakie dwanaście trupów? Oko fibrokamery skierowane na kartkę, którą rzucił na podłogę. Kto zadawał sobie tyle trudu aby go zabić? Dwunastu ludzi Ojczulka, by poszczuć go na mnie? To nie skuteczniej po prostu mnie zajebać? A może to wiąże się z „tajemniczym świadkiem” Korpusu? Zadziwiające ile myśli może przejść przez głowę w ciągu kilku sekund. Jednak po tym czasie WiFi był już gotowy. Taktyczny odwrót. Wyszarpnął kratkę wentylacyjną z rogu pokoju i położył obok tak by łatwo było sięgnąć po nią i zastawić otwór z powrotem. Jeszcze tylko opóźniacz, może da to jakąś szansę ochronie i gościom Dołu. Teraz sobie zdał sprawę dopiero, że może nie prędko tu wróci. Korpus poprzez swoich łapaczy będzie tu szukał najpierw… To tylko ściany. Co zrobiłeś skurwielu z Łezką?

Przyskoczył do drzwi i wyglądnął do głównej sali na sekundę przeciągając wzrokiem wokół. Trzech po lewej, dwóch po prawej, trzech przy drzwiach. Wyrwał zawleczkę z flashbangu, granat potoczył się po podłodze. Ruski wynalazek, którego obły kształt kołysał się turlając na środek sali, kiwając się na boki jak wańka-wstańka. Obciążone dno jak u kubeczka dla dziecka, z którego zaraz wystrzeliła sprężyna, podrzucając granat na trzy metry w górę, gdy Fingst po raz pierwszy nacisnął przycisk na zawleczce. Drugi przycisk i świat w sali rozbłysnął białym snopem światła jak supernowa, a ułamek sekundy potem ogłuszający huk ryknął potęgowany przez ściany Dołu działające jak membrany. Odrywając ręce od uszu, schowany za ścianą WiFi, zębami wyrwał drugą zawleczkę z łzawiącego i wtoczył go do środka. Zaraz potem pobiegł do kratki, próbując ocenić skutek swych działań na monitorze. Elektroniczny szum, nic więcej. Granat hukowo-oślepiający musiał rozwalić obwody. Do Rutgera, byle prędzej…
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 19-12-2010 o 00:24.
Harard jest offline