Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 23:51   #6
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
YouTube - STALKER movie soundtrack - Train

Nie otworzył oczu. Zgiął się w pół. Instynktownie zmuszając się, by jego jęknięcie nie przebrzmiało przez dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia głosy. Zimny beton, do którego przywierał połową twarzy stanowił w tej chwili jedyną miłą rzecz. Orzeźwiającą... Ależ go kłuło w dołku... Jakby się żyletek na wpierdalał... I ten chemiczny odór... w nosie i w buzi... Wspomnienia wolno wracały...

***

Kanał znajdował się kilkanaście metrów pod główną płytą. Ciągnął się wijąc jak tłusta, czarna glista pod wszystkimi zakładami Czarnych Ulic. Karmiąc się gównem, które do niego zrzucano. A jesteś wszak tym, czym się żywisz. Niko powoli więc brnął przez wykrzywiające nos ługowe opary biologicznego szlamu, po pas w nim zanurzony.

Gruz na ścianach kanału zadrgał słabo, a pod stopami dało się wyczuć ruch. Tętno. Tętno Elysium. Niecały kilometr stąd przejeżdżało metro.

Oleistą topiel co jakiś czas zaburzał płynący z wynurzonym nosem szczur. Szczur. Jedno z niewielu bydląt, które się dostosowało. Dostosowało i pokochało. Mały, wredny skurwiel jak wiele innych jemu podobnych. Mało potrzebował i nigdy o nic się nie upominał. Potrafił zadomowić się nawet w warunkach gdzie samo oddychanie powodowało rozległe poparzenia płuc, a wędrował takimi szlakami, że przeciętnemu człowiekowi gały wypala. Żarł co popadnie i cieszył się tym przywilejem, że mało co miało jaja, żeby jego zeżreć. Źródło wszelakich pasożytów i zarazy. Doskonale się mający nosiciel śmierci.
Takie porównania w samotności miały w sobie coś kurwa pięknego.
Odwrócił się by zobaczyć jak daleko za nim zostali rakarze z Reinigendienst.
Daleko.

Przydziały bywały wszelakie. Czasem zdarzał się wypad z rejzą na południowy-wschód. Czasem pacyfikacja w Jatkach. Najczęściej jednak tak jak i tym razem był to udział w zadaniach Reinigendienst. Czyli głównie zejścia do kręgu podziemnego polegające na sprzątaniu po prewencji i porządkowych, lub po prostu po tym co Elysium chcąc nie chcąc produkowało. Każdy z tych przydziałów Niklas traktował z dostateczną dozą obowiązku i również czymś na kształt spełnienia. Robił coś, co lepiej, lub gorzej potrafił i dostawał za to przynależną miskę Eiweissuppe i względnie ciepłą norę w podziemiach Eses-Sztuby. Bardzo jasna sytuacja. Porządek. Ład. Zaginione już chuj wie ile lat temu poczucie warunkowego bezpieczeństwa, w którym nie będziesz musiał zeżreć kumpla. Jebany mit pustkowi…

Twarde aluwodery, chroniące przed żrącymi odpadami, nie umożliwiały zbyt dużej swobody ruchowej, ale i nie potrzebował jej tym razem. Sprawa była prosta. Narost biomasy na jednym z wąskich gardeł kanałów. To się zdarzało. Chuj jeden raczył wiedzieć co takiego pływało w tych wodach, ale z jakichś przyczyn, co pewien czas, całość frakcji płynącej osadzała się w rurach odpływowych i blokowała przepływ. Dyrektoriat jeszcze jakiś czas temu miał to w dupie, ale wyglądało na to, że komuś na górze za którymś razem spłuczka nie zadziałała i w efekcie Reinigendienst miało nowe obowiązki. Usuwanie tego badziewia. A tu nazywano je zarodźcami i traktowano niemal jako żywe byty. Bo jakoś tak kurwa złośliwie większość umiejscawiała się w najtrudniej dostępnych miejscach.
- Sygnał, Slovak – nadajnik na uszach zaskrzeczał beznamiętnym głosem. Nie fatygował się z odpowiedzią, ani z poprawieniem. Posłusznie wysłał sygnał, by znali jego pozycję i wiedzieli, że idzie dalej. Tacy jak on Bestandigen nader często się „zużywali”.

Zarodziec stanowił zrogowaciałą masę... wszystkiego. Większości rzeczy nie dało się rozpoznać, ale w zrogowaciałym szlamie tkwiły jakieś szmaty, fragment hydraulicznego ramienia androida i coś co mogło być ciemieniem czaszki. Całość skutecznie zatykała jedną z odpływowych rur zakładowych.
Niko sięgnął do plecaka po niewielki ładunek diapazonowy i wbił klin w czarną powierzchnię.
Częstotliwość... Stoper ... potwierdzenie. Jedna minuta. Dwa sygnały na górę.
A teraz abarot i na powierzchnię.

***

Otworzył oczy. Gałki błyskawicznie omiotły pomieszczenie, w którym go uwięziono. Zwyczajna kanciapa podobna do wielu innych w opuszczonych blokach Eses-Sztuby. Tylko ta woda. Musiało to być przynajmniej jedną kondygnację pod powierzchnią. Zacisnął dłonie parę razy upewniając się, że nie jest niczym spętany.
Mdłe światło dochodzące z korytarza sprawiło, że Niko zmrużył oczy. Nie był sam. Pozostali dwaj mężczyźni również nie spali. Co właściwie robił tu z nimi?

***

- Stepana nie ma dziś?
- Nie –
Gunter był na ogół gadatliwy. To trochę ryzykowna cecha jak na szynkarza niemniej mimo to radził sobie doskonale. Tylko dziś jakoś nie był skory do rozmowy. Ba. Nawet wystraszył się na widok Niklasa. Bestandiger uznał jednak nie poddając tego pod żadną wątpliwość, że szynkarz musi się dziś czegoś obawiać i on nie ma z tym nic wspólnego. No bo co wspólnego mógłby mieć do czynienia z jakimikolwiek sprawami. Elysium wiedziało gdzie go szukać, a SeucheDivision regularnie przeprowadzało badania jego wirulencji. Każdy inny... no cóż. Nie znał przyczyn, dla których mógłby się przydać komukolwiek innemu.
- To i dobrze – tak było w rzeczy samej. Czasem nie miał ochoty na zaczepki tego chujka. Spojrzał na Guntera i ruchem głowy wskazał najniższą półkę z najtańszym alkoholem jaki szynkarz rozprowadzał. Jarzębiak był jego standardowym wyborem. Nazwę zawdzięczał dodaniem do kadzi z rozwodnionym spirytem, tych małych badziewi które pojawiały się na drzewach bezimiennych.
Guner bez słowa nalał do ruskiej szklanki. Tylko ręce mu się nadal trzęsły... Jeszcze chwila i się normalnie posra w gacie...

***

- Hej! Pst... - po tym jak wywlekli jednego z pozostałych, drugi z mężczyzn odezwał się do niego. Wyglądał na młodego. Mówił jak młody. Ale co najważniejsze nie panikował...
Niko nie poruszył się i nie wstał, ale nieznacznie kiwnął głową. Tak cicho jak mógł przysunął do siebie jedną z wykruszonych ze ściany cegłówek, tak by mieć ją w razie czego pod ręką. Miał nadzieję, że zaskoczą grubasa, ale plan uległ modyfikacjom. Chłopak wstał. Pytanie więc jakie Niklas teraz sobie zadawał, to czy grubas się nie zniechęci i nie wróci po obuch, albo po "tatę", czy kogokolwiek innego. Spod bardzo nieznacznie otwartych powiek obserwował zachowanie tłuściocha, który stał teraz przed kratą mróżąc świńskie oczka.
Jeśli wejdzie sam, wszysko może się udać... Ogłuszyć ceglą w łeb, przekręcić i złamać klucz do celi i w długą nura do tej wody.
Jeśli, nie wejdzie sam... no cóż... Wtedy dzida do wody od razu...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline