Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2010, 20:49   #7
adurell
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Nawiedzony dom w Innerstadt. A w nawiedzonym domu- nawiedzony człowiek. Czym nawiedzony? Nawałą myśli. Sarian często miał właśnie tak, jak dziś- zapominał o tym, jak wygląda świat za oknem, siedział w swoim, nieco ciemnym ale za to (a może- dzięki temu) przytulnym pokoju i myślał, skąpany blaskiem świec. Zwłaszcza, że ostatnio szczególnie wiele rzeczy dawało mu powód do zastanawiania się.

Żałosne. Miast czytać dobrą książkę, do których zaliczał dowolną z tych, które przygotował sobie zawczasu na biurku, mając w planach nieco czasu wolnego, słuchał teraz oddalonych dźwięków eksplozji gdzieś w zewnętrznej części miasta. Zamiast teoretyzować wyższość redukcjonizmu nad holizmem, czytał list od Aleksandra Bojarskiego- list, który mimo iż cieszył Sariana swoim istnieniem, to zmartwił zawartością. Raz po raz wzrok Korczyńskiego wertował treść listu, jakby miał nadzieję na to, ze gdzieś między wierszami znajdzie się coś jeszcze. Części informacji domyślał się sam, cześć była dla niego totalnym zaskoczeniem, czasem smutnym, czasem nie. Z pewnością jednak to był przełom- siedzący po turecku na fotelu Sarian starał się sobie jakoś to wszystko ułożyć w głowie.

Szybko. Przemyśleć. Skład broni. Powstanie. Nieśmiertelni. Ciała rodziców. Musze. Wojna. Śmierć. Niebezpieczeństwo. Potokowi myśli nie było końca. Ale samo myślenie problemów nie rozwiąże.

Sarian wstał i swoim zwykłym, smętnym wzrokiem spojrzał na siostrę. Te emocje, które nią owładnęły… nigdy nie mógł nigdy oprzeć się wrażeniu, że czyta w swojej siostrze jak w otwartej księdze, nawet gdy próbowała ukryć przed nim jakieś odczucia. Sam Korczyński nieszczególnie chciał wyjeżdżać z miasta- w Czechach wcale lepiej, w jego przekonaniu nie było. I nie będzie. Taka już ta pieprzona rzeczywistość. Ale ona chyba tego nie rozumiała. Nadzieja, nadzieja… Sarian odchrząknął i zaczął mówić powoli, spokojnie, tak jak miał to w zwyczaju, wkładając w swój głos tyle dystyngowanej władczości i przekonywującości ile umiał:

-Apollonia… zaczekajmy jeszcze kilka dni, proszę cie, nie wiem, czy to na pewno jest dobry pomysł. Jesteś pewna, że przemyślałaś wszystko? Skąd wiesz, że w Czechach będzie lepiej? Poza tym, nie ufałbym ot tak sobie tym przemytnikom, warto by ich jeszcze raz sprawdzić. Nie uważasz, że tak będzie lepiej dla nas obojga i naszego bezpieczeństwa? Ach, i jeszcze….

Zagadywał, mówił, oczarowywał, a Apollonia wydawała się nieco uspokajać. Nie lubił nią manipulować, ale w tym wypadku było to konieczne. Ani nie uśmiechało mu się obarczanie jej wiadomościami z listu od Aleksandra, ani też nie chciał wyjeżdżać do dalekich Czech- oznaczałoby to nie tylko wiele komplikacji, ale również zostawienie tych niewielu znajomych, z którymi Sarian miał kontakt, a także opuszczenie domu, który był jego najważniejsza pamiątką po rodzicach. Może, jak uda się mu spełnić to, o czym wspomniał Bojarski w liście…

Siostra popatrzyła na Sariana z mieszaniną zdziwienia i zdezorientowania. –Z tobą, nigdy nic nie może być łatwe, hę? – burknęła, nieco naburmuszona, poczym wycofała się i pobiegła po schodach na dół. Sarian jeszcze raz westchnął z głębokim poczuciem oszukania jej, po czym samemu podszedł do szafki, wyjął stamtąd kilka najpotrzebniejszych rzeczy- dowód osobisty, swój ulubiony pistolet, coś ciepłego do ubrania, nieco pieniędzy no i oczywiście list Bojarskiego z opisem drogi do składu. Wyjrzał przez okno, jakby w nadziei że dostrzeże kogoś, kto według listu miał go śledzić. Potem, szybkim krokiem zszedł do przedpokoju i bez słowa wyszedł ze staromodnego przybytku Korczyńskich.

Sarian skierował swoje kroki w kierunku zewnętrznej części miasta, składu który wskazał mu Bojarski. Mimo poczucia potrzeby wykonania tej „misji” jak jakiegoś obowiązku, jakby był związany przysięgą (może to wdzięczność?) był wewnętrznie zmęczony- nie wiedział czemu, ale sama perspektywa pójścia tam i wysilania się, by coś zrobić, odbierała mu chęć życia. Mimo to, mimo iż nie chciało mu się jak diabli, szedł tam z pewnością siebie, podpartą doświadczeniem- już kilka lat temu nauczyło go ono podejścia „wszystko się jakoś ułoży”. Miał tylko nadzieję… tylko nadzieję, że może uda mu się osiągnąć to, czego tam naprawdę szukał, a raczej – kogo.

Rozmyślania przerywało mu jedynie powracające co jakiś czas uczucie, że powinien się obejrzeć za siebie, czy aby na pewno nikt go nie śledzi.
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline