Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 00:12   #3
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Dzisiejszy dzień miał zacząć się poranną partyjką kości z miłym jegomościem poznanym wczorajszego wieczoru. Jako, że po wejściu do sali głównej karczmy "Trzy wrony" Oskar nie dostrzegł go przy żadnym ze stolików zrezygnowany ruszył ku szynkwasowi. Po drodze zauważył na jednym z miejsc bladego mężczyznę cicho zawodzącego. Po tym jak samotnik dostrzegł wzrok halflinga skrył swą twarz w splecionych dłoniach i nieco głośniej zaszlochał.
- Witam gospodarzu. - rzekł z uśmiechem halfling. - Poproszę kufel piwa oraz sytą strawę. - dodał wiedząc jak niską wagę do odpowiedniego posiłku przykłada kucharz tego przybytku.
- Dzień dobry halflingu. Za chwilę podam twoje zamówienie. Usiądź gdzie Ci się podoba. Nie mamy dziś zbyt dużego ruchu. - odparł nieco beznamiętnie karczmarz.

Obracając się w kierunku sali malec nie mógł usiąść gdzie indziej niż przy smutnym człowieku. Samemu będąc cały czas uśmiechniętym chciał mu pomóc rozwiać czarne chmury kołyszące się nad równiną jego spokoju.
- Witaj. Można się dosiąść? - zagadnął go na dobry początek Oskar.
Osobnik zabierając z przed twarzy dłonie odsłonił swe pokryte strugami łez oblicze. Jego wyraz twarzy obrazował smutek tak ogromny jaki tylko można było odczuwać. Wyglądał jakby cały czas walczył z jakimś psychicznym problemem. Będąc dobrym empatą niziołek nie poddawał się i kontynuował:
- Coś nie tak? Coś się stało? Wiem, że się nie znamy, ale jeżeli mógłbym Ci jakoś pomóc chętnie to zrobię. - powiedział nadal promieniując uśmiechem najmłodszy członek rodu Pamperkinów.
Z tymi słowy w człowieku coś pękło. Coś nie pozwoliło mu dalej opierać się problemowi samemu. Coś kazało mu temu niskiemu, pyzatemu ludkowi zdradzić powód dla którego czuje się tak źle.

Na początku człowiek przetarł łzy. Starał się doprowadzić się do porządku. Jak już nieco ochłonął zaczął mówić. Przedstawił się jako Taglif, rybak mieszkający w centrum dzielnicy biedoty. Problemem okazało się porwanie jego jedynego syna. Dwie doby temu ktoś zakradł się do domu Taglifa i po zapukaniu w framugę jego drzwi brutalnie pozbawił go przytomności. Ku zdziwieniu rybaka wszystko było na swoim miejscu - jedynym co zginęło był Alan, jego siedmioletni syn. Zrozpaczony ojciec obiecywał hobbitowi wszystko co miał i był w stanie zdobyć za odnalezienie jedynej bliskiej mu osoby, gdy do stolika dosiadł się tajemniczy jegomość. Wysoki, białowłosy elf z ogromną blizną na twarzy zaoferował swoją pomoc.
- Witaj. Nazywam się Oskar a to jest Taglif. Jego syn został porwany prawdopodobnie przez jakiś rabusi z dzielnicy biedoty. Żadni bogaci oprychowie nie więzili by syna biednego rybaka. - odparł na ofertę pomocy niziołek.

Nieco później do stolika przysiadła się piękna białogłowa przynosząc ze sobą zamówione piwo oraz jadło. Nawet jej czarne loki oraz przenikliwe, zielone oczy nie mogły wytracić Oskara z rozmyślań nad zbliżającą się akcją. Co prawda halfling jadł sześć posiłków dziennie, ale gdy przychodził czas na akcję nawet jego apetyt nie mógł zmącić myśli o zbliżającym się zadaniu.
- Podobnie jak wysoki jegomość słyszałam o czym mówicie. Może przyda się wam moja pomoc? - powiedziała uwodzicielsko młoda piękność.
- Każda pomoc się przyda piękna pani. - powiedział niziołek błyszcząc białym uzębieniem.
Po chwili rozmowy do stolika dosiadł się kolejny człowiek. "Zaczyna robić się tu trochę tłoczno." - pomyślał malec mając nadzieję, że na stole będzie dość miejsca aby pomieścić jadło jakie był zdolny wciągnąć w tak przepiękny ranek jak ten. Spoglądając w kierunku olbrzyma niziołek od razu obdarzył go sympatią. Jego wygląd zdradzał, że lubuje się w dobrej, może nawet halfińskiej kuchni. Innym przyjęciem niż szeroki uśmiech nie mógł zostać obdarowany - nieco wydatniejszy brzuch oraz pełne, białe uzębienie dodało jedynie pewności w wcześniejszym stwierdzeniu Oskarowi.

- Dobrze skoro mamy już chętnych do pomocy dodaj co chciałeś mi powiedzieć przed tym jak dotarła Pani z zamówieniem. - powiedział patrząc pytająco na nowego przy stoliku gościa halfling.
Okazało się, że napastników było dwóch a Taglif dokładnie zna ich oblicza. Po krótkim opisie okazało się, że rybak widział jednego z napastników jak brał wczoraj jakiś wiklinowy kosz od gospodarza. To dawało Oskarowi trop, który wystarczył, aby odnaleźć porwanego.
- Dobrze. Myślę, że tyle informacji mi osobiście wystarczy. Oczekuj syna i nie trać nadziei. Co dzień przychodź do tej tawerny w samo południe. Jak wszystko pójdzie jak należy za dwa dni znów będziesz zabierał małego na ryby. - powiedział niziołek kładąc swą małą, pulchną dłoń na ramieniu zrozpaczonego ojca.

***

Niziołek z szerokim uśmiechem patrzał na załzawionego rybaka ściskającego swego syna. Jego wdzięczność była tak olbrzymia, że aż zabrakło mu słów. Na wyciągniętą w jego kierunku sakiewkę halfling przecząco pokiwał głową zamykając Taglifowi dłoń i wesoło czochrając jego synka po głowie. Nie przyjęcie zapłaty było dla Oskara czymś niezwykłym jednakże sama myśl o tym, że coś takiego mogłoby spotkać i go jego ciemnoskóra, pyzata twarz robiła się bielsza od śniegu pokrywającego zbocza Gór Szarych. Nie było to niczym dziwnym gdyż większość hobbitów z jego okolic potrafiła wymienić swój ród aż do dziesięciu pokoleń wstecz - z nim włącznie.

Jego nowo poznani towarzysze okazali się niezwykle pomocni i może nie dobroczynni, ale na pewno wrażliwi na cudzą krzywdę. Odkąd nie było w stolicy jego znajomych krasnoludów on sam czuł się nieco samotny. Może teraz będzie mógł z kimś normalnie porozmawiać i być może, zaprzyjaźnić się.
- Pańskie piwo. - powiedziała dziewka stawiając kufel z trunkiem na blacie i wyciągając go z głębokiej zadumy.

***

Po ostatnich dość zaskakujących wydarzeniach Oskar postanowił przejść się po mieście. Jako, że był zawsze czujny bacznie rozglądał się szukając wzrokiem domostwa jakie ostatnio opróżnił. Jak się spodziewał w tej okolicy straż wzmożyła patrole. Od wyjścia z tawerny napotkał już siedem par strażników - póki co da sobie spokój z tego typu zarobkiem. Wracając do karczmy niziołek kupił trochę owoców - zawsze uważał je jako dobrą przekąskę pomiędzy drugim a trzecim śniadaniem.


Słysząc muzykę uradowany po paru wygranych partiach w kości niziołek nie mógł się oprzeć chęci zabawy. Rozczochrane włosy Oskara podskakiwały rytmicznie, gdy tańczył w koncie sali. Nie będąc najwybitniejszym kondycyjnie po krótkim czasie wrócił do stolika. Gdy zamówił piwo zauważył, że jego sakiewka niebezpiecznie zbliża się do smutnej pustki. Na szczęście zawsze miał parę pomysłów w zanadrzu jak etat kucharza w jakiejś lepszej tawernie bądź skryby w bibliotece - w końcu znał niejeden język! Dopóki straż w mieście jest w stanie zmożonej czujności da sobie spokój z najmniej zobowiązującym sposobem zarobku - nie chciał kusić losu.

Gdy wraz z pełnym kuflem dosiadł się do stolika przy którym siedzieli Eugenn i białowłosy elf postanowił nieco z nimi porozmawiać. Podczas rozmowy nie odkrył zbyt wiele nowostek. Jednak to co krasnoludy mówiły na temat Eldarów nie sprawdzało się w przypadku Ankariana - elf nie był wcale megalomanem ani nie mówił tym niezrozumiałym dla innych językiem pełnym metafor, porównań i oksymoronów. Po jakimś czasie do stolika dosiadła się Sharlene bez ogródek oświadczając, że jest dobrze płatna robota. Jakiś bogaty jegomość szuka śmiałków, którzy będą w stanie odnaleźć jego zaginionego przyjaciela - "Dla mnie to żaden problem" pomyślał od razu niziołek przypominając sobie niedawne uwolnienie Alana z rąk porywaczy.
- Jak dla mnie bomba. Jutro się tym zajmiemy. Może dzisiaj razem z nami pogaworzy białogłowa i wypije po kufelku? - zarzucił w odzewie hobbit uśmiechając się od ucha do ucha.

***

Przybytek „Beim Starken Mensch” przyprawił hobbita o istny zawrót głowy. Ogrom bogatego wyposażenia jakie występowało w środku był powalający. Zapach oraz wygląd dań były o niebo lepsze od tych serwowanych w "Trzech Wronach". Jednak klientelą byli w większości bogaci kupcy, wyższe ziemiaństwo oraz urzędnicy - "Grube ryby" wnet pomyślał Oskar idąc za piękną towarzyszką w górę schodów.
Po dotarciu na miejsce, do przestrzennego pokoju również dało się odczuć istny przepych bogactwa. Siwiejący człowiek o śmiesznych, odstających uszach czekający w środku przedstawił się czysto urzędowym sposobem oraz pozwolił im spocząć - "Uważaj Panie Georgu abyś nie zdradził więcej informacji niż możesz". Halfling widział podobny styl wypowiedzi u niejednego człowieka, który po przeczytaniu paru książek myśli, że już każdego jest w stanie omamić. "Nie ze mną te numery". Jednak po dłuższej rozmowie Oskar stwierdził, że albo tych książek było znacznie więcej albo faktycznie Georg zna się na swojej robocie.

Rozgadując się i nieco podtapiając swego rozmówcę w zwrotach grzecznościowych i dwuznacznych zapytaniach halfling doszedł do wniosku, że na temat ich pracodawcy nie dowie się faktycznie niczego - czas przejść do samego Bernarda Kempera będącego celem poszukiwań. "Czy starszy już mężczyzna, weteran wojskowy, spokojnie włóczący się po pobliskich burdelach i spelunach mógł tak z dnia na dzień zniknąć?". Na ten temat halfling również wyczerpał materiał spokojnych pytań oraz swobodnej rozmowy - niczym jednak starzec nie zdradził mu więcej informacji.
Wiedząc, że Kemper kupił niewielki domek przy Hebrenstrasse hobbit mógł dość łatwo rozpocząć poszukiwania. Miał cały wachlarz możliwości i zamierzał skorzystać z tych najmniej pewnych metod - "Trzeba poszerzać swoje horyzonty".
- Poszukiwania moglibyście zacząć od domostwa zaginionego na Hebrenstrasse. Nie znam dokładnego adresu więc będziecie musieli popytać po dotarciu na miejsce. Kemper zaginął przed tygodniem. Sąsiedzi mogą coś o tym wiedzieć.

Słysząc ostatni zwrot niziołek jedynie się uśmiechnął. Jego dedukcja wyprzedziła myśl zleceniodawcy co jedynie poświadczyło, że nadaje się do tego zadania. Po tym jak usłyszał, że otrzyma 60 Złotych Koron wynagrodzenia oraz - poza już sporą drużyną - człowieka do pomocy jedynie z zachwytem pokiwał głową - "Tak to jest zdecydowanie coś dla mnie".

***

Po powrocie do "Trzech Wron" malec rozpoczął rozmyślania. Wziął od karczmarza kluczyk od osobnego pokoju i w odosobnieniu, przy błogosławionych wdechach powietrza wzbogaconego o tytoniowy dym wydobywający się z jego ukochanej fajki zaczął układać pierwszą część jego planu. Oczywistym było, że spotka się z sługusem pracodawcy, ale poza tym miał mały plan. Chciał w swoim własnym stylu dowiedzieć się gdzie i jak mieszkał cel. Plan powoli wykreował się w jego jaźni. Po tylu latach praktyki w szabrowaniu w cudzym dobytku nie musiał nawet za długo się męczyć - wystarczyło się odprężyć a plan sam mu przychodził do głowy.

Zgasił fajkę i zaczął ćwiczyć pewny ton głosu - żołnierski ton. Jak zaczęło mu wychodzić przeszedł parę długości pokoju w sztywnym, żołnierskim stylu - nie wychodziło idealnie, ale później to dopracuje. Teraz czas na rekwizyty. Nie miał ich dość więc poszedł do starej krawcowej, która po krótkiej rozmowie na temat roślin oraz gotowania, z uśmiechem sprzedała mu znoszony, skórzany pasek i stare, skórkowe spodenki w sam raz pasujące na malca - i to po promocyjnej cenie!

***

Mijając jeszcze tego wieczoru każdego z członków drużyny poszukiwawczej przekazał, że ma dobry plan jak dowiedzieć się gdzie mieszka Kemper. Mimo iż dokładnie nie jest dopracowany sam wie, że jak on coś planuje to musi się udać.

Sam doskonale wiedział co zamierza: W osobnym pokoiku ubierze się w swoją starą skórzaną kurtkę, skórzane spodenki przewiązując wszystko paskiem. Swoją czuprynę nieco uliże a na samej twarzy zrobi sobie parę sztucznych pierzyków oraz jedną, małą bliznę pod lewym okiem. Podając się za przyjaciela z wojska poszukującego starego znajomego zapuka do któregoś z sąsiadów Kempera na Hebrenstrasse i zapyta czy gdzieś w okolicy nie mieszka jego przyjaciel Bernard Kemper.

- Zostałbym dłużej drogi Panie, aby zdradzić Ci jakowym sposobem wykarmić dwustu żołdaków. Jednak nie mogę! Przyjaciel czeka! Jak ja go dawno nie widziałem! - powiedział sam do siebie Oskar dźwięcznym, pewnym, basowym głosem sztywno chodząc po skromnym pokoiku. - Muszę trenować aż będzie idealnie. - dodał po czym wybuchł basowym śmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 20-12-2010 o 17:39.
Lechu jest offline