Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2010, 22:05   #5
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
„Czas spowalnia. Krew pulsuje w żyłach, a w piersi dudni serce. Każdy szczegół staje się wyraźny, wręcz promieniuje szczegółowością. Każdy ruch jest precyzyjny, delikatny – idealny. Świat zamiera, niepotrzebne dźwięki cichną. Wszystko skupia się na całej scenie walki, ale i na kolcie kuli, na spadającej kropli krwi…
Tak jest w książkach i filmach. Tak jest w myślach tych, którzy nigdy nie byli na froncie. Jedyne, co się zgadza to dudnienie serca.
Rzeczywistość jest zupełnie inna. Po akcji zawsze dostrzegam wszystko wyraźniej, widzę, czuje więcej. Chce zrobić coś inaczej, cos poprawić, bo przeważnie coś nie idzie zgodnie z planem. Dlatego plan musi być jak najbardziej szczegółowy. W ogniu walki czas nie zwolni, przeciwnik nie da mi chwili do namysłu, umysł zatopiony w adrenalinie, ogłuszony tsunami krwi i artylerią serca nie będzie postrzegał nic wyraźniej. Liczy się wkuty na blachę plan, lata treningu i wytresowane reakcje. Choć nie myślę moje ciało działa samo.

Czekanie jest w tym najgorsze. Wychylam się zza ściany na tyle by widzieć wjazd konwoju w Shippen. Dłonie pocą się, palce na kontrolkach drżą. Byle nie odpalić za wcześnie, byle nie za późno. Oby nic się nie zacięło. Serce wali jak oszalałe. Dum-Dum…Dum-Dum. Zimny pot zalewa czoło. Gorączka pali od środka - a oni jadą. Tak po prostu. Powoli – samochód za samochodem. W odległej ciszy, jak w innym świecie, w którym czas rozciągnął się leniwie, spowolnił i patrzy się na mnie złośliwie. Tylko wtedy i tylko tam czas wlecze się niemiłosiernie, niechętnie wychyla łeb z rumowiska, by po chwili wyskoczyć na mnie zdradziecko…

Są! Dźwięki i emocje eksplodują we mnie.
Przycisk (eksplozja/dym) – zrywam się/wyrzutnia na ramie – rzut okiem/wieżyczka na cel – świst odpalanego pocisku (kolejna eksplozja/kłąb dymu).
Nie ma zastanowienia. Działam zgodnie z planem. Każdy punkt to ułamek sekundy. Nie widzę nic prócz celu, nie liczy się nic prócz działania. Akcja/reakcja. Punkt po punkcie. Jak widziałem to za każdym razem gdy zamykałem oczy. Ktoś z tyłu mógłby mnie teraz zabić i pewnie bym tego nie poczuł, nie zauważył. To mój największy błąd – „komandos powinien mieć oczy z tyłu głowy” jak mawiał Mave. Mi muszą wystarczyć uszy, nos i tresura…

Całe szczęście, że miałem wcześniej czas by rozplanować akcję. Przemyśleć ją, wyśnić i wysrać. Teraz wszystko toczy się już swoim życiem, ale jestem na to przygotowany. Nawet na ten dodatkowy wóz. Wyrzutnia opada – zaczyna się chaos. Teraz trzeba się naprawdę skupić. Opadając do przyklęku, ogarniam wzrokiem pole walki. Brutalnie oderwany od ściany karabin ląduję przy ramieniu. Policzek na kolbie, oko na linii muszka-szczerbinka. Prawy palec na spuście, prawy kciuk na selektorze ognia. Lewy palec na spuście granatnika, lewy kciuk delikatnie muska korpus nad magazynkiem. Nie lubię być brutalny. Czasem jednak nie mam wyjścia. Czasem nie dają mi wyboru.”

***

- Termowizory – przycelować. Reszta–ogień zaporowy. Koktajle w największe grupy!
Nie wycofywać się. Damy radę! Słyszycie damy radę! Dave? Odbiór Dave!

- Neo! Wal w Marines. Ciężarówka stoi, osłaniaj chłopaków. Ciężarówką…
O Kurwa!

***

Mężczyzna w pancerzu wyskoczył z wozu. M249 plunęło ogniem. Ich własne pociski zdawały się ledwo muskać jego stalowe ciało. To nie jego się spodziewali znaleźć w tej ciężarówce. W ogóle nie tego się spodziewali - kompania wyszkolonych żołnierzy, termowizory, dobry sprzęt - to już było dużo… ale To – to było przegięcie.

JT zaklął. Nie było czasu na myślenie – gość psuł im wszystko, nie dość, że zasypywał gradem kul ich strzelca wyborowego - bohatera ruchu, to jeszcze psuł morale mając w poważaniu ich ostrzał. Pewnie jedna dobrze przymierzona kulka prosto w płytę na twarzy, załatwiłaby sprawę, ale zniknęła by w gradzie innych sypiących się z obu stron. Nie było też czasu na celowanie, ani tym bardziej na pomyłkę. Trzeba było zmazać faceta z oblicza tej potyczki równie efektywnie, jak się pojawił. Zależało od tego morale jego żołnierzy.

Już wcześniej JT przeniósł się do kolejnego okna – odpalił ostatnią zasłonę dymną, resztki saletry zmieszały się z cukrem i zapalone skłębiły się gęstniejącym nad wrakiem Hummera białym oparem. Konsoleta nie była już do niczego potrzebna. Wyszkoleni żołnierze na dole zresztą mogli zdawać sobie sprawę skąd padł strzał, który wyeliminował ich półcalówkę. Saper nie miał, więc zamiaru im ułatwiać zadania.

Teraz kryjąc się za parapetem sąsiedniego okna poderwał się na nogi i obrał na cel mężczyznę w pancerzu. Linia lufy była niczym palec Boży decydujący o życiu i śmierci. JT wdusił spust. Rozległo się charakterystyczne pyknięcie i 40 mm granat opuścił podwieszoną pod lufą karabinu niewielką tubę.
Saper jeszcze przez sekundę przyglądał się torowi lotu pocisku. Usatysfakcjonowany opadł na kolano, gdy czubek granatu uderzył w pancerną pierś wroga, tuż ponad korpusem trzymanego przez niego karabinu.
Huknęła eksplozja. Metalowe drzazgi i kawały stali wystrzeliły we wszystkie strony. Strzępy rozdartego wybuchem ciała bryznęły na około w karminowej chmurze krwi. Po żołnierzu zostały dosłownie, tlące się na asfalcie resztki podeszw.
- Dopadła Cię zgaga, di’kucie? – mruknął saper upewniając się że radio jest włączone – dalej chłopcy roznieście ich na strzępy!
Jego własna eMka ustawiona na „semi” gotowała się by wypluć z siebie kilka pestek. Teraz już spokojniej, z rozwagą, wprost do celu. W końcu mieli chwilę spokoju po tej stronie ulicy. To jednak znaczyło, że chłopaki po drugiej mają przesrane.
- Neo jesteś jeszcze ze mną? – krzyknął wyłączając radio. Usadowiony na końcu korytarza snajper i tak powinien go usłyszeć, nie było sensu psuć reszcie nastroju potencjalną śmiercią ich herosa.
- Żyje! – odpowiedział snajper a JT odetchnął odetchnął z ulgą.
- Dasz rady wesprzeć ogniem chłopaków z drugiej strony?
- Tak.
- Ok. – włączył radio i rzucił – Jesteśmy z Wami!

***

„Nie ma ciszy. Jesteśmy tu – oni są tam. Dzieli nas tylko cienki mur.
Wcale nie ma czasu. Wychylić się, przycelować – oddać strzał. Jak oddech, westchnienie. Jedno mrugnięcie oczu. Więcej to niepotrzebne ryzyko. Więcej to śmierć.
Jak automat wychylić się zza osłony, oddać jeden strzał. Krótką serię.
Wstrzymać oddech, uspokoić nerwy. Ktoś zginie. Byle nie ja… ”
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 21-12-2010 o 19:59. Powód: faosfor mi się z saletrą pokiełbasił ;P
Nightcrawler jest offline