Fakt, Obama powiedział, żeby nie wychodzić z domu bez potrzeby, telewizja milczy, a radia nie do się dostroić, ale bez przesady...Amerykanie mają skłonność do przesadzania. Opustoszałe ulice, pozamykane sklepy, spokój. Pozorny spokój, może cisza przed budzą - Co tam znowu bazgrzesz? - przy stole z powrotem usiadła wysoka, elegancka kobieta. Jej perfekcyjny makijaż, świeżo umalowane i dokładnie upięte włosy całkiem nieźle maskowały wiek Ann.
- Nieważne - młoda, krótko ścięta brunetka wrzuciła dziennik do obszernej, czarnej torebki, po czym zabrała się za leżącego na talerzu hamburgera.
- Mamusiu! Skończyłam! - ciszę, która zapadła przy ich stoliku przerwał radosny szczebiot małej dziewczynki.
- Obiecałaś, że jeśli zjem wszystko...
- Tak wiem - Genevieve weszła jej w słowo uśmiechając się do córki. Wyciągnęła z kieszeni bojówek trochę drobnych. - Proszę, możesz iść kupić sobie lody.
- Super. - Juliette... - Aha? - Po angielsku - puściła jaj oko.
- Mamooo, przecież wiem - odpowiedziała szybko i pobiegła do lady.
Ann kończyła kończyła kawę spoglądając z nad kubka to na córkę to na wnuczkę dyskutującą łamanym angielskim z właścicielem knajpy. Jedynej otwartej knajpy jaką do tej pory napotkały.
- Myślisz... jak myślisz, co się dzieje? - zapytała w końcu.
- Nie wiem - Genevieve wzruszyła ramionami. Prawie beztrosko.
- Amerykanie mają skłonności do przesady, przecież wiesz. - Jej ton był pocieszający. Chciała podnieść na duchu matkę. I siebie. Choć już nie raz obiecywała sobie, że nie będzie się oszukiwać.
***
Jechały szybko, droga była praktycznie pusta. Juliette spała, matka rozwiązywała krzyżówkę. Udawały, że wszystko jest ok. Nie szło im najlepiej. W powietrzu czuć było napięcie i niepokój.
- Stacja - stwierdziła brunetka beznamiętnym tonem.
- Idę się wysikać. - Odbijając w lewo spojrzała jeszcze na wskaźnik paliwa. Bak był prawie pełny, no i miały jeszcze jakiś zapas w bagażniku. Z 10 razy dojechałyby na tym do lotniska. I z powrotem.
- Co z Twoim filmem? -
- Mamo litości, co mnie teraz obchodzi film o jakiś pieprzonych słoniach z zoo. - Gen... - Wiem mamo. Jestem zmęczona, chcę być już w domu. Mam nadzieję, że samoloty do Francji...latają
Starsza z kobiet pokiwała smętnie głową.
- A Twoi koledzy? Ten weterynarz i reszta ekipy? - Nie wiem, pewnie też są już w drodze na lotnisko.
Zgasiła silnik.
- Zaraz wracam - szepnęła zerkając z czułością na śpiącą z tyłu córkę. Przymknęła drzwi.
Stacja benzynowa totalnie cicha i wyludniona. Wybita szyba. Coś jej mówiło, żeby nie iść w tym kierunku. Szła jednak. Powoli, serce waliło jak oszalałe.
- Kurwa! - chciała wrzasnąć, ale z jej gardła wydobył się jakiś dziwny skrzek. Zawróciła, puściła się biegiem, szybko wsiadła do samochodu. Bez słowa przekręciła kluczyk w stacyjce, ruszyła z piskiem opon. W oczach miała łzy przerażenia.
Taka była jej reakcja na to co zobaczyła. Coś co było kiedyś kobietą i mężczyzną...