Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2010, 22:07   #6
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
podziękowania dla Baltazara za kawałek, który mu bezczelnie zwędziłam

Sen. Napędzany chemią i wspierany elektrycznością sen Długie lata snu.
Trzydzieści sześć lat spędzonych w komorze, to więcej niż tych spędzonych poza nią.
Nie wiem, czy to doświadczenie przypominało płodowy okres mojego życia, nie pamiętam go. Nie było spokojnie. Nawet jeśli przekroczysz pewne ogólnie przyjęte granice dobrego smaku, sumienie nie milknie na zawsze. Trzydzieści sześć lat to dostatecznie dużo, by obudziło się na nowo.
Śniły mi się twarze. To dziwne, bo nigdy nie zwracałam na nie uwagi. 73891 nie był dla mnie intrygującym Latynosem, był uszkodzonym nerwem wzrokowym, na którym próbowała wybudować mikroskopijną Kaplicę Sykstyńską współczesnej chirurgii; 73924 nie była afroamerykańską matką trójki wyskrobanych dzieci, była zestawem wspomaganych hydraulicznie ulepszeń układu kostnego.
I muszę Ci powiedzieć, że nie były to jedyne twarze, jakie wróciły do mnie w ciągu przeszło trzech dekad.

*

Jeśli kiedykolwiek wyobrażała sobie przebudzenie, to na pewno nie w taki sposób. Nie należała wprawdzie do dziewczyn, którym przez sen na skroniach wyrasta korona a skóra porasta balowymi sukniami. Nie oczekiwała księcia, ale DeLucca odbiegał od tej kalki tak daleko, jak to tylko możliwe. Jego dworskie wręcz maniery czyniły pomyłkę niemożliwą.
Mimo regularnej stymulacji, ciało nie reagowało na bodźce tak dobrze, jak oczekiwali. Trzydzieści sześć lat bez ruchu i bez używania zmysłów dało się jej we znaki. Organizm potrzebował czasu, tymczasem prosto z lodówki doktor Charlie Newsom wpadła w środek gry, od której zależeć miało jej życie.
Krótka wymiana zdań ze, zdaje się, szefem całej grupy, zapoznała ją z grubsza z rozkładem sił w stadzie. Choć dyskusja nosiła znamiona uprzejmej, Śpiąca Królewna zarejestrowała broń. Nie tylko palną. Nie zastrzeliliby jej chyba tu i teraz. Chyba. Dostrzegła tez inne, odrobinę tylko subtelniejsze środki przymusu. Ubrała się zachowując kamienną twarz i dała poprowadzić na górę.

Ile czasu musiało minąć, odkąd została umieszczona w komorze. Ilu ludzi musiało umrzeć. Ani piwnica, ani przychodnia nie przypominały tych, które zapamiętała. Smród wręcz ogłuszał. Zdumionym spojrzeniem obłąkańca omiotła pomieszczenie, wyłuskując szczegóły. W powietrzu unosił się subtelny, znajomy zapach. Krew. I to nie w sterylnym, szpitalnym, popakowanym w woreczki wydaniu. Zachowała kamienny wyraz twarzy. Dopiero widok, który rozciągnął się przed jej oczyma, gdy jeden z wyprzedzających ją mężczyzn uchylił drzwi przychodni, odmienił lekko jej zdezorientowany wyraz twarzy.
To nie był ten sam Nowy Jork. Nie miasto, w którym mieszkała w swoim pierwszym życiu. Nie tętniąca światłem i życiem metropolia z czołówki Saturday Night Live. Nie Manhattan, nie Coney Island ze swoimi plebejskimi rozrywkami i Cyclone, nie zabudowany pełnymi ludzkiego robactwa blokami czarny Bed-Stuy, nie przerażający Harlem ani żarłoczny, rozespany Queens. To było pobojowisko. Cokolwiek wydarzyło się w tym mieście, zamieniło je w jedną wielką Stefę Zero. Szkło, stal i beton nie przypominały Wielkiego Jabłka sprzed kilku dekad. Spiętrzone chaotycznie odłamki z grubsza tylko wyznaczały szlak dawnych ulic. Wzdłuż kręgosłupa spełznął jej zimny dreszcz.

Rozległy się strzały. Ludzie Jamesa rozproszyli się. A może rozpierzchli. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie był to zgrany zespół… tak samo jak było widać, że nie dla każdego regularna, frontowa wymiana ognia była czymś oczywistym. Było tutaj kilka indywidualności, które wiedziały co robić w tego typu sytuacjach… nie było jednak oddziału. Właściwie najbardziej naturalnie zareagował murzyn – zajął dobrą pozycję obserwacyjną lustrując ulicę końcem lufy AK. Mike z bronią w ręku poszukał najbliższej zasłony ściągając dr Newsom z widoku. Derek stał tam gdzie dotarła do niego głośna wymiana argumentów na sąsiednich przecznicach. Tylko gruba dziewucha spanikowała wbiegając do środka.

Niepozorny brzydal zachował zimną krew. Oczywiście ręka automatycznie powędrowała po pistolet. Oczywiście cofnął się w cień witryny sklepowej stając przy swoim cennym znalezisku. Nie poświęcił jej jednak dłuższego spojrzenia. Chyba zadowolił się tylko tym, że ciężko byłby zabłąkanej kulce dostać się do pani doktor. Parę sekund oceniał sytuację. Może dwie, trzy. Jego rozlana pokryta bruzdami twarz stężała, a wodniste oczy nabrały dziwnej przenikliwości.

- Alice, rusz dupę i znikamy!
Wykrzyczał w kierunku, w którym przed chwilą zniknęła grubaska. Derek pomóż jej. Zamykacie stawkę. Walt prowadzisz. Do samochodu nim zrobi się tutaj naprawdę gorąco. Odczekał kilka chwil w dając „garniakowi” czas na danie dziewczynie w pysk i sprowadzenie jej do rzeczywistości. Słysząc, że wychodzą z przychodni dał znak by ruszyli. Po czym złapał Newsom za rękę i pomógł jej się ruszyć. – Nie chcemy spotkań tych, co strzelają… ani tych, którzy przyjadą to posprzątać.

Mike szedł parę kroków przed nimi. James od strony ulicy, a Charlie przy ścianie. Spojrzał raz jeszcze za siebie upewniając się, że tamci zamykają kolumnę.

Dała się prowadzić za łokieć wśród echa wystrzałów. Cokolwiek działo się dokoła, nie wiedziała na ten temat nic. Kto, kogo, ani z jakiego powodu. To był zupełnie obcy świat. Mogła pobiec w tamtym kierunku, wpaść pomiędzy ostrzeliwujące się strony, poczuć jak pociski przenikają zbyt delikatne na takie starcie powłoki jej ciała. Och, nie bądź głupia, Charlie, ci tutaj nie pozwoliliby Ci odbiec zbyt daleko. DeLucca mógł robić wrażenie dobrego wujka uwzględniającego zdanie swoich podopiecznych, ale nawet w pierwszym życiu Newsom nie była na tyle naiwna, by wierzyć w podobne farmazony. Miał w znajomości z nią jakiś interes. Zdecydowała, że dopóki nie dowie się o co właściwie chodzi, będzie grała wedle jego zasad.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 26-12-2010 o 00:45.
hija jest offline