Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2010, 14:17   #84
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Odpoczynek. Chwila wytchnienia od ciągłej ucieczki i walki. Thomson wolał, gdy takich chwil nie było w tak zwanych międzyczasach. To dlatego odeszła żona, której nie podobało się, że jak się za coś zabrał, to pracował póki nie padł, lub póki sprawy nie rozwiązał. Czy teraz było tak samo, cholera wiedziała. Ale prawda była taka, że nie zamierzał pozostawać biernym, nawet przez tą godzinę, która była potrzebna Marie.
Gotowanie pozostawił kobietom, podrzucając im te nieszczęsne kurczaki. Irracjonalność tego wszystkiego była wręcz groteskowa, karykatura nędznej rzeczywistości, którą było to zgrupowanie domków i banda dziwaków, z których jeden lepszy był od drugiego. Dobrze, że chociaż Radliffe szybko się oddalił. Detektyw czuł doskonale, że ten bydlak jeszcze spowoduje kłopoty, może nawet większe niż Swen i jego kumpel. Ci zapewne strzelą im w łeb dopiero wtedy, gdy to będzie miało ocalić ich samych. Słodko, ale on pewnie zrobiłby to samo. Dla pewnych sukinsynów nie było miejsca na świecie.

Także poszedł się przejść, bez wyrzutów sumienia przechadzając się po domach. Wrzucał do wziętego skądeś worka wszystko, co w ostatecznym rachunku mogło się przydać. Pośpiech był widoczny na każdym kroku, wielu rzeczy nie wzięto lub zwyczajnie zapomniano. Latarki, sprzęt turystyczny, puszki z jedzeniem. W jednej z piwnic natknął się na podręczny generator prądu, zasilany najwyraźniej ropą czy benzyną. To już nie było proste to przytargania, ale użył dwukołowego wózka, pakując ten cały złom do jednego z Humvee. Teraz tylko przydałoby się więcej benzyny, bo pewnie takie bydle pożera tego w diabły.

Na więcej nie starczyło czasu, zwłaszcza, gdy podali mu miskę z ciepłym żarciem. Cholera, nie pamiętał, kiedy jadł takie po raz ostatni! I chociaż było zrobione na szybko, wciągnął je niemal za jednym zamachem, zagryzając jakimiś sucharami, które zwinęli z wieloma innymi rzeczami jakoś po drodze.
Kurwa, nawet sobie pomyślał, że to całkiem przyjemne miejsce. Trochę przyjemności i już się we łbach przewraca.
Szczęście w nieszczęściu, a raczej nieszczęściem w szczęściu okazała się Marie. Jak dla niego wyszło i tak lepiej, niż by mogło. Chuj wiedział co w sobie nosił teraz Green, ale jeśli nie był to wirus x, to chociaż może nie było to zbytnio zaraźliwe, niech to szlag. No a Stratton miał pecha. Jakoś nawet nie bardzo miał ochotę wcześniej poznawać tego typka, a teraz to jeszcze się nasiliło. Zarażony.
Bomba z opóźnionym zapłonem, mogąca wybuchnąć w dowolnej chwili. Słodko.

Prawdę powiedziawszy, nie do końca miał pojęcie co teraz zrobić. Owszem, zabijać zamiaru nie miał, ale nie wierzył w jego ozdrowienie, podobnie jak Marie. Nawet jeśli kobieta zrobiłaby szczepionkę, to mogłoby się okazać, że on już jest zarażony i to nic nie pomoże. Co innego skuteczny lek, ale to było jeszcze bardziej nierealne. Kalkulacja była prosta. Ugryzły cię, lub poharatały brudnymi pazurami - jesteś trup.
Nie dał jednak poznać po sobie tych myśli. Był pieprzonym profesjonalistą, a to było nikomu niepotrzebne. Spojrzał na Marie, ale nie zdążył powiedzieć jeszcze nawet słowa, gdy pojawiły się światła. A wraz ze światłami ruch i coś, co wcześniej widzieli tylko na jebanych filmach. Gdy inne coś walnęło w dach, wyjął pistolet, odbezpieczył i rękojeścią do przodu podał Dorothy.
- Do samochodów, walić we wszystko co się rusza!
Nie było czasu na zastanawianie się. Wziął m-16, licząc na to, że te bestie da się skutecznie nafaszerować ołowiem. Chwycił Marie za rękę i pociągnął za sobą.
- Musimy odzyskać twój sprzęt. Będę cię osłaniał, ale poczekaj aż pójdą tamci. Będą lepszym celem i mają więcej luf.
Odwrócił się, teraz już mówiąc do wszystkich.
- Zostawcie nam Land Rovera, jest najsłabiej chroniony ale i najszybszy. Ale nie cofamy się, musimy dalej na północny-wschód. Jazda!
Ani chwili wahania. Nieważne z kim się walczyło, wahanie znaczyło śmierć. Odbezpieczył karabin, nasłuchując przez chwilę. Na takim dachu słychać było każdy ruch. Wodził za tym lufą, otwierając drzwi.
 
Widz jest offline