Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 15:13   #123
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
- Więc....jak Ci się tutaj podoba? - w głosie brata słychać było nutkę niepewności.
- Większe i głośniejsze - rzucił, sznurując buty.
- O, to na pewno...o czym gadałeś z ojcem? - ot, cały Michael, trzaska tematami szybciej niż automat...
- Jeśli wiesz, że z nim rozmawiałem, to pewnie wiesz także o czym - uśmiechnął się starając się jak najszybciej rozsupłać świeżo zaciśnięty węzeł.
- Oprócz dziwnych, rosyjskich nazwisk nic więcej nie usłyszałem. Chyba w nic się nie wpakowałeś, prawda?
- Ja? - oburzył się z lekką dozą aktorstwa - moją ostatnią bójką, była ta w której straciłem dwa mleczne zęby i zostałem pobity przez, którąś z tych durnych córek, koleżaneczek matki...
Michael wydał z siebie nieartykułowane parsknięcie, po czym wrócił do swojego pokoju.
"Zaczyna coś podejrzewać"

Nie łatwo było znaleźć cerkiew o której mówił Jason, oraz którą wcześniej obserwował Garett, jednak tłumy, które wędrowały w jej kierunku pozwoliły dotrzeć na miejsce, bez zbędnego zaczepiania przechodniów.
Najwyraźniej z oferty darmowych posiłków korzystała naprawdę spora liczba rodzin, gdyż na ulicy panował mały zgiełk.
Obserwacja początkowo była strasznie nudna i nieefektowna - Leo zrobił kilka zdjęć - samej cerkwi, garkuchni i pracujących przy niej wolontariuszy, a także ich nadzorcę - przygrubego kapłana. Nic się nie działo, nic do czasu aż staną po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko bramy - stamtąd ścielił się doskonały widok na resztę kompleksu.
Po dłuższej chwili w końcu go zobaczył - Brodacz przemknął z budynku cerkwi, do ceglanej budowli, z której ciągle ktoś wychodził lub wchodził.
Odległość była duża, jednak nie można było wykorzystać okazji do zrobienia mu zdjęcia w całej okazałości...
Wyglądało na to, że jeśli ci braciszkowie naprawdę porywają tutaj dzieci to muszą je przewozić gdzieś indziej lub...
***
Wolontariusze zaczęli powoli składać osprzęt garkuchni, ostatni z "tubylców" kierowali się do swoich domów z kankami w rękach. Lynch starając się nie odstawać zbytnio od większej grupy ludzi maszerował za nimi.
"Nic, nic nie znaleźliśmy...brodacz siedzi na terenie cerkwi, statek Kurtuba płynął najpewniej także, bez większych zmartwień, a Prood był właśnie sądzony o coś czego nie zrobił..."
Lekko trącony, otrząsnął się z zamyślenia:
-Izwinitje - rzuciła dziewczyna, nie zatrzymując się. W ręce ściskała czepek...jedna z wolontariuszek garkuchni.
Bardziej z braku lepszego zajęcia, zaczął ją śledzić - jeśli śledzeniem można nazwać przejście jedną przecznicę za daną osobą, bez zbędnego krycia się z tym. Dziewczyna zaczepiła jednego z wracających do domów mieszkańców dzielnicy.
Alarmowa lampka zaświeciła się, gdy kucharka zaczęła nerwowo rozglądać się na wszystkie strony...coś wie.
Razem z chłopakiem weszła do otwartej bramy.
Lynch starając się wyłapać cokolwiek z rozmowy obojga, przysiadł na ławce ustawionej przy bramie...nikłe dźwięki, zagłuszane przez tłum składały się na masę rosyjsko-włoskich próbach mówienia z prawidłowym akcentem...
...umówiłsja z innom chłopcem. Wcziesniej umówiłsja z twoim bartiszek...
...Z Kolą i ze mnoj?...
...Za godiniu?...
...On sjewodnia nadzorował rozdawanije supi...
"Powinniśmy im pomóc...powinniśmy....nie."
Przez czas całego śledztwa starał się odganiać swoje demony...wyciszyć je, jednak im głębiej wchodził w norę, którą zgotował grupie Prood i Kurtub, częściej wracały...utraty pamięci, przebudzenia na środku ulicy, dziwne, rozmyte wspomnienia...
"Śledź ich"
Chłopak - Włoch wybiegł pędem o mało nie upuszczając targanych ze sobą kanek. Lynch szybko poderwał się na równe nogi i starając się nie zwracać na siebie uwagi ruszył w kierunku cerkwi...w końcu wiedział kogo ma szukać.

***
Dzwony cerkwi wybijały ósmą, godzina minęła, a Leo siedzący na rozpadającej się ławce w parku, naprzeciwko cerkwi obserwował otoczenie.
Świetne miejsce, zważywszy na to, że chwilę, po ucichnięciu dzwonów, nadzorca garkuchni ruszył ulicą prowadzącą na południe, przebiegającą wzdłuż parku...paręnaście kroków za nim majaczyła grupa postaci - dwójka po jednej - dwójka po drugiej stronie...bębenek rewolweru był pełny...
Początkowo widział ich wszystkich - grubego popa i "eskortę", jednak, po jakimś czasie, w gąszczu coraz bardziej zapuszczonych i mrocznych ulic, jedynymi, którzy widzieli kapłana byli śledzący go. Jedna z grup rozdzieliła się...zauważyli cię...
Zimny pot oblał czoło studenta, wbiegł w boczną uliczkę, starając się jak najszybciej wyłapać wzrokiem pozostałą trójkę, która w końcu przystanęła...
Lynch przykucną, ukryty za kubłem na śmieci, miał stąd świetny widok zarówno na drewniany i najwidoczniej nieużywany od dłuższego czasu most, jak i skradającej się w kierunku popa grupy.
W oddali, po drugiej stronie mostu mignęły jeszcze inna postać - mężczyzna, zataczający się po moście i mały chłopiec rozmawiający z popem...
Wyraźnie podpity facet zaczął coś mamrotać w kierunku kapłana, jednak koncert żab i reszty rzecznego diabelstwa nie pozwalała usłyszeć czegokolwiek.
Po chwili obserwacji dotarło do niego - pijany facet to jeden z grupy śledzących, podobnie jak chłopak, który miarowym krokiem podchodził w kierunku nadzorcy kuchni...kątem oka zarejestrował wybiegającą przed most dziewczynę, barczysty chłopak, z którym była w dwójce próbował ją chwycić za dłoń, jednak się wymsknęła...
- Wy gniłoj ubljudok! Wor! Łżec! - krzyczała głośno - Otpuskaj!! Razbojnik szto briedit riebionkam...!! On bandit!! Wołk w owieczjej skurje!!
Facet z mostu i ten skradający się do popa wyraźnie ogłupieli widząc wyrywającą się z chwytu trzeciego...chwilę później pojawiły się i one...ghule.
Nie wiele myśląc "strzelił" kilka zdjęć, całej tej masakrycznej sceny, po czym chwycił za broń...nie strzelił...dwa ghule i grubas o cholernie wnerwiającym śmiechu wyraźnie zniechęciły go do interwencji...zamiast tego ruszył pędem uliczką, którą tu przyszedł, mając nadzieję, że wśród labiryntu uliczek uda mu się znaleźć Włocha i nie stracić przy tym życia...
 
zodiaq jest offline