Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2010, 15:33   #9
Gratisowa kawka
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Angielski. Przed angielskim jest przerwa, którą spędza się ze znajomymi, eksploatując czas możliwie produktywnie.
Gdybym więc chciała się uprzeć na odwalanie uczniowskiej normy i dodawanie sobie specyficzności bytu, ujęłabym swoje zajęcie podczas oczekiwania na angielski jako "rozwijanie myśli artystycznej podczas obserwację obiektów codziennego użytku przez pryzmat surrealistycznej wizji otoczenia". Gdybym zaś miała być zupełnie szczera, nazwałabym to gapieniem się bez celu na szafkę. Nie ruszyłam książek, nie przejrzałam obrazków (choć do tej pory robiłam to co przerwę i dodałam tu i ówdzie jakąś linię, jeśli starczyło mi czasu), nie sprawdziłam czy mam wszystko, czego potrzebuję na najważniejszy show humanistyczny, jaki może zapewnić amerykańska szkoła. Ponoć w innych krajach są wyższe wymagania, taka Rosja na ten przykład...

Mało rzec, że na zajęcia szłam z pustą głową. Myśli o szafce pomalowanej na zielono się wyczerpały, minęła chęć nerwicowego zdrapywania niewielkiego bąbla z farby w ramach upiększania świata, po prostu weszłam, rozejrzałam się i, nie do końca notując to, co zobaczyłam, usiadłam w ławce. Usłyszałam nad sobą odchrząknięcie.
- Przepraszam... - mruknęłam, wstając. Pomyliłam rzędy, od czasu do czasu się zdarza a ja dzielnie dążę do zawyżania statystyk tego typu idiotycznych błędów w myśleniu.
Kiedy usiadłam w swojej ławce, poczułam nagły powiew humanizmu. Dosłownie. Otworzyłam podręcznik i zaczęłam wręcz pożerać tekst, kiedy Timothy się odezwał. Kiedy patrzył na mnie, miałam wrażenie, że właśnie stałam się babeczką z rodzynkami, które to denat, w przeciwieństwie do mnie, zapewne uwielbiał.

- Moja droga koleżanko Anno - mówił pośpiesznie. -5 do charyzmy. - Doszły mnie słuchy, że maczasz palce w organizacji ten tego imprezy halloweenowej. Jakby coś potrzeba było, jakieś dekoracje zrobić, coś zamontować - to ja jestem zwarty, chętny i gotowy. Wpadnę, pomogę.
Orientowałam się, że Timothy mieszkając bez ojca sam musiał zajmować się remontami w domu, więc miał opinię zręcznego majsterkowicza (nie przede wszystkim wprawdzie...). Jakby chcąc potwierdzić ten pogląd na swój temat chłopak kręcił w powietrzu wyciągniętym ze scyzoryka śrubokrętem.
- Ee... - zaczęłam dość sceptycznie. - Oczywiście wiesz, że impreza za trzy dni? W tym czasie doszywa się ostatnie plastikowe klejnoty do wampirzej pelerynki z poliestru...
Pomyślałam potem jednak przez chwilę. W sumie, przydałby się ktoś a i to chyba dobrze, że taka osoba jak Timothy chce coś potraktować poważnie?
...to było bardzo naiwne. Uśmiechnęłam się uroczo.
- Jak to mówią w rozmowach kwalifikacyjnych: zadzwonimy do pana - powiedziałam i odwróciłam się przodem, aby nie tracić więcej angielskiego. W końcu, czekała mnie niesamowita przygoda z Szekspirem w roli głównej.

Monumentalna postać anglistki wkroczyła do środka, całą swą postawą nakazując wyznawanie jej. Spoglądałam na nią z jakimś głupawym oczarowaniem osoby która nie wie o co jej chodzi, kiedy wyobrażałam sobie jej pomnik w wielgachnej, pseudogreckorzymskoegipskomezopotamskiej świątyni. A to by było ciekawe...



Lekcja była dla mnie koszmarnie niekonkretna. Wystarczyło, że padło w podręczniku słowo "chmura" a już gdzieś myślami odpłynęłam, chociaż byłam dość przygotowana aby coś tam powiedzieć. Pokazać.
W ciągu ostatnich dziesięciu minut byłam dość aktywna, próbując się rozwodzić nad przełamywaniem kanonu greckiego przez teatr szekspirowski a przede wszystkim, z czysto altruistycznych pobudek, próbując odwrócić uwagę belferki od rozmawiających. Zazwyczaj tak robiłam jak coś wiedziałam. Albo mnie nie wyszło coś w wypowiedzi, albo powinnam była bardziej teatralizować bowiem anglistka dostrzegła dwójkę, która przegięła z wolnością osobistą na lekcji. No cóż, ich wybór.
...i nasze wypracowania. O losie!

Gdy wyszłam z klasy, nie wiedząc nawet czy zarobiłam upragnionego plusa (choć mniemam, że przy okazji odpowiedniej kary belferka wpisała też odpowiednią nagrodę), czułam się... dobrze. Nawet nie dlatego, że skończył się wreszcie angielski. Ja już miałam weekend, czyż to nie piękne? No, dobra, nim weekend przybył i przyklęknął u mych nóg, nadeszła panna Caroline i, pytając o spotkanie, wywołała chwilową integrację słowną między mną a Sam. Ciekawie pewnie ze sobą kontrastowałyśmy, mnie bowiem wzięła nagła radość i uśmiechałam się bardzo wesoło.
- A już zaczynałam mieć nadzieję, że zapomniała - mruknęła Samantha, wzdychając ciężko.
Ja w tym czasie przez chwilę oglądałam się za szanowną przedstawicielką samorządu szkolnego. Potem spojrzałam na Sam i wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, nikt nas do niczego nie zmusza - powiedziałam i zakręciłam palcem w powietrzu. - Więc jeśli nie tknęła cię charyzma naszej koordynatorki...
Wskazałam w trochę teatralnym geście kierunek, w którym oddalała się Caroline.
- ...to zniszczysz jej entuzjazm. Czy coś.
- Sądzisz, że to w ogóle możliwe - zniszczyć entuzjazm tej dziewczyny?
- Wielu niezwykle utalentowanych ludzi krąży po tym świecie - odparłam szybko. - Zresztą, mówisz jakby coś złego było w tym, że dziewczyna jara się Halloween.
- Po prostu mam gdzieś te całe przygotowania i nie rozumiem, czemu zostałam w to wciągnięta. - Sam wzruszyła ramionami, idąc za moim przykładem (smirck). Na to odpowiedziałam na początku wyłącznie dość znaczącym uniesieniem brwi.
- Bo wszyscy cię kochają za to jak ociekasz sympatią do otaczającego cię świata - rzekłam trochę ironizując, a trochę sobie żartując (żeby to oddzielić). - I ktoś wpadł na to, że przyda się ta iskierka na balu, kiedy wszyscy będą odwalać szalony cosplay. To samo w sobie jest ciekawe!
- Sprawiłaś, że poczułam wewnętrzną potrzebę zjednania się z tym światem! - odparła Sam słodkim głosem i z wymuszonym uśmiechem. - Ech, w każdym bądź razie, zobaczymy się na spotkaniu - dodała po chwili już normalnym tonem, bez sztucznego uśmiechu. - Mam nadzieję, że panna Przewodnicząca nie będzie nas tam trzymać przez całą noc.
- W każdym razie - poprawiłam ją automatycznie. - Nigdy nie ciągnęło cię do zwiedzania szkoły nocą?
- A kto powiedział, że tego nie robiłam? - Samantha uśmiechnęła się tajemniczo.
Och, ażeby mnie to interesowało. Szczerze mówiąc, nigdy nie chciałabym się znaleźć w szkole nocą. Pewnie była jak labirynt, z którego nie można wyjść, jakieś głupie Silent Hill. Obróciłam się więc na pięcie w kierunku szafki, nadal prezentując swoją mimiką skądś wzięte rozradowanie.
- Na razie! - zakrzyknęłam wesoło i odeszłam, choć Sam mogła jeszcze usłyszeć krótkie "o, życie" które powiedziałam do siebie cicho. A było ono elementem bardziej złożonego:
- O życie, kocham cię nad życie.

Powrót do domu był tak samo interesujący jak transport do szkoły. Rozglądałam się, obserwowałam, notowałam kształt cegieł, jednocześnie uważając aby się za bardzo zbliżyć do drogi. Niezależnie od zaćpania otoczeniem trzeba było starać się nie wpaść pod samochód, chociaż pewnie zdarzali się idioci, którzy dawali się potrącić aby zobaczyć jak to jest. Potem już nic nie czuli. Ja czułam, że muszę dopiąć płaszczyk, uczyniłam to więc. A potem po prostu wróciłam do domu, zapominając co myślałam pięć sekund temu, kiedy zamykałam drzwi. Każdy tak miał, że nieważne wytwory umysłu mu uciekały, tylko nie każdy to notował. Ja notowałam, że notowałam, że notowałam, że... o, mamy makaron, można zrobić spaghetti.
Po wykonaniu i spożyciu domowego obiadku skierowałam się na górę i zaszyłam w pokoju, gdzie dobrą chwilę najpierw rozkładałam wszystkie papiery, a potem wręcz tańczyłam z ołówkiem, omyłkowo gniotąc stopą jedną z kartek. Zaklęłam, wygładziłam, dokończyłam, było wpół do. O, wspaniale. Zebrałam się pospiesznie, może znowu coś przygniotłam i, tym razem dzierżąc torbę a nie plecak, wystrzeliłam w kierunku szkoły, tym razem maszerując przez las bardzo dzielnie. No, czas na przedsmak Halloween! No i spytam o tego Tima. Może się przyda, a chyba go nie zaboli dodatkowy telefon w piątek, skoro już zaoferował swój czas. Tylko kto miałby jego numer?
 
Gratisowa kawka jest offline