Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2010, 17:07   #87
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Rosół z kurczakiem spałaszował z godną podziwu szybkością, której dorównywał tylko Goran zamiatając łyżką nad miską w rytmie trzęsących się uszu. Na wygłupy Greena, który najwyraźniej podejmował próbę rozśmieszenia dzieciaków zareagował imponującym, przeciągłym beknięciem, które trwało kilkanaście sekund i zostalo skwitowane krótkim: - Dziękuję. Najwyraźniej nie zrobiło to na Jugolu większego wrażenia, bo z obojętną miną juz podnosił nogę do wiadomo czego, gdy większość widzących to uczestników biesiady wyciągnęła w jego kierunku rękę lub ręce w symbolicznym i panicznym geście powstrzymania go. Goran zaśmiał się dając do zrozumienia, że się zgrywa. Oblizał się i również podziękował, odstawiając miskę z brzdękiem wrzuconej do niej łyżki.

Rozwiane wątpliwości i sprawdzone podejrzenia. Szerokie uśmiechy zagościły na twarzach motocyklistów, kiedy werdykt dla Jugola był korzystny, ale równie szybko znikły słysząc o zarażeniu Marka i Greena. Swena w pierwszym odruchu zamurowało. Czekał na ten moment wiedząc, że kiedyś nastąpić musiał, a teraz kiedy przyszedł z zapowiadającymi sygnałami, Jorgensten przy całej swojej zimnej krwi lekko zbaraniał. Nie wiadomym do końca dla niego samego było, czy to fakt, że drwal uratował mu życie czy też to, że został zarażony w okolicznościach bezpośrednio wywołanych przez Swena, podziałał na niego tak nieoczekiwanie. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się bardzo winny. Nie zdziwił się przy tym tylko, że złego diabli nie biorą, bo gdyby było inaczej to albo on, albo zadrapany Jugol byliby na miejscu Greena i Marka. O ile czarny dostał do krwiobiegu bombę zegarową o nieznanym zapłonie w swojej praworządnej naiwności na własne życzenie, to drwal miał prawo czuć się oszukanym przez Boga, o ile gdzieś tam dyndał na krzyżu i ludzi.

Wypowiedź Greena skwitował spojrzeniem, którym starał się zrozumieć sens słów. Wyjął z kieszeni listek tabletek i rzucił go w kierunku drwala.
Po słowach Radcliffa odezwał się jednak do Marka wstając od stołu.

- Gdybym był tobą, to połknąłbym już teraz i położył się w wygodnym łóżku. Jak chcesz jechać dalej myśląc, że ona ci jakoś zdąrzy pomóc, to jedź ze mną i Jugolem, tak samo jak Green. My nie będziemy mieli drugich myśli i nie zawahamy się zrobić co trzeba. Żeby było jasne... Gdybyś sam nie miał odwagi tego zrobić lub ci religia zabraniała...

Nim ktokolwiek, a zwłaszcza chyba najbardziej oszołomiony Stratton mógł zrozumieć sens wypowiedzianych słów, stało się coś nieoczekiwanego. Za oknem, w oddali mrocznej nocy obyła się scena z reflektorami ukazującymi obdartą ze skóry postać, która darła karoserię auta jak papierową zasłonę. To machinalnie pobudziło Jorgenstena do działania. Thompson krzyczał komendy. Ktoś strzelił pierwszy. Doskakując do drzwi miał już pistolet w dłoni, a kątem oka zauważył, że sylwetka ohydnego stwora najwyraźniej nadal była w okolicach okna, gdzie się sekundy wcześniej pojawiła.

- Dalej masz ten jebany trotyl, bandziorze? – usłyszał krzyk Radcliffa zastawiając się, czy tamten jest na serio, czy na hayu. Kto wie, może myślał, że Swen nosił przy sobie materiały wybuchowe w kieszeni jak papierosy i zapalniczkę. Nigdy nie starał się wnikać w logikę narkomanów, ale coś mu mówiło, że tamten chyba jest na serio. Cholera jednak wiedziała, na co mu C4 w tej chwili.

- W Humvee! Teraz skup się na strzelaniu jednak! – zdążył odkrzyknąć uderzając barkiem w drzwi nim wypadł na ganek mierząc w czaszkę tego nieludzkiego czegoś.

Za nim wypadł Goran wyciągniętymi przed siebie glockami, z których zaczął strzelać oburącz. Jorgensten rzucił się w kierunku zaparkowanego pod domkiem Humvee ciągnąc za sobą skręconą stopę obracając się w kierunku kabiny letniskowej, z której wybiegała reszta. Goran w tym momencie biegł również półbokiem strzelając do drugiego potwora, który zbiegał ze szczytu dachu w kierunku podjazdu pakując w niego wytrwale ołów. Kiedy Swen dopadł wreszcie do Humvee rzucił na siedzenie pusty pistolet, odpalił silnik i chwycił karabin. Jugol stał przy otwartych bocznych drzwiach z rozpostartymi na boki ramionami na przemian rozświetlając ogniem wystrzałów noc, do ostatniego pocisku. Jorg posłał w kierunku dachu krótką serię.
Wtedy zdało mu się, że dostrzegł ruch z boku.

- Wskakuj na dach! – krzyknął do Jugola zmieniającego magazynki, wiedząc, że tamten zrozumie, że o działko Humvee, a nie dach domku się rozchodzi.

Przyłożył do oka celownik wyuczonym odruchem przestawiając na noktowizję i obrócił sie w tamtym kierunku. Zza drzew widać było przeskakujące przeszkody, krzewy, głazy i samochody, zwinnie niczym sarny lub wilki, podobne sylwetki obdartych ze skóry, żądnych krwi drapieżników. Czuł jak gula obrzydzenia i strachu zaczyna rosnąć mu w gardle, kiedy wyobraźnia podsunęła mu przed oczy obraz zakrwawionych kłów zdzierających mu skórę z twarzy. Biorąc głęboki wdech walczył z paniką siląc się na opanowanie i pewniej chwycił rękojeść M4. Po chwili krótkimi seriami puszczał mierzone strzały osłaniając resztę.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline