Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2011, 20:07   #5
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany

Obudził go dźwięk eksplodującej szklarni.
Ogłuszający huk towarzyszący roztrzaskaniu się tysięcy szyb wgryzł się w jego czaszkę, przewiercając się przez kość z nieprzyjemnym zgrzytem i rozsadzając mu potylicę setką rozpalonych igieł. Każdy upadający odłamek szkła odbił się bolesnym echem w jego głowie, wysokim i ostrym, jak odgłos przesuwanych po szkolnej tablicy paznokci. Ból był tak wielki, że w pierwszej, nieskończenie długiej i pełnej niesamowitego cierpienia, sekundzie przewinęły mu się przed oczami wszystkie modlitwy i błagania na jakie tylko mógł się zdobyć. Nagle kaskada brutalnych dźwięków urwała się niespodziewanie, pozostawiając w uszach tylko głośne dzwonienie i tępe pulsowanie pod kopułą czaszki, które rozchodziło się szkarłatnymi falami bólu po reszcie ciała.
- Przepraszam!
Z najwyższym trudem otworzył oczy. Wszystko było dziwnie jaskrawe i wyraźne, wręcz boleśnie; kolory otaczającego go świata raziły bez względu na swoją barwę, światło sączące się spod drzwi na przeciwko łóżka świeciło niczym ogromny reflektor, a obracanie gałkami ocznymi przestało być tak proste i przyjemne. Do tego cały pokój byl wywrócony do góry nogami; puste butelki walały się po suficie, leżąc wśród bezładnie porzuconych ubrań i stylowych mebli, obrazy wiszące na ścianach przedstawiały sytuacje i ludzi stojących na głowie, nawet grawitacja wydawała się działać w drugą stronę, przyciągając kryształowy żyrandol przypięty do podłogi w stronę zabałaganionego sufitu.

Wszystko wróciło do normy dopiero, gdy obrócił głowę, do tej pory zwisającą bezwładnie poza krawędzią wielkiego łóżka- sufit okazał się podłogą, a podłoga sufitem i świat nagle odzyskał chociaż trochę swojej logiki.

Zmuszając się do nadludzkiego wysiłku Michael rozejrzał się po pokoju, w końcu ogniskując spojrzenie na źródle dźwięku, które brutalnie wyrwało go ze snu, i zaczynając przypatrywać mu się bezmyślnie. Szklanka, przewrócona i rozbita na podłodze, za nic sobie miała jego cierpienie, nie zdając sobie sprawy z tego co wywołała. Brzdęk, który wtedy rozszedł się po pokoju, nie głośniejszy niż kilka decybeli i nie dłuższy niż ułamek sekundy, dla niego mógł konkurować z eksplozją megatonowej bomby atomowej, zrzuconej po środku jakiegoś dużego miasta.

W zasięgu jego wzroku - wciąż zawieszonego na potłuczonej szklance - przemknęły czyjeś zgrabne nogi, ostrożnie stawiające bose stopy pomiędzy błyszczącymi odłamkami. Czarny, monochromatyczny motyl, wytatuowany na nagim pośladku, wyglądał jakby zaraz miał zerwać się do lotu.
- Posprzątam to później, dobrze? - szepnęła przepraszająco właścicielka motylka, czmychając w stronę łazienki zanim Michael zdążył odpowiedzieć, więc mężczyzna pokiwał tylko głową bez słowa. Głowa odpowiedziała za niego. Jednostajnym łupaniem.

Gdy za drzwiami usłyszał monotonny szum wody z kabiny prysznicowej, przemieścił się do pozycji siedzącej, nieprzytomnie spoglądając po pomieszczeniu spowitym w delikatnym półmroku. Jego wzrok padł na żaluzje, przesłaniające okno nieprzeniknioną kurtyną.
-Okno: tryb normalny. - powiedział głośno. A przynajmniej spróbował to zrobić- jego głos, który wydobył się z zasuszonego na wiór gardła, zabrzmiał bardziej jak charkot starego silnika niż jak komenda głosowa. Lampka przy systemie sterującym żaluzjami zamigotała na czerwono i zgasła. Michael zaklął.
Jego wzrok padł na szklankę z wodą - jedną z dwóch, trzecia wciąż leżała na podłodze - która stała nieopodal na szafce nocnej. Z łapczywością godną mieszkańca pustyni chwycił ją w zdrętwiałe palce i osuszył w kilku łykach. Płyn kaca nie zmniejszył, ale uspokoił nieco obolałe gardło.
- Okno: tryb normalny.- Michael spróbował po chwili raz jeszcze, już pewniejszym, bardziej swoim głosem. Lampka zamigotała na zielono i żaluzuje podskoczyły do góry jak żywe, odsłaniając...


Ostre światło dnia, które wdarło się do środka pokoju sprawiło, że mężczyzna szybko pożałował swojej decyzji. Zasłonił oczy rękami, prawie spadając z łóżka, gdy słońce niemal wypaliło mu korę mózgową przez oczodoły.
-Okno: tryb zachodu! Zachód! Zachód, kurwa!
Jasne światło zniknęło równie prędko co się pojawiło, zastąpione przytłumionym, bladopomarańczowym blaskiem, imitującym zachodzące za oknem słońce. Michael zaklął raz jeszcze, po czym zamilkł gwałtownie, gdy obok niego rozległo się żałosne, kobiece jęknięcie. Marchewkoworuda czupryna poruszyła się nieznacznie wśród pościeli, z powrotem naciągając na siebie jedwabny materiał, który mężczyzna ściągnął podczas szamotaniny ze słońcem, i ewidentnie podzielając jego aktualny światłowstręt. Zanim jednak Michael zdążył trochę pomyśleć, drzwi wejściowe do pokoju skrzypnęły cicho - normalnie nie skrzypiały w ogóle, ale w chwili obecnej Michael słyszał nawet kurz opadający na najbliższe meble - i pojawiła się w nich wysoka, tyczkowata sylwetka Benjamina.
- Widzę, że już się pan obudził, panie Crown.- lokaj przywitał go z oszczędnym uśmiechem, typowym dla anglików starej daty, wchodząc do środka i niosąc tacę, na której stały trzy kubeczki wypełnione lekkim jogurtem, trzy wysokie szklanki z wodą oraz półmisek z owocami.- Najwyższa pora, pozwolę sobie dodać. Jest już dobrze po południu.
- Po południu *ktorego* dnia? - zapytał rezolutnie Michael, czując niepohamowany przypływ wdzięczności do służącego, gdy dostrzegł maślankowe jogurty. Spuścił nogi z łóżka, naciągając spodnie i chwiejnie wstając. Żołądek i głowa fiknęły radośnie koziołka, sprawiając, że mężczyzna już drugi raz dzisiaj pożałował swojej decyzji.
- 2 stycznia, sir. - Benjamin postawił tacę na stole i znów posłał oszczędny uśmiech do swojego rozmówcy.- Zmiany stref czasowych mogły panu trochę zaciemnić kalendarz. Tak jak i szampan, jak mniemam.
- Gdybym tylko pamiętał... - połowa jogurtu z kubka zniknęła w ustach Michaela już w pierwszym łyku. Mężczyzna przetarł oczy i odetchnął cicho, czując, że powoli zaczyna mu się przejaśniać w głowie.
- Urok Nocy Sylwestrowej, panie Crown. Szczególnie takiej obchodzonej trzykrotnie.
Michael pokiwał niemrawo głową; wspomnienia powoli zaczeły krystalizować się w jego głowie, chociaż z ogromnym trudem i w większości niekompletne. Upił kolejny łyk jogurtu, próbując sobie coś przypomnieć z wczorajszej... z zeszłej nocy.

Najpierw było Sydney. Wyraźnie pamiętał jak wychodzili z odrzutowca i twarz dyrektora hotelu, który przywitał ich na lotnisku, trzymając w rękach butelkę szampana. Większość imprezy Sylwestrowej, która się tam odbyła także znajdowała się gdzieś w jego wspomnieniach, ale może dlatego, że byli tam tylko trzy godziny. A może dwie?
Schody zaczęły się przy Madrycie. Tu także pamiętał, że lądowali i jak schodził po zejściu z samolotu, próbując się po nim nie stoczyć, podtrzymując jednocześnie po bokach obie roześmiane dziewczyny. Ale potem zaczęły pojawiać się pierwsze białe plamy... Były sztuczne ognie, były tańce - salsa chyba - a także kolejne szampany. A w końcu...
...w końcu...
- Ben, jak to "trzykrotnie"?
- Honolulu, sir.
- ...Ahm. Z mojego pomysłu?
- Tak sądzę, sir.
Michael potarł skronie i pokiwał głową z roztargnieniem. Dopił jogurt i odstawił kubek, zamieniając go na szklankę z wodą i jedną z kiści winogron, ruszając w stronę wyjścia. Benjamin podążył za nim.
- Ma pan kilkanascie wiadomości na skrzynce głosowej. Mam przypomnieć o nich panu później? - dodał, gdy przeszli do sąsiedniego pokoju. Oczy Michaela już przyzwyczaiły się trochę do światła, więc obecność naturalnego, popołudniowego słońca za szerokim oknem londyńskiej rezydencji przyjął z tylko lekkim grymasem. Machnął ręką na słowa lokaja.
- Tak, dzięki Ben.

Służący oddalił się w swoją stronę, a Michael, ziewając, sięgnął po pilota i włączając zza pleców wielki, plazmowy telewizor, który wisiał na najbliższej ścianie, ruszył w kierunku garderoby. Zaczął ją przeszukiwać, zamierzając sobie przygotować jakieś ubranie, a dookoła z głośników popłynęły słowa prezentera telewizyjnego, który właśnie prowadził wiadomości. Mówił coś podekscytowanym głosem, ale Michael słuchał go tylko jednym ruchem. Gdy w końcu wybrał sobie czarną koszulę, spodnie i bieliznę, i rzucił je na oparcie najbliższej sofy, odwracając się do telewizora i zamierzając przełączyć kanał, obraz na ekranie uległ zmianie, ukazując scenę rozgrywającą się na Placu Św. Piotra.

Kilkadziesiąt sekund później w drzwiach od sypialni pojawiła się potargana, rudowłosa głowa, rozglądając się zaspanym spojrzeniem po pomieszczeniu.
- Mike? Stało się coś?- zapytała, tłumiąc ziewnięcie.- Słyszałam, jak...
Dziewczyna przerwała gwałtownie, widząc minę Michaela, który opierał się o ścianę, jedną dłoń zaciskając na sercu, a na drugą patrząc się jakby zobaczył ducha. Na widok Marchewkowej zamrugał gwałtownie, patrząc z powrotem w stronę telewizora, na którym właśnie jakaś reporterka relacjonowała przebieg imprezy Sylwestrowej w Londynie. Jego towarzyszka, wyszła zaniepokojona z sypialni, poprawiając na ramionach pościel, którą się opatuliła.
- Wszystko w porządku?
- ..Ehe, tak. Już ta... Mówiłaś coś wcześniej? - mężczyzna spojrzał na nią uważnie, opuszczając obie ręce; mimo pozornego spokoju, jego palce wciąż zaciskały się i rozluźniały.
- Pytałam czy coś się sta...
- Wcześniej.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając się mu podejrzliwie.
- Wcześniej spałam.- odpowiedziała ostrożnie- A przynajmniej próbowałam. Bo moja głowa... nawet sobie nie wyobrażasz jak boli. I... oh, to chyba dzień rozbitych szklanek, co? Musicie oboje rozlewać tyle wody akurat kiedy jest potrzebna...?
Mężczyzna pokiwał głową, chociaż pewnie nieświadomie, bo nie wyglądał jakby słuchał co powiedziała. Odetchnął powoli, jakby próbował się uspokoić - chyba z udanym skutkiem - po czym jego spojrzenie padło na wodę rozlaną na posadzce dookoła niego. Dopiero teraz dotarły do niego ostatnie słowa dziewczyny, więc pokiwał głową ponownie, przechodząc ostrożnie nad kałużą, która pojawiła sie tam znikąd.
Marchewkowa ziewnęła ponownie, uspokojona najwyraźniej faktem, że wszystko jest w porządku i rozejrzała się już nieco bardziej przytomnie.
- Ale już jest okej, tak? - upewniła się, opierając barkiem o framugę drzwi.
- Nie ma czym się martwić...- Michael zawiesił głos, dopiero teraz uświadamiając sobie pewien dość istotny problem. Dziewczyna przyszła mu z pomocą.
- Eve.- podsunęła grzecznie.
- Eve. Nie ma się czym martwić, Eve. To tylko kac. - odpowiedział, wymuszając na sobie pokrzepiający uśmiech. Najwyraźniej musiał wyjść całkiem nieźle, bo Eve pokiwała głową, ziewnęła ponownie i odwróciła się na pięcie.
- Widziałeś gdzieś moją siostrę? - dodała jeszcze, próbując jedną ręką ułożyć jakoś włosy, które opadały jej w nieładzie na oczy i ramiona.
- Kąpie się.
- Ehe. Dzięki.
Gdy dziewczyna zniknęła z powrotem w sypialni, Michael spojrzał raz jeszcze w stronę telewizora. Nic się jednak nie stało, więc jego wzrok padł na stolik stojący nieopodal.
Szklanka z wodą stała nietknięta, tam gdzie wcześniej ją postawił.
Co się właśnie u diabła wydarzyło?
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 03-01-2011 o 22:57. Powód: powtórzeń parę
Delta jest offline