Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2011, 23:10   #91
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Widział jak Radclif ze Strattonem wybiegli.

- Uważaj! – wydarł się Jugol puszczając serię w stronę drwala.

Teraz juz zauważył, że za rogiem domku z ciemności wyłonił się za ich plecami zarys postaci. Swen przymierzył nie mając czystego strzału. Przez chwilę biegał muszką pomiędzy barkami i głowami biegnących mężczyzn, gdy nagle wszystko zwolniło. Nie słyszał dźwięków innych jak przeciągłe huki wystrzałów, które brzmiały w nieskończoność. Widział jak wokół szyi Marka oplata się powoli czerwona pętla czegoś mięsistego. Języka, a raczej jęzora. Źrenica oka Jorgestena przeskoczyła na gębę pełną kłów i rozszerzyła się w przerażeniu. Dostrzegł szeroko otwarte oczy drwala, które w szoku zdawały się biegać na wszystkie strony, a tak naprawdę miały czas tylko na to by w zdziwieniu omieść owijającą się linę uścisku jęzora. Później wszystko przyśpieszyło. Pętla błyskawicznie zacisnęła się a Stratton jeszcze przez sekundę stał z nieobecnym wyrazem twarzy. Z oczyma utkwionymi gdzieś w przestrzeń zdawał się juz o niczym nie myśleć. Kiedy jęzor jak pejcz pociągnął go do tyłu, Mark lecąc bezwładnie, nawet nie szamotał się. Swenowi zdawało się, że obojętne jakby niewidzące spojrzenie utkwił prosto w nim. Krople potu zalewały oczy Jorga, kiedy podeszwy ciężkich butów drwala wzbiły sie w powietrze, a głowa i szyja Strattonamiażdżone w kłapaczach szczęk dwóch stworów trysnęły krwią. Nie strzelił. Skamieniał. Radcliff puścił serią na odchodne. Po wszystkim. Trzasnął drzwiami.


* * *


Green prowadził auto. Goran walił na wszystkie strony z działka, chyba trochę na oślep, bo w końcu przestał. Swen siedział w tyłu trzymając się za kostkę. Bolała jak skurwysyn. Grymas wykrzywiał mu twarz. Zastygły. Myślami był gdzieś indziej. Czysty ból skręconej nogi dopełniał tła obrazom, które układały się w myśli. Green pytał o drogę. Odpowiadał. Pytał o zdrowie. Odpowiadał. W międzyczasie zmienił magazynek w pistolecie. Ostatni.

- Odpierdala ci tak?! – Jugol nie wytrzymał patrząc na Swena. – Jak masz tak pierdolić następnym razem, to uprzedź, zatkam uszy...

Swen przeniósł wzrok na Gorana.

- I co ci w ogóle odjebało z ta religią?
- Niektórzy w coś wierzą...
- Heh
– zaśmiał się Markovich – masz kurwa wyrzuty sumienia! Baranie, on miał pecha, to się zdarza. Ale widzę, że lubisz towarzystwo zwirusowanych! Najpierw tamta suka, później zapraszasz Miśka do auta, teraz jedziemy z tym, kurwa nie wiadomo w sumie czym! Co jest kurwa grane?! – widać było, że Goran zaczyna mieć dosyć – Może kurwa się zawrócimy i weźmiemy ci do towarzystwa kilku zarażonych kolegów z jęzorami dyndającymi jak kutasy po kolana?!!

Swen zacisnął zęby i dalej patrzył na kumpla. Po chwili wyciągnął przed siebie pistolet zatrzymując lufę o centymetry za potylicą Greena.

- To co? Tego chcesz?
- Weź się kurwa w garść! Już sie powtarzam...
– rzucił spokojniej Goran prześlizgując się wzrokiem po lufie. – To tylko kurwa cywil był! Okay? Że co? Że z Darrington? Było z łeb mu strzelić z litości w domku, a nie pierdolić od rzeczy! Mało naszych zginęło?

- No właśnie... – Swen chował broń i przyjrzał się tabletkom od Greena. - Już nie ma naszych i cywili stary... A my to może i byśmy zasłużyli na taki los...
- Weź! – parsknął Jugol – Się kurwa lecz... W dobrego łotra się teraz bawisz?

Jorgensten nie za bardzo zrozumiał aluzję, ale nie zamierzał ciągnąć tematu. Przez myśl przebiegło czy oby rzeczywiście doktorka w ciupie nie zrobiła mu prania mózgu na sesjach uczłowieczania...

- Ale one kurwa miały te jęzory po kolana, co nie? – zmienił temat wpatrując się w kumpla poważnie. – I zero skóry i kły? Te mutanty?

Goran poważnie kiwał głową. Jorg zamrugał z ulgą biorąc głęboki oddech. Nie wszystko jest zwidami jak się okazuje. Nie wiedział tylko czy to lepiej dla nich, czy gorzej.

W międzyczasie skierował Greena we wskazanym i kierunku. Później parkowali. Chyba byli poza niebezpieczeństwem. Udało się. Kolejny raz. Czuł, że musi powiedzieć o chorobie i jej skutkach ubocznych, nim stanie sie zagrożeniem dla innych, gdy wybuch eksplozji rozświetlił noc urywając grzmotem pierwszą wypowiadaną na głos sylabę myśli.


* * *


Greena zygzakiem biegł w stronę reflektorów wywróconego auta. W oddali majaczyły zbliżające się sylwetki z karabinkami.

- Dureń! – krzyknął Swen zakładając hełm. Wdepnął pedał. Humvee zerwało się z wszystkich czterech kół.

- A ty gdzie kurwa?! – wrzasnął Goran do Swena – Zawracaj w drugą stronę!
- Chcesz to wysiadaj – rzucił mijając Radliffa – To nie ja nas uratowałem z przewróconego vena, tylko cywile.

Jugol zarzucił na piersi kevlar i zapiął hełm, który walał się w Humvee. Stuknął buma w hełm Jorga, ze aż tamtemu głowa wcisneła się odruchowo w pomiędzy ramiona.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz! – po czym przeładował karabiun maszynowy na dachu.

Swen zgasił światła. Reflektory wraku jak i tląca się w oddali trawa dookoła miejsca eksplozji stanowiły azymut. Przyspieszając minał biegnącego w deasert eagle murzyna. Dopiero później dojrzał czarne krztałty terenówki stojącej za wrakiem.

- Thomson przygotujcie dupy do przesiadki! – rzucił do krótkofalówki mając nadzieję, że jednak przeżyli.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline