Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2011, 23:27   #7
Baranio
 
Reputacja: 1 Baranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znanyBaranio nie jest za bardzo znany
31 grudnia 2011.

Płatki śniegu pokrywające ramiona Nathana roztopiły się, gdy wieczorem 31 grudnia wszedł do mieszkania po długim i przyjemnym spacerze po Paryżu. Sylwestrową noc postanowił spędzić sam, mimo kilku zaproszeń na domówki, czy imprezy w klubach, na których większość studentów miała zwyczaj bawić się tego dnia w gronie najbliższych przyjaciół. Mieszkanie zastał w takim stanie, w jakim je opuścił - w kuchennym zlewie wciąż zalegały nieumyte naczynia, na stole w salonie wciąż leżała nieprzeczytana gazeta, a kot leniwie leżał na kanapie, uparcie wpatrując się w czarny ekran wyłączonego telewizora.
Rozebrawszy się, Nathan podrapał futrzaka za uchem, kilkakrotnie pogładził jego grzbiet, na co zwierzak zareagował głośnym mruczeniem. Fino zdawał się być jedyną bliską Nathanowi istotą. Od wszystkich innych chłopak odgradzał się grubym murem, nie pozwalając sobie na zażyłość, zaangażowanie czy poczucie zależności. Koledzy z roku po kilku miesiącach zaprzestali prób zbliżenia się do niego, a także zaczęli po trosze zazdrościć mu spostrzegawczości i talentu. Nathan de Pourbaix studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Paryżu. Potrafił przedstawić to, co widzi, w sposób, w jaki to postrzega, ubrać własne myśli w kolory i kompozycje kształtów - był to jego sposób na ekspresję samego siebie.
Mimo lekkich protestów kota, Nathan usiadł na kanapie, kładąc Filo na własnych kolanach. Przez chwilę w ekranie widział czarnoszare odbicie samego siebie - zmarzniętego, wysokiego studenta o gładko ogolonej twarzy, którą zdobiło dwoje szarozielonych oczu, podobno zdolnych do skupienia uwagi rozmówcy na sobie i lokach koloru ciemnego blondu w, powiedzmy, artystycznym nieładzie. Chwilę później widok ten zniknął pod obrazem sceny, na której to jakiś zespół próbował zabawić i rozgrzać ludzi tłumnie pod nią zgromadzonych.
W sylwestrowej nocy Nathan uwielbiał jedną rzecz - pokazy sztucznych ogni. Ogniste kwiatostany raz po raz rozkwitające na niebie uważał za piękne i lubił je obserwować i podziwiać. To właśnie fajerwerki postanowił tej nocy uwiecznić, stojąc przy sztaludze na balkonie własnego mieszkania z paletą i pędzlem w ręku. Gdy wybiła godzina dwunasta niebo rozświetliła kaskada kolorów, a młody artysta przy akompaniamencie huków zaczął tworzyć.
Wśród kilku malunków znalazł się jeden, przedstawiający kwiat na wpół rozkwitnięty na paryskim niebie. Trwający tylko chwilę, ale jednocześnie piękny. Pojedynczy, a więc i samotny, zupełnie jak jego twórca.

2 stycznia 2011.

Zapach świeżo zaparzonej, mocnej kawy wypełnił całe mieszkanie. Zaczerpnąwszy jej łyk Nathan sięgnął po pilota, by włączyć telewizor. Nathan podniósł wzrok z przechadzającego się kota na ekran, na którym pokazywane były wiadomości z ostatnich dni. Gdy pojawił się fragment przedstawiający płonącego mężczyznę, do umysłu chłopaka wdarły się obce obrazy, całkowicie go wypełniając. Filo z wyrzutem zamiauczał, uciekając przed strumieniem gorącej kawy, wylewającej się z filiżanki trzymanej przez Nathana. Czarna ciecz zaplamiła jego spodnie, parząc go w udo. Lecz cierpienie dotarło do artysty dopiero po chwili, tak samo jak sens obrazów pojawiających się w jego głowie, a i wtedy został spotęgowany przez ogromne poczucie tęsknoty i pustki, zupełnie podobne do tego po utracie kogoś ci bardzo bliskiego. Najlepszego przyjaciela.
Nagła fala tak negatywnych emocji ogłuszyła Nathana, i dopiero po chwili ruszył do łazienki. Gdy stanął przed lustrem, zobaczył własną łzę spływającą po policzku.
 
__________________
.
Baranio jest offline