Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2011, 17:42   #9
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
POST CZĘŚĆ II

Toru Fuuno
3 Stycznia Tokyo

Tego ranka Toru miał bardzo ciężkie przebudzenie. Nie dość, że sen który go nawiedziła napawał go dziwnym lękiem i niepokojem. To na dodatek był bardzo podobny do wizji jaką miał oglądając transmisję mszy na której miał miejsce wypadek. Sam nie wiedział czemu tak go to poruszyło. Nigdy nie był w Europie i tak naprawdę poza ogólnymi informacjami ze szkoły niewiele wiedział o historii i kulturze tamtejszych narodów. Wychowany w dość tradycyjnej rodzinie, miał głęboko wpojone zasady buddyzmy i shintoizmu, mało wiedział o innych religiach.
Dlaczego więc dramat tego obcego człowieka tak nim wstrząsnął?
Na domiar złego zaraz po przebudzeniu usłyszał odgłos pracy młota pneumatycznego, tuż pod jego oknami. Nie było więc szans na chodź, by krótką drzemkę aby odegnać zły sen.
Ubrał się i zjadł śniadanie. Po czym przejrzał zapiski w kalendarzu, aby sprawdzić rozkład zajęć na dzisiejszy dzień.
Na dniu 3 stycznia było napisane na czerwono i podkreślone trzy razy "Prof. Seiki Imamura Oddać pracę!!!"
Profesor Imamura prowadził zajęcia z historii teatru japońskiego. Był to człowiekiem starej daty i z tego względu bardzo przywiązany do tradycji. Jako chyba ostatni wykładowca na uczelni, nie uznawał prac w formie elektronicznej, ani drukowanej. Wszystkie obowiązkowe prace miały być napisane odręcznie, kaligrafią w stylu reisho (pismo kancelaryjne). Było to niewątpliwie pracochłonne, ale profesor nie robił wyjątków dla niego. Toru miał na szczęście pracę gotową już od kilku dni i spotkanie z profesorem było tylko formalnością.
Z wielką ostrożnością wyjął przygotowaną pracę na okładce, której z wielką staranności wykaligrafowano "Rola maski w sztukach w stylu Nōgaku - autor Toru Fuuno". Schował pracę do plecaka, owijając ją uprzednio w bawełnianą ściereczkę.
Tak przygotowany ruszył na stację metra. Profesor Imamura bardzo nie lubił spóźnialskich.

Kolejka do gabinetu profesora Imamury była dość długa. Dzięki porannej niemiłej pobudce, Toru był jednym z pierwszych, którzy ustawili się w kolejce.
Gdy nadeszła jego pora, otworzył drzwi gabinetu profesora i wszedł do środka. Ukłonił się nisko, zgodnie ze zwyczajem i podszedł do biurka. Po wymianie grzeczności, profesor odebrał pracę Toru i poprosił, by ten usiadł.
Chłopak skorzystał z zaproszenie, które było o tyle dziwne że profesor Immamura zazwyczaj, był człowiekiem bardzo chłodnym i zdystansowanym do otoczenia. W czasie gdy profesor przeglądał pracę Toru, ten wodził wzrokiem po biurku wykładowcy. Wśród stosu książek i dokumentów, Toru zauważył niewielką żółtą kartkę. Wyglądało to na domowej roboty ulotkę, jaką często wykonują studenci chcąc zaprosić ludzi na jakieś swoje przedstawienie czy wystawę.
- Widzę, że zainteresowała pana ulotka - powiedział profesor Imamura - Muszę przyznać, że bardzo ciekawy temat, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. I oczywiście nad wyraz interesujący prelegent. Znam profesora Sulivana osobiście, to wybitny historyk i naukowiec. Jeżeli jest pan tylko chętny, to zapraszam na wykład.
Profesor Imamura uśmiechnął się życzliwie i nagle zmieniając temat dodał:
- Bardzo dobra praca. Widać, że wziął sobie pan do serca moje uwagi do ostatniej pracy zaliczeniowej. Bardzo mnie to cieszy.

Michael Crown
3 stycznia 2011 r.

Kolejny dzień nowego roku, przyniósł kolejne nie miłe przebudzenie. Nie chodziło tym razem o skutki przepicia, ale o bardzo dziwny i nie przyjemny sen. Michael Crown nie potrafił wyjaśnić ani tego co stało się wczoraj w trakcie oglądania wiadomości, ani snu który wyraźnie nawiązywał do wydarzeń z Watykanu.
Mimo, że od momentu przebudzenia minęło już ponad godzinę, to Michael nadal nie potrafił się na niczym skoncentrować. Obrazy ze snu powracały niczym natrętny akwizytor. Nie pomogła nawet kawa z dodatkiem dużej porcji whiskey.
Crown krążył po mieszkaniu niczym rozdrażniony lew. Wyjrzał przez okno i wtedy jednocześnie odezwał się dzwonek telefonu i ten u drzwi.
Michael sięgnął po komórkę i sprawdził kto dzwoni. To był Jim Fawkey.
Crown z nie chęcią nacisnął zieloną słuchawką.
- Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze - Michael wyczuł przesadną ironię w głosie przyjaciela, wszak było już grubo po jedenastej - Sprawa jednak jest najwyższej wagi.
Fawkey w kilku zwięzłych zdaniach wyjaśnił, że jeden z ich kontrahentów negocjujący przedłużenie kontraktu uważa, że bez obecności prezesa sprawa nie może zostać sfinalizowana. Mimo wyjaśnień doradcy, że ma on wszystkie niezbędne w tych sprawach pełnomocnictwa, kontrahent nie ustępował twierdząc, że zaszły okoliczności które znacząco wpłyną na warunki kontraktu i tylko prezes Crown może ocenić ich dalekosiężne skutki.
Rozmowa zakończyła się prośbą o jak najszybsze przybycie, gdyż Hasan Chauvet, ów natarczywy kontrahent, Francuz o saudyjskich korzeniach, bardzo się niecierpliwi.
Ledwo rozmowa się zakończyła, a do pokoju wszedł Benjamin. Lokaj wniósł dużą paczkę i postawił ja na szklanym stoliku, mówiąc:
- To zostało dostarczone przed chwilą. Prosiłbym o pokwitowanie.
Crown złożył podpis na podsuniętym dokumencie. Ben widząc zdezorientowaną minę pracodawcy, wyjaśnił:
- Paczka została nadana w Rzymie, a nadawca ponoć bardzo nalegał, by została ona dostarczona do rąk własnych. Tak, przynajmniej twierdzi kurier.
Crown podziękował lokajowi i przyjrzał się paczce.

Sienna Jorgsen
3 Stycznia 2011r.

Kłopoty wczorajszego dnia, odbiły się wyraźnie na snach Sienny. Na szczęście nikt nie widział w jak wyglądała zaraz po przebudzeniu. Edward wstał wcześniej i zajął się przygotowaniem śniadania dla dziewczynek. Była mu za to bardzo wdzięczna, gdyż przez ponad kwadrans nie mogła zebrać myśli. Siedziała na łóżku i oddychała głęboko.
Coś się działo niedobrego. Nie mogła się oszukiwać. Przyczyn mogło być bardzo wiele, a żadna z nich nie wiązała się z niczym pozytywnym. Mogła zlekceważyć te niepokojące objawy, gdyż poza tym czuła się dobrze. Coś w środku mówiło jej jednak, że to dopiero początek. W jej sercu pojawił się jakiś irracjonalnych strach. Strach przed chorobą, strach przed stratą i samotnością.
Jej ponure myśli przerwały wbiegające radośnie do sypialni córki. Przytuliła je i uśmiechnęła się do nich.
- Mamo tata zrobił nam kanapki z masłem orzechowym - ucieszyła się młodsza z córek.
- I po co mówisz? - skarciła ją starsza - To miała być tajemnica.
- No ładnie - odezwał się Edward, który pojawił się w progu - Teraz to już żadna tajemnica.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Jadę odwieść dziewczynki do szkoły. Dasz sobie radę?
Pokiwała tylko głową i uśmiechnęła się do niego ciepło, próbując zrobić to jak najszczerzej by nie zauważył jej podłego nastroju.
Cała trójka pożegnała ją gorącymi całusami i z radosnymi okrzykami opuściła dom. Sienna została sam na sam ze swoimi myślami. Ubrała się i zaparzyła sobie kawę, przegryzając przygotowaną przez męża kanapką.
Ledwo skończyła kanapkę, usłyszała dzwonek do drzwi.
Podeszła i otworzyła drzwi. W progu stała pani Larsen, ich najbliższa sąsiadka.
- Dzień dobry. Tak się cieszę, że panią zastałam. Kuzyn mojego męża zasłabł...
Sienie nie trzeba było więcej mówić. Szybko zarzuciła płaszcz na ramię i ruszyła z panią Larsen do jej domu.
Na środku pokoju gościnnego leżał na plecach, mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat. Szybki wywiad pozwolił stwierdzić lekarce, że ma do czynienia z zawałem. Mężczyzna był przytomny, ale bardzo wystraszony, a pojawienie się Sienny tylko wzmogło to uczucie. Wielkie przerażone oczy mężczyzny wpatrywały się w lekarkę, której uwagę przykuła koloratka na szyi mężczyzny. Sienna nie mogła zrobić wiele w tym wypadku. Jej pomoc ograniczyła się tylko do ułożenia chorego w pozycji najbezpieczniejszej, umożliwienie oddychania i położenia gorących okładów na ręce i dłonie. Gdy Sienna ułożyła mężczyznę pod ścianą i zaczęła rozpinać mu guziki koszuli, ten wpatrując się w nią hipnotycznie szepnął:
- Widzę cię. Czym ty jesteś? Czym?
Pani Larsen, asystująca Siennie próbowała uspokoić chorego. Ten jednak nie ustępował:
- Czym jesteś? Odpowiedź! Aniołem czy diabłem? Powiedz błagam!
Ostatnie słowa wykrzyczał resztką sił. Jego głowa opadła na pierś, co wyraźnie świadczyło o utracie przytomności.
Sienna szybko przystąpiła do reanimacji. Ręce się jej trzęsły, ale wiedziała że nie może pozwolić sobie na słabość. Zaczęła rytmicznie uciskać klatkę piersiową mężczyzny z naprzemiennym sztucznym oddychaniem. W duchu błagała o szybki przyjazd karetki.
Nagle zamarł, gdyż z ciała mężczyzny zaczął wydobywać się jaskrawa smużka jakby dymu. Sienna wiedziała, co to jest i co to oznacza. Mężczyzna umierał, a ona widziała jego duszę ulatującą w zaświaty.
Jej ręce mechanicznie, nadal wykonywały te same czynności. Nie mogła jednak oderwać oczu od formującego się z każdą chwilą ducha. Wszystko wokół zamarło. Było tylko ona i unoszący się przed nią duch. Nie odlatywał on jednak jak inne, które do tej pory widziała. Unosił się metr przed nią i wpatrywał się w nią. Czas zwolnił swój bieg. Sienna czuła się tak, jakby zanurzyła się w gęstej mazi. Jej ruchy były niesamowicie powolne i ociężałe. Nagle tuż przy uchu usłyszała głos mężczyzny:
- Ty jesteś refa'im! Teraz to widzę. Widzę to!
Wraz z ostatnim słowem, czas i jej ruchy wróciły do normy. W oddali słychać było syrenę karetki pogotowia. Sienna odetchnęła z ulgą na ten dźwięk. Duch jednak zniknął. Nie wiedziała jednak, czy oznacza to dla mężczyzny śmierć, czy ratunek.
Lekarze, który wbiegli do domu państwa Larsen przejęli od niej pacjenta i podziękowali za wykonaną pracę słowami:
- Uratowała go pani. Jeżeli on przeżyje, to tylko dzięki pani pomocy.

Nathan de Pourbaix
3 stycznia 2011 r.

Sen wlał do głowy Nathan dziesiątki obrazów. Obrazów zupełnie mu obcych, a jednocześnie w jakiś sposób bardzo bliskich. W każdej innej sytuacji młody artysta, potraktowałby sen jako inspirację do tworzenia. Teraz mimo, że pod powiekami miał tysiące scen i obrazów w środku czuł kompletną pustkę. Po wypiciu porannej kawy usiadł do sztalug, ale nawet nie dotknął pędzla. Czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Wszystko przez ten sen i wczorajsze zajście. Wydarzenia w Watykanie trąciły w jego duszy jakąś nostalgiczną strunę, która teraz napawała go smutkiem i rozrzewnieniem.
Przepełniające go uczucie, drażniło niczym drzazga w palcu.
By choć na chwilę odetchnąć i spróbować zapomnieć o nocnym koszmarze Nathan, wyszedł na krótki spacer.
Idąc paryskim ulicami zauważył, że dzieje się coś niedobrego. Mijający go ludzie przyglądali mu się natarczywie, a ich spojrzenia pełne były niechęci i odrazy. Nathan kilkakrotnie przystawał, by przejrzeć się w witrynie sklepu i sprawdzić czy nie jest przypadkiem nie jest gdzieś brudny. Nic nie zauważył, a mimo to przechodnie nie przestali się jednak w niego wpatrywać.
Zniechęcony zaczął wracać do domu, gdy w jednej z bocznych uliczek zobaczył chłopaka malującego graffiti na ścianie. Zaciekawiony przystanął i przyglądał się jego pracy. Malowidło przedstawiało, o zgrozo, scenę z jego snu.
To było wręcz nieprawdopodobne. Watykan, bazylika i okalająca plac kolumnada. Wszystko takie realne i prawdziwe. Nathan stał porażony widokiem malowidła.
Nagle usłyszał odgłos upuszczanej puszki z farbą. Spray potoczył się po chodniku, a młody autor malowidła zaczął uciekać.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół
Takeda jest offline