Wysłuchał opowieści o Piquecie i Roxanne. Zdziwił się nieco, słysząc że biała dupeczka Piqueta pracowała w "Piździe Anioła". Ciekawe czemu czarnuch na to pozwolił? Czyżby sytuacja ich aż tak przycisnęła, że musiała handlować swoim ciałem za gamble? Przynajmniej Piqueta mógł sobie wyobrazić w roli ochroniarza. Ten bydlak do tego się nadawał. Niemal dwa metry wzrostu, szerokie bary, łysa głowa i masa tatuaży. Budził skurwiel respekt w każdym kogo spotkał na swej drodze, a i przypieprzyć umiał o czym Nelson raz się przekonał. Potem ich drogi rozeszły się. A teraz okazuje się, że oboje zaginęli.
- Gdzie? - zapytał Tinę, aby utrwalić sobie w pamięci nazwę miejsca.
- Broken Hills - odpowiedziała. - O wszystko pytaj Wolda...
A więc teraz musiał udać się do Gildii Najemniczej. Tam będą coś wiedzieć o ekspedycji, która zaginęła i dziewczynach, w tym Roxanne. Dopił piwo i pożegnał się. Wyszedł z budynku i przysłonił oczy, oślepiony blaskiem pustynnego słońca. Gdzie do tej Gildii? Swojego przewodnika nigdzie nie widział, zresztą i tak gówniarz policzyłby sobie zbyt dużo za wskazanie jednego, pieprzonego budynku. Nelson ruszył wgłąb miasta, w stronę przeciwną od tej, z której przyszedł. I kierunek ten oczywiście okazał się słuszny. Już po kilku minutach marszu trafił do centrum, wyznaczonego przez drapacz chmur i otaczające go zabudowania. Cztery szarobure, odrapane budynki stojące nieco na uboczu stanowiły siedzibę Gildii. Przelotnie rzucił okiem na odlepiające się od ścian plakaty i wszedł do wnętrza. W środku wszystko było tak samo odrapane jak na zewnątrz. Schody, ściany i podłoga. Wszedł na górę w poszukiwaniu kogokolwiek żywego.
Trafił w końcu na gościa, siedzącego za zakratowaną ladą. Podstarzały facet dziubał coś resztką ołówka w zeszycie i uśmiechał się głupawo. Nelson podszedł do lady.
- O co biega z tym Broken Hills? - zapytał. - Tam zaginął mój kumpel Piquet i jego laska. Gdzie to jest? |