Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 00:02   #3
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
[22 Mayus 141 roku C.T.] Góry Tylońskie, obóz-posterunek Kling Flint'a

Noc, jak to noc, była ciemna i zimna. Razem z Jaskółką stałem na warcie. Z chłopakami pilnowaliśmy wtedy obozu tych co grzebią w ziemi, 'archeolodzy', coś takiego. Ważne było, że płacili, ponoć szukali jakichś artefaktów, ale jak wspominałem, nie ważne, ważne, że płacili. Pytanie brzmiało: Czego archeolodzy boją się na tyle by wynająć nas, znanych przez większość jako: „skurwiele, cholery”, dużo rzadziej nazywano nas kompanią, jeszcze rzadziej ludźmi, chociaż ludzie stanowili główny trzon naszych chłopaków. Było też u nas kilkunastu krasnoludów, no i jeden elf, niejaki Pustułka, ponoć nazywano go tak bo świetnie strzelał, miał wzrok sokoła. Jaskółkę nazywano tak bo kilka razy nas opuszczał, ale zawsze wracał. Mnie nazywano Kruk, chyba z powodu koloru włosów. Miałem lepiej niż taki Dusigrosz, wiadomo dlaczego go tak nazywaliśmy. Jaskółka wyciągnął swój najnowszy nabytek, jakiś rodzaj muszkietu. Nasza kompania miała długą tradycje nie używania wszelkiej broni palnej, Jaskółka próbował przetrzeć szlak, jednak skutecznie mu w tym przeszkadzałem i gdy on mówił o zaletach muszkietów, ja odpowiadałem zaletami kusz i łuków. Takie nasze drobne sprzeczki "kto ma rację" były niemal tradycją kompanii. Fach najemnika nie różni się bowiem od innych pod tym względem- wiedza o broni, szkołach fechtunku, surowcach na broń i pancerz- mogły okazać się decydujące, pomiędzy życiem i śmiercią, w najmniej oczekiwanym momencie. Tak szkolili się młodzi, tak starzy z doświadczonych przemieniali się w Mentorów- kompania miała długą, piękną tradycję. W przeciwieństwie do tych gówniarskich band rewolwerowców sprzedających starą za magazynek- byliśmy jak bracia, jak rodzina. Noc była zimna, lecz nagle zrobiło mi się gorąco, nie byłem czarodziejem, ale niebezpieczeństwo wyczuwałem, mówili mi, coś o jakimś szóstym zmyśle, ja myślę, że to instynkt. Miecz wiszący u pasa dodawał mi otuchy.
-Obudź kapitana- Powiedziałem do Jaskółki- nawet nie zaprotestował, wiedział, że nie każę budzić kapitana bez powodu.
Z kapitanem byłem po imieniu, krew niejednego skurwiela z nim przelałem, człowiek to był spokojny, opanowany, no i myślący. Zawsze wymyślił jakiś plan, mało ludzi, krasnoludów pod jego komendą umiera, kapitan jak marzenie. Kapitan miał na imię Flint, choć znany był jako Zapałka, od jego krótko obciętych włosów. Zapałka przyszedł razem z Jaskółką po kilku minutach, gorąco które czułem przerodziło się w zimne mrówki ganiające mi po karku. Coś czułem, ktoś mnie obserwował, czułem to.
-Co się dzieje Kruk? -Flint dobrze mnie znał.
-Ktoś nas obserwuje. Widziałem poruszające się liście, a noc jest bezwietrzna.
-Masz te swoje przeczucia?
-Też. -znał mnie świetnie.
-Dobra, Jaskółka leć obudzić Górala, Dusigrosza, Pustułkę, Górnika, Kowala i Złotko.
-Jasne, szefe.

Jaskółka poleciał, a my w napięciu czekaliśmy, nic nie robiliśmy tylko wpatrywaliśmy się w las, ja co prawda na chwilę przerwałem, żeby poprawić miecz, ale to szczegóły o których nie wspomina się w opowieściach. Kapitan co pewien czas spoglądał za siebie patrząc czy nie nadchodzi Jaskółka. On jednak nadszedł trochę niespodziewanie, razem z nim było dwóch krasnoludów, elf i trzech ludzi, razem z nami było nas dziewięciu. Kapitan rozdał zadania błyskawicznie:
-Pustułka idź na zachód na zwiad, Góral, Złotko na wschód, idźcie najdalej na trzysta metrów od obozu, możecie tu być potrzebni w każdym momencie. Górnik, Kowal, wy weźcie kuszę i znajdźcie sobie jakieś dobre stanowiska strzeleckie. Ja razem z Jaskółką, Krukiem i Dusigroszem Zostajemy tutaj, jeśli nas zaatakują to będziemy ich odpierać tak długo jak tylko zdołamy. Jaskółka przygotuj tą swoją zabawkę na strzał alarmowy.- Strzał alarmowy,- kapitan tak nazywał strzał który Jaskółka oddawał by zaalarmować cały główny obóz. Uzyskiwaliśmy go w prosty sposób- do muszkietu nie dawaliśmy kuli tylko dużą ilość prochu, tyle żeby nie rozsadziło lufy, później celowaliśmy w niebo... Huk niemiłosierny, ale słyszalny na ogromne odległości, budziło to nawet Śpiocha, na ten sygnał cała kompania w ciągu kilku minut była gotowa do boju, nawet zgrupowana w oddziały. Strzał alarmowy był naszą polisą ubezpieczeniową, w razie czego budzimy całą kompanie i nas wyciągną. W pewnym momencie kapitan zorientował się, że zapomniał o jednym członku naszej ekipy.
-Jaskółka leć jeszcze po Pokera.- Poker był naszym lekarzem, a nazywaliśmy go tak dlatego, że zawsze wygrywał w... pokera.
Jaskółka pobiegł. Obydwaj przedstawiciele rasy krasnoludzkiej oddalili się razem ze swoimi kuszami. Ja razem z kapitanem i Dusigroszem usiedliśmy po barykadą którą rozstawiliśmy już pierwszego dnia po rozbiciu obozu. Nasi zwiadowcy zniknęli w leśnej gęstwinie, a nasza trójka zastygła w oczekiwaniu. Po kilku minutach przybył Poker i Jaskółka. Lekarz miał przy sobie brązową, skórzaną torbę w której trzymał swoje narzędzia.
- Co się dzieje? -wysapał zdyszany.
- Kruk kogoś widział.
- Może to tylko wiatr?
-Wzrok którym spojrzałem na medyka natychmiast go upewnił.

Po chwili wrócił Pustułka, zameldował on, że nic nie zobaczył, Góral i złotko którzy wrócili chwilę później też nic nie znaleźli i już mieliśmy się rozejść do namiotów gdy strzała wbiła się w barykadę. Wszyscy natychmiast dobyliśmy broni. Ja, Złotko, Kapitan, Góral i Dusigrosz dobyliśmy mieczy. Pustułka szybko nałożył strzałę na cięciwę a w ręce Jaskółki błyskawicznie pojawił się swoisty wachlarz z noży do rzucania. Po chwili z lasu wyłoniło się kilkanaście uzbrojonych postaci. Mieli nad nami dużą przewagę liczebną. Byliśmy -bądź co bądź- jedną z najlepszych kompanii w krainach- ale NIGDY nie poddajemy się przeważającej liczbie wrogów. To jedna z zasad Kling, polityka firmy. Kapitan porwał muszkiet i wystrzelił w powietrze, huk rzucił go na ziemię, jednak efekty były widoczne od razu. Zamieszanie w namiotach było oznaką tego, że każdy mężczyzna w obozie chwycił za broń i był gotów do walki. Po chwili wszyscy zebrali się przy barykadzie. W tym czasie zdążyliśmy już powalić kilku przeciwników. Nie mieliśmy żadnego pojęcia kim są nasi napastnicy, ważne było tylko to, że umierali dokładnie tak samo jak przedstawiciele innych ras. Rąbaliśmy aż miło. Unik, cięcie, trup, sparować uderzenie, ciąć, trup. Gdy dołączyli się inni w ciągu kilku minut było już po walce.

[23 Mayus 141 roku C.T.] Góry Tylońskie, stanowisko archeologów

Kapitan poszedł do grzebaczy, jak nazywaliśmy archeologów, przy ognisku. Zapytał ich wprost. Gdy dowiedział się, że szukają wejścia do zapieczętowanych magazynów pobliskiego kaeru zrobił im dziką awanturę i kazał przynieść sobie kopię kontraktu. Wiem, bo stałem kilka kroków od niego- specjalnie, lubiłem patrzeć jak Flint załatwia "te" sprawy. Wszyscy wiedzą czego szuka się w kaerach, a co można znaleźć w tych jeszcze zapieczętowanych.
-Pan chyba ze mnie kpi! Nie tak się umawialiśmy panie Aulcroft,.. nie tak.. -gdy wąsaty młodzik z uśmiechem na twarzy wręczał kapitanowi kontrakt ten niemal rozerwał kartkę wyrywając ją z ręki dzieciaka.
Z czerwoną z nerwów gębą czytał na głos, że "kompania nie musi wywiązać się z zawartego kontraktu jeśli zleceniodawca zatai bądź zakłamie szczegóły dotyczące zlecenia". Kapitan zabrał pieniądze za zadanie, kazał zwijać obóz i ruszać...
 
pteroslaw jest offline