Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 17:06   #5
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
[13 Decemberus 58 roku C.T.] zgliszcza cyrku braci Caldneyi - Nowe Kratas

Nic nie wiem o swoich rodzicach. I prawdę powiedziawszy nie interesuję się zdobyciem wiedzy na ich temat. Zostałem znaleziony przez grupę bandytów, gdy w koszyku płynąłem rzeką. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja. Bardziej prawdopodobnym jest, że bandyci zabili moich rodziców a mnie wzięli na wychowanie. Nie byłby to z resztą pierwszy raz, gdy ta banda przywłaszcza sobie cudze dziecko. Zanosiło się na to, że dalsze życie miało upłynąć mi wśród niewielkiej grupki zbójów, w ich kryjówce gdzieś w lesie, nieopodal osady. Odkąd pamiętam byłem szkolony na jednego z bandytów. Strzelanie z broni palnej, szermierka, walka wręcz, poprzez zabawę w podchody nauka skradania i tropienia śladów. Tak wyglądał niemal każdy dzień. Raz na jakiś czas byłem wywożony w dzicz z dala od obozu, gdzie uzbrojony tylko w krótki miecz musiałem przeżyć siedem dni. Zdarzało się też, że byłem zabierany do pobliskiego miasteczka i zapoznawany z niektórymi z naszych zleceniodawców.

[13 Decemberus 71 roku C.T.] okolice Nowego Kratas

Wataha zbirów i gwałcicieli, wszyscy od prawie trzydziestu lat pod życiową kreską. Nie mieli pojęcia ile miałem tygodni gdy mnie znaleźli. Dobrze, że w ogóle znali kalendarz. Dzisiaj był dzień trzynastych urodzin. A raczej dzień, w którym minęło trzynaście lat odkąd trafiłem pod opiekę bandytów. Starym zwyczajem bandy zostałem wzięty na pierwszą zbójecką wyprawę. Naszym celem okazał się powóz arystokratów przejeżdżających w pobliżu. Dla grupy była to zwyczajna wyprawa. Dla mnie sprawdzian, od którego uzależnione było dalsze życie.
Wszystko szło zgodnie z planem moich opiekunów. Do czasu aż na mojej drodze nie stanął mały chłopiec. Miał może pięć, góra sześć lat Nie mogłem go zabić. To było jeszcze dziecko. Jednak herszta to nie obchodziło. Osobiście pozbawił chłopca życia a mnie ukarał w obozie.
- Okazywanie litości i współczucia prowadzi do zguby. - Takie były jego słowa, gdy pozbawiał mnie lewego oka. To okaleczenie nie pozostawiło śladu jedynie na moim ciele. Ślad pozostał również na mojej psychice. Od tego dnia wyzbyłem się całkowicie litości i współczucia. Nawet moje sumienie siedziało cicho po kolejnych morderstwach. Sprawiło to, że w bandzie zaczęli uważać mnie za następcę herszta. Przez to zaczęli ode mnie wymagać coraz więcej. Gdy ponosiłem porażkę byłem karany dotkliwiej niż inni. Stałem się pozbawionym skrupułów draniem, który, pomimo że był jeszcze młodzikiem mógł niejednego dorosłego wprawić w osłupienie.

[2 Februarus 74 roku C.T.] Ulice Nowego Kratas

Rozumiem, że od kandydata na następcę herszta wymaga się więcej niż od innych. Rozumiem, że jako elf wzbudzę mniejsze zainteresowanie stróżów prawa niż inni bandyci. Ale to jeszcze nie powód by wysyłać mnie do miasta po zlecenie dziesiąty raz z rzędu. Zaczynam mieć już tego dość. Gdybym, chociaż mógł w tym mieście dłużej zostać. Ale nie. Idź do tego i tego, załatw to i to i wracaj przed południem. By ich wszystkich szlag trafił. Dlaczego ci parszywi stróże prawa jeszcze się nie zainteresowali naszym obozem? Szczególnie, gdy mnie tam nie ma. Przynajmniej miałbym wolną rękę w działaniach i nikt by mnie nie ograniczał. O a jednak się nami interesują. Wyznaczyli nagrodę za nasze głowy. Tylko nie ma, kto na nas donieść. Po naszych napadach pozostają tylko trupy. A gdybym ja ich zdradził? Jakby nie patrzeć herszt powinien być ze mnie dumny, z piachu. Postąpiłbym zgodnie z jego naukami bym liczył się tylko z samym sobą i nikim innym. Tak…

[2 Mayus 74 roku C.T] Dom w Nowym Kratas

Zdrada wyszła mi na dobre. I kto by pomyślał, że na posterunku uwierzą mi w bajeczkę, że na obóz natknąłem się w czasie polowania. Co za idioci. W sumie to dla mnie lepiej. W solidnym domu mieszka się zdecydowanie lepiej niż w lepiance. O tak. Musieliśmy bardzo dać się we znaki miastu, skoro tak wysoką nagrodę za nas wyznaczyli. W sumie to dobrze. Przynajmniej jeszcze przez miesiąc nie muszę martwić się o pieniądze na życie. Później wynajmę się jakiemuś z naszych starych zleceniodawców. Z pewnością znajdzie się dla mnie jakaś robota.
Teraz jak mi się nie uda wykonać zadania to tylko nie dostanę pieniędzy. Już nikt nigdy nie będzie mnie bił. Jeśli nawet ktoś spróbuje będzie to ostatnia rzecz w jego życiu.
Zdecydowanie lepiej jest być wolnym i żyć na własny rachunek.

[15 Augustus 93 roku C.T.] Siedziba Lizy Sesith

- Witam znowu, Jednooki – uśmiechnęła się do mnie, a raczej do mojej sakiewki. – Komu tym razem podpadłeś..?
Nie zabiłem jej lata temu. Byłem bardzo zadowolony z tej decyzji, daleko zaszła. Byliśmy podobnymi osobami w odmiennych zawodach, ambitnymi ponad zdrowie, upartymi. Kilka razy wyciągnęła mnie z niezłego szamba. Kilka razy musiałem zdjąć kogoś, kto jej zagrażał.
- Dobrze wiesz. I nie zadawaj tych swoich durnych pytań.
Wkurzało mnie jak ktoś zadawał pytania, na które znał odpowiedź. Na moje nieszczęście wszyscy urzędnicy, od których brałem zlecenia wykazywali tą samą cechę. Widać była to ich zawodowa przypadłość.
- Ciesz się, że masz znajomości we władzach. Inaczej już dawno byś wisiał. – Zaśmiała się. Jej śmiech sprawił, że po karku przeszły mnie ciarki. – Standardowa należność. Ty płacisz ja zajmę się resztą. Znasz przecież procedury.
Tak, znałem procedury. Gdy prawo zaczynało się o mnie upominać zleceniodawcy dbali o to by mi się krzywda nie działa. Co prawda żądali za to opłat, lecz lepsze to niż dyndanie na szubienicy. Przez ostatnie dwadzieścia lat schemat się powtarzał. Popełniłem jakieś przestępstwo, stróże prawa zaczynali za mną węszyć, a ja przychodziłem do jednego nich z pewną ilością złota i problem na następne pięć przestępstw był załatwiany. Życie na własny rachunek z całą pewnością nie było tanie.

[28 Februarus 120 roku C.T] Siedziba inżyniera Gusraka Barilda

- Proszę nie zabijaj mnie. – Krasnolud klęczał przede mną błagalnie patrząc w moją twarz. Gdyby wiedział, że jego prośby na nic się nie zdadzą. Wycelowałem rewolwer między jego oczy. Palec położyłem na spuście.
- Zapłacę. Zapłacę za swoje życie. – Krasnolud w końcu zaczął mówić językiem zrozumiałym dla mnie.
- Podaj swoją ofertę - wysyczałem przez zęby nie przestając celować.
- Mam broń. Broń, której nikt nie ma. Tak. Wspaniałą broń. Tylko ty jeden będziesz ją miał. – Krasnolud był pierwszym, który nie jąkał się w takich sytuacjach. Ba nawet wypowiadał całe zdania.
- Pokaż. Tylko twarzą do mnie.
Krasnolud wstał i podszedł do jednej z wiszących na ścianie gablot. Powoli wyjął zza kołnierza wisiorek-klucz i otworzył zamek szafki. Wyjął stamtąd dwa krótkie miecze. Nie były to jednak zwykłe miecze. W każdy z nich wmontowany był rewolwer.
- Proszę. Weź i mnie oszczędź. To najcenniejsze, co mam, unikat, wyniosę sie z miasta, ale błagam... -nie uronił ani łzy, wyraz jego twarzy był bardzo zdeterminowany
Pociągnąłem za spust. Kula pognała w stronę krasnoluda, szybciej niż ten zdał sobie sprawę z tego, co się stało. Miał rację. "Unikat" i tak już zostanie.

[23 Iunius 143 roku C.T] Siedziba Aldera Sesith

Władza się zmienia. Nie da się tego uniknąć. Jedni przychodzą inni odchodzą. Każdy nowy chce skorzystać z moich usług. Na brak roboty narzekać nie muszę. Zawsze coś się znajdzie. Gdyby nie moje łapówki nagroda za moją głowę ściągnęłaby na mnie niezłe kłopoty.
- Znowu nabroiłeś? – podobnie jak jego matka, Alder zadawał te same idiotyczne pytania. – Masz problem. Wsadzili nam nowego, który kieruje się wyższymi wartościami. Nie da się go przekupić. Może sprawić ci kłopoty. Cała reszta nie będzie ci zagrażać.
Od ponad sześćdziesięciu lat w zawodzie jeszcze nie spotkałem urzędnika, którego nie da się przekupić. Widać nowy musiał być urzędnikiem z powołania. To oznaczało kłopoty.
- Przekup tych, których się da. Nowym sam się zajmę.
- Wiesz, że nie możesz go zabić? Ściągnęłoby ci to na głowę jeszcze większe kłopoty. Urzędnicy, pomimo, że chętnie przyjmują twoje łapówki zapomnieliby o nich gdybyś go zabił. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Tak rozumiałem. Aż za dobrze. Znów musiałem zacząć uważać. Dlaczego tacy ludzie się rodzili? Przez nich były tylko same kłopoty. Interes marniał, pieniądz musi przecież krążyć.
[1 Februarus 146 roku C.T.] Nowe Kratas; Wschodnia Przystań
Nowy sprawił mi więcej kłopotów niż przypuszczałem. Tak wygodne akcje w mieście skończyły się z potrojeniem patroli, modernizacją uzbrojenia i reformą przepisów miasta. Odkąd się pojawił musiałem unikać Kratas, ta jego śmieszna milicja wewnętrzna pilnuje wszystkich moich wtyk. Sam chodzi po ulicach z kilkoma ochroniarzami. Skurwiel. Od dwóch tygodni siedzę we wschodnim mieście, przyczajam się. Po prawdzie tu też da się żyć i choć przypomina mi to moje pierwsze skoki to jest w tym coś pięknego. Radosna improwizacja, adrenalina, gambling życiem. Na myśl o jutrze dostawałem gęsiej skórki podniecenia, kolejny skok. Słowa Pit'a jak najpiękniejsza melodia obijały się po wnętrzu mojej czaszki pobudzając fantazję. Profil się zmienił, z zabójstw zszedłem na mniej szkodliwe napady, a że czasem ktoś stawiał opór... Jutro robię Hekstusa 8, duży towarowiec. Pit dał cynk, w których ładowniach znajdę najlepsze fanty, kupiec już czeka. Oby do jutra, później mogę zacząć nowe życie... Z dala od Kratas Od nowa.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline