Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2011, 16:24   #8
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Kilkanaście minut zajęło mu odnalezienie drogi na górę. Jedna z odnóg zatopionej jaskini przechodziła w wąską szczelinę. Albiończyk, który do osób rosłych nie należał, nie miał najmniejszych problemów z przeciśnięciem się na górę. Efektem było zaledwie kilka zadrapań na łokciach i kolanach, ale czymże one były w porównaniu z tym, co mogło go spotkać gdyby wydostawał się tą samą drogą, jaką dotarł do wnętrza. Wychynął spomiędzy kamieni i zlokalizował miejsce, w którym rozpoczął wędrówkę w dół klifu. Lina nadal tam była. Wciągnął ją i zwinął. Była zdecydowanie lepszej jakości niż ta, którą zabrał ze zniszczonej łodzi.

Udał się do domku dziadka-ludojada. Broń już miał i to całkiem niezłą. Pieniędzy też mu nie brakowało. Potrzebował czegoś do jedzenia na drogę, a spiżarnia w chatce mogła mu zapewnić niezbędny prowiant. Pomyszkował tam trochę, z obrzydzeniem omijając słoiki wypełnione smalcem, wiszące pod sufitem pęto kiełbasy i tłusty wywar, w którym pływały kawałki mięsa. To wszystko mogło być zupełnie zwyczajną baraniną, ale równie dobrze mogło kiedyś chodzić na dwóch nogach i posługiwać się mową. Edgar, za każdym razem gdy sobie uświadamiał, jakiego niebezpieczeństwa uniknął, dziękował Bogini za opiekę. Przecież dziadek mógł go zarżnąć jak prosię w nocy, gdy spał i teraz pewnie jego kości pływałyby w zupie. Powstrzymał odruchy wymiotne i rzucił na stół wszystko co znalazł. Kawałek ciemnego chleba, kilka upieczonych bulw rzepy, suszone jabłka. Nie było tego dużo, ale przy oszczędnym spożywaniu, powinno mu wystarczyć na kilka najbliższych dni. Zapakował wszystko do sakwy. Rozglądnął się po chacie w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mu się jeszcze przydać. Na kołku wisiał gruby, skórzany płaszcz, dobry na słotne dni. Zabrał też bukłak, który napełnił wodą, kuchenny nóż i hubkę z krzesiwem, aby w podróży móc rozpalić ogień.

Wyruszył w drogę, ale zatrzymał się zaledwie dziesięć kroków od drzwi. Nie miał pojęcia gdzie iść. Jedyna droga, jaką rozpoznawał, prowadziła w stronę morza. Pokręcił się chwilę po okolicy, usilnie wypatrując śladów i w końcu zawędrował na skraj klifów. Z dużą dozą obaw ruszył wiodącą tamtędy krętą i wąską ścieżynką. Pod wieczór jego szlak dołączył do szerokiego, bitego traktu.

Zadowolony Edgar wychynął z krzaków i niemalże wpadł pod kopyta pędzącego drogą konia. Jeździec siedzący na nim okazał się być kobietą. Gdyby nie okoliczności, młodzieniec chętnie by się z nią bliżej zapoznał. Ale teraz, nie mógł oderwać oczu od wymalowanego na siodle. Trójzębu... Dziadek coś mówił o trójzębie. Że to on mu przysłał żonę, że kazał mu zjeść Edgara. Czy był to zbieg okoliczności, czy tak właśnie było zapisane?

- Ja... Statek... Rozbity... - wydukał w reikspielu, przenosząc wzrok z symbolu na kobietę. Miała zgrabne uda i wąska kibić. Opięty kubrak ładnie eksponował biust. Rozwiane przez szybką jazdę czarne włosy okalały jej pociągłą twarz. Edgar uśmiechnął się do niej. - Pomoc... Nie bandit...
 
xeper jest offline