Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2011, 20:26   #7
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2X7JDvTarqQ&feature=related[/MEDIA]


- Do żagli psy! - Yosuaf stał przy sterowym wiośle, mocując się z potęgą morskich fal. - Wiosła...

Nie zdążył wykrzyczeć polecenia, gdy fala wielka, niczym stygijska piramida, przelała się przez pokład zalewając wszystko wokół. Rękawem szaty przetarł podrażnione słoną wodą oczy. Zaklął plugawie w duchu. Fala prawie zmyła go z pokładu, ledwo zdołał się przytrzymać steru. Jego myśli biegły gorączkowo. Jak?! Na wszystkich bogów światła i ciemności! Jak taka burza mogła pojawić się znikąd w tak krótkim czasie? Obserwator niczego nie wypatrzył aż do chwili, gdy było za późno. Przecież nie omieszkał złożyć bogatej ofiary w świątyni Mitry przed wypłynięciem, więc dlaczego? Yosuaf gotów był załkać nad swym przeklętym losem, lecz nim zdołał to uczynić, kolejna fala uderzyła w rufę okrętu zalewając przerażonego kapitana Morskiej Wiedźmy. Yosuaf poczuł, jak potężne szarpnięcie wyrywa mu wyślizgany trzon sterowego wiosła z dłoni, a po chwili leciał porwany przez szalejący żywioł ku wściekłej kipieli za burtą.

- Kapitan za burtą! - Krzyczał któryś z marynarzy biegnąc ku rufie. - Porwało kapitana!

Zdawało się, że nic już nie panuje nad szaleństwem, jakie ogarnęło okręt. Ludzie biegali oszołomieni we wszystkie strony. Na gwałt ściągano z masztu żagiel, który z pełną szybkością ciągnął okręt wprost w objęcia sztormu. Wyciągnięto wszystkie wiosła, a pod pokładem dało się słyszeć monotonne dudnienie nadającego rytm bębna. Tylko, że nikt już nie sterował Morską Wiedźmą.

- Fala! - Krzyknął ktoś tuż przy uchu Tingisa. I bodaj uratował mu tym życie, bo gdyby młody hyrkańczyk nie schwycił się w porę jednej z lin, jak nic zmyłoby go w ślad za Yosuafem w morską toń.

Przez chwilę kipiel ogarnęła go całego, lecz fala szybko cofnęła się z pokładu. Bogowie morza muszą za nim nie przepadać, skoro już drugi raz dają mu do zrozumienia, że nie chcą by przemierzał morskie szlaki. Splunął słoną wodą rozglądając się wkoło przerażonym wzrokiem. Pokład wyglądał, jakby przegalopował po nim piekielny legion. Z różnych zakamarków powoli wyłaniali się ocalali, a zza burty dało się słyszeć przytłumione wycie porwanych przez falę. Tingis uświadomił sobie, że nie ma przy nim niewolników. Obejrzał się za siebie i szybko ich wypatrzył.

Garm zdychał. Gunar czuł, jak dusza aesirskiego nadzorcy niewolników powoli ucieka ze swego podłego naczynia. Aesir charczał z wywalonym językiem, próbując odciągnąć od gardła potężnie zaciśnięty łańcuch. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy Sigurd powalił go na deski pokładu, a i tak jego okrzyk umknąłby czyjejkolwiek uwagi w całym tym zamieszaniu. A teraz Gunar powoli wyciskał z niego ostatki żywotu. I pewnie by tego dokonał, gdyby nie kolejna fala, która wpadłszy na pokład posłała nadzorcę pod sam maszt galery. Teraz ociekający wodą Garm wskazywał na niewolników, próbując powiedzieć coś, na co nie pozwalało mu ściśnięte gardło. Lecz zanim ktokolwiek zwrócił na niego uwagę, dał się słyszeć grom silniejszy niż wszystkie inne.




Kto spojrzał w górę, ten oślepł od straszliwego blasku. Błękitny ogień spłynął wprost na maszt okrętu rozszczepiając drewno na sczerniałe drzazgi. Błyskawica dopadła do pokładu, by zatańczyć po nim wściekle. Zdawało się, że okręt jęknął niczym ranione śmiertelnie zwierzę, gdy pokład począł pękać pod dotknięciem niebiańskiej siły, dzieląc Morską Wiedźmę na dwie poszarpane części.

- Rozerwało pokład! - Krzyczał któryś z marynarzy. - Bogowie miejcie nas... - Nim zdołał dokończyć, kolejna fala porwała go w głębiny wraz z innymi wyjącymi ze strachu ofiarami.

Rozległ się trzask głośniejszy niż wycie wiatru i przednia część okrętu odłamała się od tylnej. Morska Wiedźma umierała powoli, opadając w bezmiar wód. Rufa wciąż unosiła się nad powierzchnią, lecz powoli przechylała się ku górze, tak, że sterowe wiosło ledwie już dotykało falującego szaleńczo oceanu.



Leara z całych sił starała się rozerwać okowy złotego łańcucha, lecz bezskutecznie. Jeszcze chwilę temu bała się, że się utopi, gdyż kabina powoli napełniała się wodą. Lecz nagle po tym przerażającym trzasku wszystko się przewróciło, a ona sama zaczęła się ześlizgiwać się w kierunku drzwi. Obroża, którą była przykuta, wbiła się mocno w skórę. Przestraszona dziewczyna uświadomiła sobie, że jeśli statek dalej będzie przechylał się w tym kierunku to już nie będzie musiała martwić się o morską wodę, bo zanim zdąży utonąć, zawiśnie na niewolniczym łańcuchu. Kolejne szarpnięcia nic nie dawały, łańcuch nie chciał ustąpić. I wtedy coś z głośnym hukiem uderzyło o drzwi kajuty. Te uchyliły się nieznacznie i dziewczyna dostrzegła smagłolicego młodzieńca o ostrych rysach, który ciśnięty przez falę wpadł do kabiny.

Sigurd wisiał nad szalejącymi falami. Wisiał jedynie dzięki łańcuchowi, którym przykuto go do brata i tego drugiego niewolnika. Próbował schwycić jakiś fragment poszycia, lecz za nic nie mógł utrzymać mokrego i śliskiego drewna. Byłoby to dość zabawne, gdyby zaraz nie miał zginąć. Ciekawe, czy przyjmą go do Walhalli po takiej śmierci? Miał co do tego nieliche wątpliwości.

Marcello zaparł się ze wszystkich sił. Jeden z barbarzyńców ciągnął go właśnie ku paskudnej śmierci w morskiej otchłani. Mięśnie zdawały się być rozrywane bólem, a on sam czuł się, jakby za chwilę miał rozpaść się tak samo jak cały statek. Chwycił mocniej łańcuch w spotniałe dłonie i pociągnął z całych sił ku górze, wykrzykując pod niebo całą swoją złość. Nagle poczuł szarpnięcie z drugiej strony. Drugi z barbarzyńców wspomagał go i razem napiąwszy swoje mięśnie z trudem wciągali tamtego na pokład. Tknięty nagłym przeczuciem Marcello obejrzał się za siebie. Powoli zmierzało ku nim dwóch marynarzy. Wspinali się po przechylonym pokładzie zręcznie niczym tresowane małpy, ściskając w zaciśniętych, pożółkłych zębach ostrza noży. Byli blisko, o wiele za blisko.


Orle skrzydła rozwiewały się niczym dym. Ptak z każdą chwilą tracił swój kształt rozrywany ostatnimi podmuchami wichru, aż w końcu niczym już nie różnił się od innych obłoków na niebie. Morze cichło, przez chmury przedarł się jasny blask słońca a obraz w kuli począł tracić na wyrazistości i w końcu znikł. Czary traciły swą moc, wszechobecne płomienie poczęły przygasać.

- Tak jak tego chciałeś śmiertelniku. - W wielkiej pieczarze rozległ się głos rodem z najczarniejszego koszmaru, lecz zadawało się, że dochodzi z niesłychanej dali. - Ich duszę są już twoje, lecz nie zapomnij o tym coś mi obiecał, bo drogo zapłacisz za zdradę...

Głos umilkł, a jedynym światłem w jaskini był wątły płomyk pochodni. Po chwili i on znikł zasnuwając wszystko ciemnością.
 
Avaron jest offline