Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2011, 21:50   #6
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Po głowie chodziło mu tysiąc różnych myśli, kiedy pędził ulicami miasta, kompletnie pustego, pozbawionego całego życia, on zaś był w jego środku, nie pewny co stanie się dalej, co w ogóle już miało miejsce. Miał się czego bać, sytuacja nie była normalna, w niebezpieczeństwie był on, Tommy, jego rodzina... Na samą myśl o tym docisnął pedał gazu i zwiększył bieg. Po drodze nie minął nikogo, ani jednej żywej lub żywej inaczej duszy. Zahamował z piskiem okiem, gdy znalazł się na miejscu, domek był typowym, dwupiętrowym hangarem, który pomieścić mógłby w sobie zapewne więcej niż dwie rodziny. Ulubiona forma budowy nowobogackich cwaniaków.

Drzwi otwarte były na oścież, co już zaniepokoiło mężczyznę, w pobliżu jednak nie widział niczego niepokojącego, panowała również kompletna cisza. Powoli wkroczył do przedpokoju, następnie trafił do kuchni. Początkowo chciał krzyknąć żeby sprawdzić czy ktokolwiek wciąż tutaj jest, mogło to jednak sprowadzić mu na głowę nieproszonych gości, więc wolał nie ryzykować. Zamiast tego sięgnął po leżący na stole solidny tasak, jedno z tych ostrzy, z którym człowiek może mieć złe skojarzenia. Tak uzbrojony, ze złymi przeczuciami oraz nieco drżącymi nogami, po kolei sprawdzał kolejne pokoje, salon, gabinet, sypialnia i łazienka - wszędzie pusto. Ruszył więc schodami na górę, tutaj również nie zastał nikogo, ale porozrzucane po podłodze ubrania nie świadczyły o niczym dobrym.

Nagle usłyszał coś z boku, jakiś niezbyt głośny szmer dobiegający z dalszej części korytarza. Ruszył tam powoli starając się zachowywać najciszej jak się dało. Przy łazience stała ubrana w niedbale zarzucony szlafrok oraz ciepłe bambosze siostra jego żony, wpatrywała się uporczywie w drzwi i co kilka sekund otwartą lekko dłonią w nie klepała. Zbliżył się kilka kroków.

- To ty? - spytał głupio - Gdzie jest Mary?

Kobieta nie odpowiedziała, na pewno jednak go usłyszała, bo momentalnie się odwróciła, w jednej chwili, kiedy zobaczył na jej twarzy ślady krwi, a w oczach jedynie pustkę, zdał sobie sprawę, że popełnił błąd. Zaczął się szybko wycofywać w kierunku schodów, dotarł tam dość szybko, ale wtedy zobaczył jak jakiś przybłęda błąka się na dole. Nie wyglądał jakby wpadł porozmawiać, raczej miał zamiar wrzucić coś na ząb. Rozejrzał się, z każdą chwilą kobieta była coraz bliżej niego, szarpnął za klamkę najbliższych drzwi i wskoczył do pokoju. Kolejny gabinet, najwyraźniej dobrze im się powodziło, nie zwrócił uwagi na wystrój, odłożył tasak i złapał stojące przy mahoniowym biurku krzesło. Nie zdołał jednak zablokować drzwi na czas, bo przeciwniczka nagle przyspieszyła i wpadła do środka. Solidne krzesło rozpadło się na jej głowie przewracając ją głośno na ziemię. Lisbon od razu odskoczył i chwycił ponownie za tasak czekając na to co nastąpi za moment. Kobieta zaczęła wstawać, a jako lekarz wiedział, że nie wielu potrafi powstać po takim bezpośrednim ciosie. Początkowo sunęła w jego kierunku, ale z każdą chwilą jej szarża nabierała tempa, nie zatrzymał jej nawet tkwiący w jej ramieniu tasak, który chwilę wcześniej został rzucony przez Alana.

Gdyby nie jego szybka reakcja zapewne już leżałby pod drobnym cielskiem kobiety, zdołał jednak w ostatniej chwili nieporadnie odskoczyć i napastniczka uderzyła prosto szybę, szczęście światło wpadało do tego gabinetu przez wykusz i wyleciała na zewnątrz. Wciąż leżąc na podłodze starał się opanować oddech i swój strach. Powoli wstał i wyjrzał przez okno, siostra Mary leżała niedaleko w dziwniej pozycji, jej kończyny był mocno powykręcane, co jednak nie przeszkadzało jej jedną ręką machać w jego kierunku.

- Kurwa, kurwa, kurwa - rzucił wychodząc na korytarz, szybko jednak zamilkł pomny obecności gościa na dole.

- Alan? - usłyszał nagle.

- Tommy? - Lisbon rozejrzał się gwałtownie - Gdzie jesteś?

Drzwi od łazienki z wolna się otworzyły i po chwili pojawił się jego przyjaciel, jak się okazało nie ukrywał się tam sam, na ziemi spoczywał Mike, szczęśliwy współwłaściciel tej posiadłości, miał przegryzioną krtań i liczne zadrapania na ramionach. Tommy odwrócił uwagę Alana od tego obrazu pokazując mu małą kolorową kartę.

- Jedziemy na lotnisko, tutaj nie jest bezpiecznie, Michael będziemy na ciebie czekać, Mary - przeczytał na głos - A więc były tu.

- Tak, ale przyszedłem za późno. Zobaczyłem jeszcze jak ta franca rzuca się na niego, potem zrobiłem całą rundkę i zamknąłem się tam na amen. Bałem się, że w końcu mnie dopadnie. A, co tu się kurwa dzieje?

- Nie mam pojęcia, ale nie mamy czasu na pogaduszki, jest ich tu więcej, a na dole nie jest bezpiecznie.

- Co proponujesz?

***

Zaletą tego domu w tej chwili na pewno był mały daszek nad werandą od frontu, na dół nie mogli zejść, musieli zachowywać się zbyt głośno, bo z zdawało im się, że robi się tam coraz tłoczniej. Alan otworzył jedno z okiem i razem z towarzyszem znaleźli się na daszku. Przez dłuższą chwilę rozglądali się uważnie, nigdzie nie było widać żadnych chodzących cholerstw, więc zeskoczyli na dół i sprintem dostali się do auta. Tym razem odpaliło bez problemu, auto ruszyło z piskiem, po raz kolejny tego dnia. Z domu powoli zaczęli wychodzić nie proszeni goście i tępym wzrokiem spoglądali za coraz mniej widocznym autem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Z0GFRcFm-aY&ob=av3el[/MEDIA]

- Co teraz Alan?

- Jedziemy na lotnisko -
stwierdził bez wahania, a jego przyjaciel jedynie pokiwał głową.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline