Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2011, 19:56   #5
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Przełączał coraz to kolejne tryby widzenia. Z podczerwieni, na ultrafiolet i inne. Miał szczerze dość tego, że tak bardzo marnują jego wielki potencjał bojowy i umysłowy. Już żadna rasa nie doceniała cudu robotyzmu tak jak kiedyś. Tworzenie istoty rozumnej było i tak procesem wciąż niemożliwym do zbadania, dla wielu ras. Mimo to stał tutaj i się kurzył. Dla zabawy wysuwał z wnętrze ręki blaster i chwytał w dłoń drugi, dzięki temu strzelał jakby dwoma naraz z jednej ręki. Wraz z drugą kończyną oddawał cztery strzały zamiast dwóch. Oprócz tych dwóch przed łokciem chciały mieć jeszcze takie na ramionach. Niestety zabił twórcę i nie wmontował mu tego żaden z innych właścicieli. Mimo to ten ponad dwumetrowy robot był z pewnością niebezpieczny. Na dodatek pozbawiony uczuć. Owszem miał reakcje na różne sytuacje, niektóre przypominały uczucia. np. frustracje, jednak z pewnością nie były to żadne ludzkie reakcje. Jego twórca właściwie chciał go stworzyć takiego by czuł to co czuje człowiek, czy jakakolwiek inna rasa, ale nie zdążył. Zresztą FN nie rozumiał po co taki zabieg.
Miał być robotem, nie androidem. Maszyną, nie kopią.

Zawsze lubił kiedy był wzywany. To oznaczało misję, albo modernizacje. Tym razem było to pierwsze. Na dodatek miał ruszać z Hakkiem, jedi którego doceniał. Wysłuchał uważnie mistrzyni i ruszył na spotkanie z Mudem.
- Pójdę wynająć transport. Czy potrzeba nam czegoś jeszcze i czy idziesz ze mną, mistrzu? - Zapytał robot, nigdy się nie witał mimo, że znane były mu formuły.
- Ne sądzę aby było coś nam potrzebne. Hmmm... Mogę pójść razem z tobą
Już idąc robot powiedział do zabraka:
- Zostało mi polecone by cię ochraniać. Czy mam jednak również pomagać w dochodzeniu? Jednak to wiąże się to z przekazaniem mi dotychczasowej wiedzy na temat misji.
-Pomoc może się przydać. Ruszamy w stronę Zewnętrznych Rubieży w przeciągu tygodnia. Znaleziono tam miecze sithów. Mamy to zbadać.
- Dobrze, postaram się pomóc o ile będę w stanie. Czy mam wynająć załogę, pilota? Czy wolałbyś polegać na moim pilotażu. Mam duży fundusz od Zakonu. - Mimo, że Zakon nie był niewiarygodnie bogaty, to dbał o dobre przygotowanie do misji.
- Dobry jesteś w lataniu. Młody jedi uśmiechnął się lekko.
- Dobrze, więc bez dodatkowej pomocy. Wynajmę teraz statek i parę zestawów naprawczych dla mnie. Czy masz dla mnie jakieś polecenia, lub informacje?
-Chyba nie. O misji powidziałem ci wszystko.
- Jeszcze jedna sprawa mistrzu. Proszę o zachowanie dyskrecji. Jeśli będą pytać jesteś kupcem, a ja cię eskortuję. Musimy zachować dyskrecję, więc nie dawaj znać o twojej profesji.


Robot opuścił więc jedi i ruszył w poszukiwaniu statku. Wcześniej polecono mu dobrego sprzedawcę. Dwa metry metalu sprawił, że robot nie zapłacił tak dużo jak myślał. To, że brakło mu skrupułów w zabijaniu potęgowało jego umiejętności negocjacji, dyplomacji, zastraszania i przekonywania.
Statek miał być gotowy w ciągu dwóch dni. To i tak nieźle.

Ruszył do dobrego mechanika i wytargował pięć pakietów naprawczych. Sithowie to groźni przeciwnicy. Miecze przecinały jego pancerz nie za pierwszym razem, ale ścięcie głowy było kwestią sekundy. Na szczęście robot zawsze na plecach miał podwójny wibromiecz, lecz nie posługiwał się nim tak dobrze jak rycerz jedi. Jego główną zaletą była wytrzymałość i bezbłędne strzał. Człowiek może się mylić, maszyna nie. Celność była... automatyczna. W niewielkim stopniu zależała od niego samego. To czy trafi było uzasadnione umiejętnościami przeciwnika.

Miał całe mnóstwo czasu. Miał do roboty to co zawsze- patrol. Jednak był póki co zwolniony więc przechadzał się po mieście przez całe dwa dni, bez przerwy stąpał i krążył. Kiedy nadszedł czas spotkał się z Hakkiem przy statku i był gotowy do drogi.


************************************************** ********

Hakk Mud

Kiedy FN oddali się od niego młody Jedi skierował się w strony siedziby zakonu. Przy wejściu jak zawsze stało dwoje klonów. Obaj salutowali kiedy Jedi przechodził obok nich. Drzwi otworzyły się a Hakk wszedł do środka zakonu. Nie czekając na nic szybko skręcił w strone zachodniej windy. Kiedy już się w niej znalazł zdjął z paska magnetycznego swój nowy miecz. Przy przycisku włączającym wygrawerowany był smok który połykał kulę którą w tym przypadku był owy włącznik. Po chwili drzwi windy otworzyły się. Jedi wyszedł i skierował się do swojego pokoju. Przez okno widać było panoramę miasta. Hakk złapał za lornetkę leżącą obok niego i przyłożył ją do oczu. W oddali widać było FN który stał obok dużo mniejszego od niego sprzedawcy.

-Ehh... Cały FN. Wszystko załatwia siłą.
Powiedział Jedi widząc jak robot chwyta za blaster.
Hakk odwrócił się i położył lornetkę na stoliku. Po chwili spojrzał na terminal. Nie widząc żadnych nowych wiadomości wyszedł z pokoju i ruszył w kierunku otwierających się drzwi do windy. Zjechał kilka pięter niżej do sali treningowej. Na środku sali klęczał prawdopodobnie nowy adept.
-Witaj.
Powiedział spokojnie Hakk. Po czym wziął jedno ostrze treningowe z uchwytu.
Adept skłonił głowę i wyciąną ostrze które zabłysnęło na zielono. Hakk nacisną przycisk. Netakiczny dźwięk wysujawącego się ostrza sprawiał że Jedi szybko się skupił.
Adept ruszył na niego. Hakk zablokował jego cios jedną ręką.
-Przyłóż się.
Chłopak odskoczył i ponownie ryszył na Jedi. JEgo miecz błysną w powietrzy i uderzył o niebieskie ostrze Hakka.
-Ciągle za słabo.
Młody chłopak padł na ziemię upuszczając ostrze.
-Nie potrafię mocniej.
Powiedział głosem przypominającym ten kiedy ktoś płacze.
-Nie martw się. Idź i poćwicz na manekinach. Trudno adeptowi złamac gardę Rycerza Jedi. -Chłopak wziął miecz i udał się do pokoju obok w którym znajdowały się manekiny.
Hakk Ponownie udał się do swojego pokoju. Było już puźno więc położył się spać. Następnego dnia rano udał się w kierunku miasta w poszukiwaniach FN. Nie było to takie trudne. W końcu dwu metrowy robot rzuca się w oczy. Hakk znalazł go niedaleko Zakonu. Siedział tuż przy statku któRy wypożyczył.
-Kupiłeś już wszystko ci ci potrzeba.?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline