Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 23:26   #9
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
[3 Februarus 146 roku C.T.] ok. 08:20; podpokład okrętu

Siedząc i przeżuwając wolno zamówione “cokolwiek”, o którym wolałem nie wiedzieć czym naprawdę jest i dlaczego smakuje jak dobrze wygotowana podeszwa... Rozejrzałem się po sali kubryka. Lot miał trwać dzień, wiec liczyłem na to, że uda się go jakoś przetrwać. Warunki były jakie były, powiedzmy sobie szczerze - mogły być dożo lepsze i jednocześnie - dużo gorsze... Ekspedycje archeologiczne, czy nawet jakieś badania terenowe, które trzeba było uskuteczniać co jakiś czas też dawały popalić. Jednak to co niektórych doprowadzało do pasji, mnie sprawiało swoistą radość. Pozwalało oderwać się od pracy naukowej, poukładanego życia. Teraz co prawda poukładanego życia już nie było, ale wszystko się zmieniało...

Przeczesałem ręką krótkie, jasnobrązowe, stojące włosy i ponownie prześlizgnąłem wzrokiem po sali. Nie wyglądało to na nachalne przyglądanie się komukolwiek, ale pozwoliło - tym razem - zatrzymać wzrok na co ciekawszych osobach. Które zaczęły pojawiać się w sali. Niewątpliwa ozdobą, jeżeli można było użyć tego słowa, był gigantyczny, zwłaszcza w porównaniu do reszty sali i zgromadzonych w niej sprzętów i osób, obsydian. To, samo w sobie, było już ciekawą obserwacją i w zasadzie dobrze byłoby znaleźć jakiś sposób na zagajenie rozmowy... Lekko z boku jakiś typ mało kulturalnie, acz wyjątkowo kwieciście zwracał się do kilku kobiet, które nie wyglądały na część załogi. Głownie, jeżeli nie tylko męskiej załogi. Oczywiście - można było pospieszyć z pomocą owym damom, ale prawda była taka, że skoro już ktoś wybierał się w taką podróż, to albo wiedział co robi, albo - nie powinien się wybierać. Póki co paniom nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo, więc sprawa pozostała tylko pod obserwacją. Znacznie ciekawsza była obserwacja środowiska.

Społeczeństwo jako takie prezentowało zdecydowanie model społeczeństwa produkcyjnego, którego struktura społeczna, system wartości, a przede wszystkim charakter społeczny jednostek kształtowane są przez działalność nieantagonistyczną - głownie: produkcję i handel, ze znacznym wpływem nauki i kultury... O tyle społeczeństwo na tym statku prezentowało się zupełnie inaczej. Główną grupę - w zasadzie zdecydowaną większość - stanowili marynarze, w jednakowych, monotonnych, wyzutych z indywidualności uniformach z logiem rodu Hextusów.


Z samego założenia było to więc społeczeństwo masowe – z natury swojej bierne, nieodczuwające emocji, zgniecione w swej indywidualności przez negatywne procesy związane z industrializacją i urbanizacją. Społeczeństwo zmuszone do zintegrowania, a przez to pozbawione normalnych, tradycyjnych, struktur i zależności społecznych; pozbawione wartości, norm i kontroli społecznej. Wtłoczone w zmechanizowany i monotonny tryb pracy wyznaczającej równocześnie rytm życia. Społeczeństwo, które brutalnie i - niestety - całkowicie logicznie można było porównać do społeczeństwa niewolniczego. Oczywiście - oficjalnie niewolnictwo było “beee” - w końcu otwarte i nowoczesne społeczeństwo Throalu nie mogło sobie pozwolić na tak zacofane poglądy jak zniewolenie jednostki. Tyle, że prawda była taka, że większość społeczeństwa, zwłaszcza w miastach, nie miała wyboru - musiała albo pracować, albo zdechnąć z głodu w rynsztoku. A ponieważ nie miała wyboru - fikcją była wolność... Fikcją było również równouprawnienie rasowe... Fikcją w tym społeczeństwie było wiele rzeczy i dlatego prędzej czy później musiało dojść do przełomu. To było jedyne logiczne rozwiązanie.

“Breja w kolorze starego gówna” - jak poetycko nazywał obozowe żarcie jeden z starszych profesorów, z którym podczas studiów byłem na jednym z wyjazdów w teren; stała się zimna w czasie, kiedy dłubiąc w niej łyżką obserwowałem pracowników obecnych na sali. W ciągu tych kilku minut ich społeczeństwo; właściwie poprawniej: społeczeństwo - jakie zbudowano dla nich na tym statku zostało rozłożone na części, ocenione, poskładane z powrotem i... znów się nudziłem. No, może nie do końca - jedynym elementem niepasującym do rasistowskiego, beznadziejnego, miałkiego, prymitywnego strukturalnie i mentalnie społeczeństwa latającej krypy był kapitan. Który pod kilkoma względami kapitanem być nie powinien... tak samo jak ja nie powinienem obronić audytu... Na chwilę wróciłem myślami do rozmowy z doków. Intrygujące.
 
Aschaar jest offline