gdy Eri "prosila" o jakies zrodlo swiatla do kuchni,zaczolem przeszukiwac skrzynki lezace w ladowni w poszukiwaniu owych. Znajduje pieciopak flar chemicznych...gdy tylko je zabieram slysze krzyki...szybko przygotowywuje moj laserowy H&K do strzalu i szybko (ale ostroznie) przemieszczam sie w strone przyjaciolki... cholera co za ciemnosci-sycze potykajac sie o garnki...szybkim ruchem wujmuje i przelamuje jedna z flar...dwa srodki chemiczne szybko mieszaja sie tworzac fluorescencyjny plyn...pomieszczenie skapane jest w zoltawo zlotym swietle "patyczka" ktory rzucam na ziemie...pomagam Eri wstac i celuje w korytarz z ktorego NIE przyszlismy jednoczesnie spogladajac na sufit i porozrzucane wszedzie garnki... O kurwa co to jest... -tracam butem kupke prawdopodobnie jakies organicznego gowna walajacego sie po calej podlodze...raptem slysze krzyki i dzwiek miazdzonego metalu na zewnatrz wraku...Eri...-wyjakalem bedac coraz bardziej zaniepokojony cala sytuacja... Sugeruje maly odwrot...ale bez paniki...jesli mamy towarzystwo ,chaotyczne bieganie jest ostatnia rzecza ktora moze nam teraz pomoc...-staje tak by miec za plecami sciane i caly czas celuje w korytarz naprzeciw nas... |