Dotarł do Novigradu cały i zdrowy. Udało mu się uciec i gdyby wierzył w bogów, to powinien im za to podziękować. Nie wierzył, więc uznał, że sukces zawdzięcza szczęściu lub swoim umiejętnościom. Do wielkiego miasta dotarł bogatszy o lekki miecz, podróżną sakwę z podstawowymi utensyliami i sakiewkę, w której niestety widać już było dno. Novigrad był drogi, zwłaszcza gdy chciało się mieć spokój. Shimko odkąd przybył, wynajmował pokój w jednej z miejskich karczm. Całymi dniami przesiadywał w pomieszczeniu, obawiając się, że może zostać gdzieś na ulicy rozpoznany i złapany. Samotność zupełnie mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, lubił być sam. Nie musiał wówczas rozmawiać, nawiązywać konatktu, otwierać na innych. W końcu jednak musiał wkroczyć między ludzi. Pieniądze szybko topniały, trzeba się było rozglądnąć za jakimś zajęciem. Miasto, takie jak Novigrad dawało wiele możliwości.
Zszedł do przestronnej karczemnej izby i ruszył w kierunku krzątającego się za szynkwasem karczmarza. Ci, z gości, którzy o tej porze raczyli się zimnym piwem i polewką przy stołach, dostrzegli młodego chłopaka o jasnych włosach, przyciętych na paziowską modę, równo wokół głowy, jak od garnka. Jego delikatną, pozbawioną zarostu twarz zdobiły duże, błękitne oczy, a na ustach gościł delikatny uśmiech. Był wysoki i chudy. Miał na sobie lnianą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami, mocne spodnie związane plecionym, rzemiennym paskiem i wysokie, spięte klamrami i wiązane na rzemień, buty o zdartych obcasach.
Indagowany o możliwości pracy szynkarz, wspomniał o Kompanii Delty Pontaru, że szukają najemników. Praca dobra, jak każda inna, pomyślał Shimko, byleby za godziwe pieniądze. Dopytał jeszcze o położenie biur Kompanii i bez słowa opuścił karczmę. Szedł według wskazówek karczmarza, zalanymi żarem ulicami Novigradu, starając się wtopić w tłum ludzi, zniknąć, co przy jego aparycji wcale łatwe nie było.
Do siedziby Kompanii dotarł bez jakichkolwiek przeszkód. Najwidoczniej wieści o rekrutacji zatoczyły już szerokie kręgi, gdyż w korytarzach i holu zgromadził się całkiem słuszny tłumek osobników o różnorakiej prowieniencji. Pośród zbieraniny obwiesiów, dostrzegł kilku zacniej odzianych i dobrze uzbrojonych ludzi, parę krasnoludów i kobiety. Posłusznie ustawił się w kolejce do jednego z pokoi, w którym to trwały przesłuchania zainteresowanych. Gdy przyszła jego kolej wszedł do środka i bez słowa usiadł na wskazanym mu miejscu.
Siedzący naprzeciw niego, za masywnym stołem, jegomość był cały mokry. Niewiele pomagało otwarte okno, w pomieszczeniu panował nieznośny zaduch. Urzędnik otarł spocone czoło chusteczką.
-
Co możesz nam zaproponować? - zapytał, patrząc bacznie na Shimka. Ten odwzajemnił spojrzenie, mężczyzna odwrócił wzrok.
-
Miecz - odpowiedział Shimko.
-
Dobra odpowiedź - urzędnik uśmiechnął się. -
Nie mędrkujesz, nie owijasz w bawełnę... Takich nam trzeba. Takich co za dużo nie mówią i zbyt wielu pytań też nie zadają... Teraz potrzeba mi Twego miana i miejsca kwaterunku.
Ku zdziwieniu urzędnika, Bort wziął w rękę pióro, zamoczył je w kałamarzu i podpisał się na długiej liście, zajmującej większą część pergaminowej karty.
Po takim obwiesiu jak on, nikt nie spodziewał się, że będzie potrafił pisać. Paru innych rzeczy też o nim nie wiedzieli i miał nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą.