Eryk Lenvron
- Obawiam się, że nie tylko pan, panie Jiggins – cicho acz wyraźnie rzekł na to mężczyzna ledwie trzy dekady stąpający po ziemi.
Łysawy człowieczek na którego patrzył z góry (będąc wysokim rzecz jasna) nie wzbudzał jego zaufania i nie miał najmniejszego zamiaru powiedzieć mu (nawet gdyby mógł) czegoś więcej.
Oparłszy się plecami o brudną ścianę, utkwił lustrujące przed chwilą czwórkę badaczy spojrzenie w zmieniającym kształt kapeluszu. Spokojnym ruchem odrzucił w tył niesforną gęstwinę ciemnych włosów i kontynuował:
- Otrzymał pan wszelkie niezbędne informacje od naszych mocodawców; kradzież to kradzież - wzruszył lekko ramionami. - Zastanawia mnie to, że czekał pan na nas w tej uroczej osadzie i miał czas należycie przygotować zakwaterowanie. Jeśli ktokolwiek może być w tej sytuacji poirytowany, to nie pan który został nam przydzielony do pomocy, lecz my okradzeni z całego ekwipunku, dokumentów - powoli i grzecznie rzekł, aby osłabić nieco szorstkie słowa.
Oczy zielone, spokojne utkwił w jego gniewnych i czekając na odpowiedź rozmyślał nad zaistniałą sytuacją. Cóż za rozkoszna podróż... Jasne spodnie, biała koszula i paczka Marlboro w barze za cały dobytek - deja vu z pierwszego roku? - roześmiał się w myślach będąc ciekawym reakcji pozostałych.
__________________ "...codziennie wszystko z niczego tworzyć i uczyć śpiewu gwiazdy poranne." |