[Sesja] Nowy Wolfenburg Rok 2530 Po Koronacji Sigmara, Wieża Narenturmu prowadzonego przez siostry Shalyi, nieopodal ruin Starego Wolfenbuga.
-Nie pozwolimy żeby ty, ani twoi brudni siepacze weszli do przytułku i dręczyli którąkolwiek z tych udręczonych dusz!- jeszcze długą chwilę po wypowiedzeniu tych słów, stara siostra przełożona Filona, piorunowała wzrokiem rosłego, brodatego mężczyznę, w grubej, wełnianej kamizeli, z łukiem refleksyjnym na ramieniu i wielkim toporem na plecach. Patrzyła na niego do momentu aż ten spuścił wzrok i odwrócił się w stronę swoich kompanów na koniach. Wyrwał z rąk jednego lejce i wskoczył zręcznie na swojego. Szykowali się do wyjazdu, kiedy ów zbir rzucił słowa:
-Pan Kaługin od długiego czasu finansuje ten bzdurny interes i skoro pani matko nie chciałaś posłuchać mnie, to posłuchasz jego.
-Wyrzekamy się jego funduszy i niech więcej noga któregokolwiek z was tu nie stanie, chyba że będzie potrzebował leczenia, wtedy damy mu schronienie i opiekę, tak jak każdemu innemu.
Jeźdźcy odjechali, a przełożona jeszcze długo wstała w miejscu i patrzyła w dal. Ten sam dzień kilka godzin później, Nowy Wolfenburg, rezydencja kapitana Siergieja Iwanowicza Kaługina.
-Co?!- ręka niskiego mężczyzny o blond włosach, takich samych wąsach, odzianego w doskonale zrobioną zbroję kolczą bez kaptura uderzyła w twarz człowieka, będącego przed kilkoma godzinami w Narenturmie.
-Tak powiedziała- odpowiedział pocierając po zaczerwienieniu na twarzy.
-Od kiedy tu przyjechałem z tego cholernego Erengardu zająłem się obroną tych głupich ludzi, zbudowałem nowe miasto praktycznie z niczego! Prawie codziennie tracę ludzi w walkach z chaośnikami, bestiami i co tam jeszcze cholerni bogowie przyniosą! Staram się żeby ludzie respektowali prawo, a nawet jestem tak dobry że czasami przymknę oko na jakiegoś niegroźnego mutanta, a te idiotki nie chcą mi wydać jednego, głupiego szaleńca?!
-Możemy zająć tą wieże wariatów siłą, masz panie wystarczająco ludzi...
-Głupszy jesteś bardziej niż myślałem Redut! Kilka dni temu straciliśmy przecież z dwudziestu chłopa w walce przeciw temu Haupleiterowi czy jak mu tam, chociaż... Nie, jeśli zaatakujemy te wiedźmy i ich Narenturm to nie wszystkim to może się spodobać, musimy mieć powód...
Walenie w drzwi przerwało rozważania kapitana.
-Czego!- wrzasnął. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł człowiek w ćwiekowanej skórzni z mieczem przy pasie.
-Ppanie- zająkał się w odpowiedzi-zarządałeś żeby ppowiadamiać cię o kkażdej nnowej twarzy www mieście.
-Przestań się jąkać tylko mów kto to i gdzie są! Wogóle kto cię przyjął w służbę?
-Panie, ty go nająłeś wraz z jego trzema braćmi tydzień temu, ten się zawsze jąka.
-Dobrze, niech mówi, tylko szybko!
-Kkilku ww kkarczmie się zatrzymało.
-Z kąd są... Nie to nie ważne przyprowadzić mi ich jak najszybciej... Kilka minut później, Nowy Wolfenburg, Karczma ,,Pod Oślą Życią''.
W niedużej karczmie urzęduje stary Wolkmar ze swoimi sześcioma córkami, wszystkie śliczne, drobne blondyneczki o niebieskich oczach, kwiat całego miasta. Większość gości przy stołach to stali bywalcy karczmy, którzy w tej chwili patrzyli z ukosa na kilku przybyszy. Byli to krzepki krasnolud, wyglądający na schańbionego zabójcę tolli, łowca nagród, przybywający od czasu do czasu do miasta w poszukiwaniu zlecień, dziwny mężczyzna o zadbanym wyglądzie i ktoś o śniadej karnacji, na pewno nie pochodzący z tąd. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i do środka wpadło dziesięciu uzbrojonych w łuki i broń do walki wręcz ludzi.
-Tto wy jjesteście ttymi nnowymi? MMacie za mną ppójść nnatychmiast, Nnie próbujcie stawiać oporu, nna zewnątrz jest nnas drugie ttyle i czczekają nna znak.
__________________ Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą. |