Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2011, 00:55   #2
Donki
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Do sali wkroczył szczupły mężczyzna średniego wzrostu, o ostro zarysowanych kościach policzkowych. Na nosie zatknięte miał okulary z cienkimi, szarymi oprawkami. Potargane blond włosy przyprószone siwizną, wraz z twarzą poznaczoną drobnymi zmarszczkami, dawały obraz doświadczonego trzydziestolatka. Jednak zebrani w świątyni Mystry nie mieli pojęcia, że ów człowiek jest o wiele młodszy. Na ozdobną, białą koszulę miał zarzucony kaftan wykonany z czarnej skóry. Spodnie zrobione z wysokiej jakości materiału i czarne wysokie buty ze srebrnymi klamerkami nadawały osobnikowi zamożny wygląd. Ponadto, mężczyzna miał zarzuconą na ramię wielką skórzaną torbę.


Kiedy Edgar wszedł do sali gdzie znajdowali się „wybrańcy” Zakonu Tajemnic było tam tylko kilka osób. W pierwszej kolejności uwagę medyka przyciągną krasnolud, którego funkcja w nowopowstałej instytucji była oczywista. Ktoś jednak musi zająć się tępym machaniem toporem, mieczem, czy innym żelastwem, aby ludzie rzeczywiście wartościowi, zajęli się bardziej podniosłymi czynami. Taki jest już porządek rzeczy. Edgar uznał jednak, że nie będzie na ten temat rozmawiał z krasnoludem, gdyż ten mógłby opatrznie zrozumieć jego słowa, a wówczas z pomyślnej współpracy nici. Kolejną osobą znajdującą się w pomieszczeniu był dość hmm… sympatyczny(?) człowiek. Czarodziej właściwie nie wiedział jaką funkcje mógłby on spełniać w organizacji, ale wydawał się on Malvitzowi w jakiś sposób interesujący. Ostatnią osobą w pokoju był z całą pewnością kapłan. Śmierdziało od niego kapłanem na kilometr, a medyk nie lubił tych rozmodlonych pyszałków bezgranicznie oddanych swojemu bóstwu. Zwłaszcza, że ludzie ufali magii objawień bardziej niż pewnej ręce chirurga. Zdaniem Edgara większość z tych klechów to szarlatani chcący wyłudzić ostatnie pieniądze ciemnemu ludowi.
Mag bez cienia uśmiechu na twarzy skinął towarzystwu głową i zajął miejsce w pewnej odległości od reszty. Na stole przed nim ostał się jeszcze jeden dzban wina, którego nie zdążył opróżnić krasnolud. Nalał sobie kieliszek i począł sączyć, oczekując przyjścia reszty „wybrańców”.

Przez próg świątyni przechodzili kolejno różni ludzie i nieludzie. Był półork ~Że też takie coś wpuszczają za mury miasta… Jaką reputacje chce mieć Zakon Tajemnic, skoro w swoje szeregi przyjmują bezmózgie monstra?~ pomyślał czarodziej, ale nie dał po sobie poznać jakie ma zdanie o nowoprzybyłym. Kiwnął mu tylko głową na powitanie i dalej sączył swój trunek.
Edgar pewnie i cały dzień przesiedziałby w milczeniu, ale ożywiło go nadejście kolejnego osobnika. Dało się od niego wyczuć znajomą magię. Medyk wstał teraz z krzesła i ruszył w stronę (był tego pewien) nekromanty.
- Witam kolegę po fachu- zaczął Malvitz- nie sądziłem, że wejdzie do tego pomieszczenia ktoś o podobnych preferencjach magicznych.- na poważnej do tej pory twarzy maga pojawił się wymuszony uśmiech, który przypominał bardziej grymas.- Nazywam się Edgar deValle. Proszę, niech Pan usiądzie obok mnie. Zachował się jeden dzban wina, chyba pozostali go jeszcze nie zauważyli- to mówiąc, lekarz odsunął krzesło na którym miał usiąść jego rozmówca i uśmiechnął się już teraz nieco bardziej naturalnie. Edgar celowo nie użył swojego prawdziwego nazwiska. Nie chciał być rozpoznany. A poza tym to właśnie deValle widniało na dyplomie ukończenia szkoły medycznej.

***

Edgarowi coraz bardziej się podobało to co mówi Johann Urgen. Z jego wypowiedzi wynikało, że Zakon będzie zajmował się praktycznie tylko badaniami! Cóż za wspaniała nowina, nie trzeba będzie walczyć bezpośrednio z wrogami Wrót Baldura, tylko przez zdobywanie informacji będzie się im podrzucać kłody pod nogi. Z całą pewnością wiele wiadomości które uda się zebrać drużynie, przysłużą się dobru nauki i pomogą medykowi w jego eksperymentach. Malvitz musiał przyznać, że taka perspektywa niezwykle go pociągała. Zanim tutaj przyszedł, traktował Zakon Tajemnic jako etap przejściowy między ucieczką, a złożeniem własnego gabinetu, ale teraz chyba zmieni zdanie. Miał wrażenie, iż otwierają się przed nim szerokie perspektywy i był bardzo podekscytowany. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Twarz miał zamyśloną i chciał wyglądać na skupionego tylko na słowach dowódcy. Kiedy Johann skończył mówić, mag jako pierwszy zabrał głos.
- Uważam, że wielce nieprawdopodobnym jest, by legenda o toporze jakiegoś bożka, miała jakikolwiek związek z zachowaniem wieśniaków. To przecież tylko bajka. Moim zdaniem są dwie opcje dlaczego chłopi mogą tak długo odpierać ataki: albo to wybujała fantazja skaldów uczyniła z mieszkańców tej wioski herosów, a w rzeczywistości żadne ataki nie miały miejsca, lub nie były bardzo spektakularne; albo rośnie tam roślina, żyje zwierzę , obojętne, w każdym razie jest tam coś, co wieśniacy zjadają, uważając to za naturalny element posiłku, a tak naprawdę jest to składnik mikstury siły tytana, czy czegoś podobnego. Zrozumieli mnie państwo? – to pytanie było akurat skierowane w głównej mierze do półorka- Co państwo o tym sądzą?
 

Ostatnio edytowane przez Donki : 03-02-2011 o 01:00.
Donki jest offline