Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2011, 11:55   #147
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację

Swineshead Hall było starym, położonym nieco na uboczu pensjonatem w nadmorskim kurorcie niedaleko Bostonu.
Zbudowany na półwyspie, wysuniętym dość głęboko w morze, stanowił swojego rodzaju atrakcję widokową na wody Wschodniego Wybrzeża.
Amanda dostała wygodny, zmodernizowany pokój z widokiem na najpiękniejszą część zatoki i stała teraz właśnie przed oknem podziwiając zachód słońca. Ostatnie przeżycia dość mocno nadszarpnęły jej zdrowie, fizyczne i psychiczne i dlatego lekarz rodzinny wraz z kuzynką Tildą uznali, że powinna…odpocząć.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yq7MULC6jQo[/MEDIA]


„Szaleństwo, czyste szaleństwo… ciała w basenie wijące się w ekstazie, jak pełzająca po sobie masa obleśnych robali… wpędzająca w trans muzyka, wibrująca w uszach, przenikająca ciało… zapach ziół, od którego kręciło się w głowie… oczy, wszędzie zamglone, niewidzące oczy opętańców…. i śmiech… zły, przerażający śmiech...”

Krzyczała w nocy, przez sen i po obudzeniu, głośno, jakby chciała z siebie wyrzucić cały strach i bezsilność. Zlana potem, siedziała w ciemnościach skulona na łóżku. Dopóki...

Taaaak, wyjazd nie był najgorszym pomysłem, chociaż na początku bardzo się broniła.
Jednak w domu ciągle śniła o rogatym stworze z przyjęcia u siostrzyczek-wiedźm. Widziała jego lubieżne, przekrwione oczy, słyszała dziwny, straszny śmiech.




Diabła… zobaczyła diabła, albo jedno z jego dzieci. Bo przecież jak wytłumaczyć pojawienie się satyra.. mitycznego stwora pośród ludzi? Z drugiej strony ghoule także nie były zwierzętami domowymi, a jednak istniały. Wciąż jeszcze czuła panikę na samą myśl o tym, co mogłoby się stać gdyby nie udało jej się uciec z tamtego… miejsca.
Najgorsze było to, że nie miała z kim porozmawiać o tym co wydarzyło się na przyjęciu. Lafayette gdzieś zniknął, reszta przyjaciół wydawał się być pochłonięta innymi sprawami.
Zresztą jej pobyt w szpitalu i wszechobecna opieka kuzynki uniemożliwiały swobodną rozmowę. Ale i tak czuła się jakaś opuszczona i samotna…

Amanda patrzyła na fale rozbijające się o skały i zastanawiała się co dalej. W domu nie czuła się już bezpiecznie. Wagonow osaczył ją swoją chorą chęcią posiadania, musiała się odizolować. Do rodziny niestety wprowadzać się nie mogła, choćby ze względu na ryzyko związane ze sprawą Victora.
Bo, że powróci do śledztwa, co do tego nie miała wątpliwości. Nie umiałaby więcej spokojnie zasnąć jeśli nie mogłaby szukać odpowiedzi na tyle pytań. Z taką świadomością nie można już pozostać obojętnym. Pozostała jej tylko droga ku wiedzy, nawet jeśli wiedza miałaby się równać szaleństwu.

Wróci do domu, spakuje rzeczy i ulokuje się w jakimś dobrym hotelu. Przynajmniej na jakiś czas. I najmie ochroniarza. Miała do czynienia z bestiami i mordercami, takimi jak chociażby Wagonow i musiała się bronić.


***


Następnego dnia rano zadzwoniła do Tildy z prośbą o podesłanie auta z szoferem. Po kilku nieśmiałych protestach, że może jeszcze za wcześnie, bo dopiero minęło kila dni, że lekarz powinien ją zbadać itp., kuzynka zgodziła się odebrać Amandę koło południa.
Do tego czasu kobieta postanowiła pójść jeszcze na długi spacer brzegiem morza żeby ostatni raz delektować się spokojem.

***



Droga do Bostonu nie dłużyła się. Wygodna limuzyna kuzynki dostarczyła Amandę szybko, wprost pod dom. Kobieta cieszyła się z powrotu, choć wspomnienia z ostatnich dni tutaj jakby mocniej ożyły.
Szybko otrząsnęła się jednak ze złych myśli i wysiadłszy z auta wbiegła po schodkach. Służba przywitała ją w drzwiach jak kogoś kto wrócił po ciężkiej chorobie. Gospodyni ze zmarszczonymi brwiami zabroniła się przemęczać i podała od razu szklankę mrożonej herbaty usadawiając Amandę w wygodnym fotelu.

- My się tu wszystkim zajmiemy panienko, a panienka niech może poczyta, albo co… - skomentowała głośno
- Kiedy ja się już dobrze czuję – Amanda była nieco rozbawiona a trochę rozczulona ta okazywaną troską – A muszę spakować trochę rzeczy.
- Już się tym zajęłyśmy panienko. – gospodyni nie dawała za wygraną – Zaraz podam pyszny obiadek i w trymiga będzie panienka znowu jak dawniej.
Amanda nie śmiała już protestować. W saloniku na kominku stało jej ulubione zdjęcie, z dzieciństwa, kiedy wszystko było jeszcze takie proste. Wstała, wzięła je do ręki i uśmiechnęła się. To zdjęcie zrobiła jej matka…


Nagle do stóp Amandy z wesołym machaniem ogona podbiegł szczeniak. Kobieta przyjrzała mu się – nieomal zapomniała o „prezencie” od Rosjanina.
Wzięła zwierzaka na ręce, a ten z wdziękiem każdej małej istoty przytulił się do niej popiskując cicho.

- No co malutki… Jak ciebie nazwiemy? – przez chwilę zastanawiała się patrząc na mały łepek – Hmmm… może Bandzior? Będziesz pilnował swojej pańci co? – nie umiała pozostac obojętna na jego urok.

Domowy obiad wprawił Amandę w dobry humor. Rzeczy były spakowane, a wieczorem chciała zadzwonić do Herberta i reszty żeby dowiedzieć się bieżących wieści. Jakby na życzenie 5 minut później, tuż przed wyjazdem do hotelu zadzwonił telefon. To Herbert dzwonił, że Lafayette wzywa ich jak najszybciej do rezydencji Callahanów. Strach o Vincenta ścisnął jej gardło.

W takim momencie przeprowadzka musiała poczekać. Obiecała Hiddinkowi zaczekać na jego przybycie. Sprawdziła dla pewności torebkę. Pistolet wuja leżał spokojnie pośród damskich bibelotów.
Za oknem rozpętało się prawdziwe piekło. Strugi deszczu lały się z nieba, a gęste, czarne chmury dokładnie zakryły błękit nieba. Od czasu do czasu tę zasłonę rozcinało światło błyskawicy.

Panowie nie kazali długo na siebie czekać i wkrótce ruszyli we czwórkę do rezydencji sióstr Callahan.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 03-02-2011 o 12:02.
Felidae jest offline