Strzebor! Krwawisz przyjacielu... To moja wina, powinniśmy iść razem. Do piekła przez ogień i na śmierć przez agonię, zawsze razem bracie mój... Sprowadzę pomoc. Nie ruszaj się, odpoczywaj, wracam za kilka sekund.
Szybko nakrywam Strzebora kocem lub jakąś częścią odzienia. Wpadam na klatkę budynku, biegam i krzyczę:
Potrzebuję lekarza! Teraz! Zapłacę! Szybko! Jeśli nikt w budynku się nie zgłasza wybiegam pędem na ulicę i krzyczę to samo. Jeśli ktoś się zgłosi (lub nie) udaję się do Strzebora.
F:
Jak się czujesz bracie?
S:
Lepiej gdym świadom, żeś blisko... Faliborze... Obiecałem coś sam sobie za młodu... Chcę... Abyś ty mi tu i teraz... Coś obiecał...
F:
Bracie mój, wszystko ci obiecam i wiesz, że wszystko zrobię, tylko nie odchodź ode mnie. Nie zostawiaj mnie. To nie twój czas. Nie jest ci to teraz pisane, nie może być.
S:
Kiedyś, gdym widział cię z Mojmirą... rad byłem... żeście się spotkali...
F:
Tyś nas poznał i połączył przyjacielu. Wybacz... Mów dalej... Oczy napływają mi łzami.
S:
Serce mnie bolało niebywale... gdyście się rozeszli... A wiem... Żeście dla siebie stworzeni... Toteż... Obiecałem sobie, że was połączę po raz wtóry... Że wrócicie do siebie... Teraz ty... <kaszle> Ty...
F:
Strzeborze, mów. Błagam cię, błagam niebiosa i bogów wszelakich abyś nie odszedł ode mnie... Mówiąc to spoglądam na niebo.
S:
Obiecaj... Że odnajdziesz Mojmirę... I... Że jej nie opuścisz... Bo taka miłość... jak nasza przyjaźń pokona wszystko... Tylko to mi obiecaj... Faliborze... Przyjacielu... Bracie...
F:
Obiecuję ci. Tylko zostań tu ze mną.
PS: Pisząc to miałem kluchę w gardle, wilgotne oczy i trzepotanie komór. Dzięki, że mam okazję zagrać. Dzięki MG i graczom