Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2011, 12:11   #8
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Wrota Baldura gościły krasnoluda już od trzech dni. Siedząc w karczmie pił za pieniądze ludzi, którzy łapczywie słuchali jego opowieści. Prostaczkowie zadowalali się opowiadaniem im o orkach czy goblinach, a co bardziej wyrafinowani słuchacze o smokach i wielkich bitwach. Oczywiście spora część tych opowieści ... a właściwie prawie wszystkie wyssane były, może nie tyle z palca, co na pewno z kufla pełnego piwa. Mimo to tutejsi ludzie wierzyli we wszystko, co tylko próbowano im wcisnąć. Byli już tak podatni na manipulację, jak Ulfgar wiele wiosen temu.

Rankiem dnia czwartego od przybycia khazada do miasta, wreszcie zaprzestał on spożywania tych parszywych, ludzkich trunków i udał się do tutejszej świątyni. O tym, że szukają tam poszukiwaczy przygód wiedział od jednego podejrzanego typa z karczmy. Wysoki, w czarnym płaszczu, z łysą czaszką, chciał robić z krasnoludem jakiś interes. Ten zbył go szybko, dowiadując się jedynie o jakimś Zakonie. Informacje te szybko potwierdził dobrze poinformowany karczmarz, najprawdopodobniej jedyna osoba nie wierząca w opowieści Ulfgara. I słusznie. Jemu to jednak nie przeszkadzało, póki ludzie płacili za pokój i piwo. Wreszcie dotarł do celu (mimo iż wcześniej pobłądził trochę), a mianowicie do świątyni Mystyry. Takie miejsca nie budziły w nim dobrych wspomnień. Pracował raz dla świątyni, i skończyło się to tym, że jest tu teraz.

Przez kilka chwil podziwiał kunszt dawnych architektów, którzy wznieśli tę, dla ludzi zapewne, wspaniałą budowlę. Nie umywała się ona co prawda do wielkiej świątyni Moradina w khazar-nar, lecz wyróżniała się wśród człeczych budynków. Pełno było tu magii i pozornego przepychu, który prostaczków mógł razić po oczach. I chyba raził, gdyż na placu przed świątynią było niemałe zamieszanie. Próba uformowania kolejki do świątyni była trochę nie udana ... nie, nie, zdecydowanie nie była udana. Rośli wojownicy przepychali się z magami, od czasu do czasu przeleciał jakiś guślarski pocisk, miecz przeciął powietrze i krew obryzgała zgromadzonych. Ulfgar próbował ustawić się w kolejce, kiedy wysoki na blisko dwa metry barbarzyńca wypchnął go rzucając coś o kurduplach. Czerwony ze złości, dumny krasnolud stanął za nim potulnie i gdy tylko ponownie wybuchła wrzawa, z całej siły przywalił mu w kolano zwieńczeniem topora. Kość niewątpliwie pękła jak zapałka, a wielki, nagrzany piwskiem wojownik padł na ziemię łkając. Krasnolud zrobił dwa kroki do przodu, udając że nic nie widział i nie słyszał. Straże szybko zabrały z placu tego gościa i nikt już nie próbował wypychać Ulfgara z kolejki.

Wreszcie, po godzinie stania w tej cuchnącej kolejce, wśród chłopstwa i drobnej szlachty, przyszła kolej na krasnoluda. Schody nie służyły mu za dobrze, lecz przywykł już do trudów na każdym kroku. W pełnej przepychu świątyni przywitała go grupka osób.

- Witam. Jestem pułkownik Ulfgar z rodu Thunderview, zapewne słyszeliście o mnie. Przybyłem tu, by zaszczycić ów organizację swą obecnością - język krasnoluda niewątpliwie ociekał aż dumą i przechwałkami.

Było to jednak zrozumiałe. Po tym co widział, spoglądając na tłum przed świątynią nie można mu się było dziwić. Przywitano go więc z otwartymi ramionami, zasypując ogromną liczbą pytań. Irytował go jedynie czarodziej, sprawdzający prawdziwość jego słów. Wreszcie jednak dane mu było przejść dalej, do sali z winem. Tak, wino dobrze robiło na znietrzeźwienie piwne. Osuszywszy kielich, potem drugi i trzeci, Ulfgar patrzył na nowo przybyłych do sali. Było sporo osób. Wkrótce rozmowy toczyły się już zawzięcie, a w powietrzu wisiała kłótnia. Krasnolud jednak nieszczególnie przejmował się ludzkim gderaniem, a co dopiero szwargotem elfów.

Wreszcie, kiedy drużyna była już w komplecie, Ulfgar podszedł do kapłana-rekrutanta i zadał niezwykle istotne pytanie

- Cóż, wszystko świetnie, wino dobre, tylko powiedz że no mi, mości kapłanie, ileż to nam zapłacicie za tę misję ?

- W zależności od materiałów które dostarczycie, zostanie wyznaczone wynagrodzenie. Nie dostaniecie mniej niż tysiąc sztuk złota na głowę za jedną rzecz. - odpowiedź w pełni usatysfakcjonowała krasnoluda, który rozchmurzył się i nawet towarzystwo elfów jakby mniej mu przeszkadzało.

- Dobrze, kiedy więc wymarsz ? - krasnolud zapytał chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. W głowie trochę mu szumiało ...

- Z rana. Dzisiaj macie odpocząć i jutro ma was już nie być.


- Dobrze, pozwolisz więc zatem, że udam się do swego pokoju w karczmie i stawię się z samego rana na placu ?


- To zbyt zatłoczone miejsce. Proponuję byście zebrali się przed świątynią.

- Dobrze, niech i tak będzie. Żegnaj zatem, do jutrzejszego poranka!


- Żegnaj krasnoludzie!


Po krótkiej wymianie zdań, pozyskaniu niezbędnych informacji i zmierzeniu wzrokiem drużyny, khazad wyszedł ze świątyni, zmierzając do karczmy. Tym razem też pobłądził trochę, lecz koniec końców znalazł odpowiedni budynek. Do wieczora pił jeszcze, bawiąc gawiedź swymi opowieściami i rozsławiając swe imię na całe miasto, a niczego nie podejrzewający ludzie łykali wszystkie historyjki bez oporów. Wieczorem udał się na spoczynek, musiał przemyśleć jeszcze kilka rzeczy. Całą noc męczyły go wspomnienia pobudzone wizytą w świątyni. Dopiero kiedy przebudził się i przypomniał o nadchodzącym złocie, udało mu się w spokoju doczekać poranka.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline