Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 20:17   #10
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ich samochód toczył się powoli, niepewni tego co może ich spotkać nie spieszyli się, zamiast tego bacznie się rozglądali, jakby niebezpieczeństwo mogło nadejść z każdej strony. Z każdą chwilą coraz bardziej zbliżali się do lotniska, gdzieś tam na Alana czekała jego rodzina, nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło im się coś stać. Ciężko było mu się skupić na drodze, parę razy prawie zahaczył o krawężnik, a jego towarzysz również nie wyglądał na zbyt spokojnego.

- Co dalej?
– spytał Tommy uporczywie wpatrując się w boczne lusterko, minę miał nie tęgą i chyba dopiero teraz na prawdę zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji – Co robimy?

- Jedziemy na lotnisko –
odrzekł Alan – Po moją rodzinę, plan się nie zmienił.

- Plan się nie zmienił
– powtórzył za nim Tomble przenosząc wzrok na swego towarzysza – Ja się pytam co dalej człowieku? Co to w ogóle było? Zombie? Jak z Planet Terror Rodriqueza?

- Nie wiem co to, nie wiem co robić, nie wiem, po prostu nie wiem
– odparł spoglądając obdarzając zrezygnowanym i podejrzliwym spojrzeniem puste ulice – Ale muszę po nie pojechać Tommy, muszę je stamtąd wydostać.

- Wiem. Po prostu… to chore, wpadamy do miasta tylko po to by dowiedzieć się czy wszystko gra, a spotykamy bandę trupów czy chuj wie czego. Już na trasie, pamiętasz? Myślałem, że to jakiś świr, ale to musiał być jeden z nich, a teraz jesteśmy w samym tego centrum. Szwedzki stół kurwa! Co to mogło być?! Jakiś wirus? Klątwa? Kurwa postawili Carson na jakimś pieprzonym indiańskim cmentarzu?
– Roześmiał się jakoś nienaturalnie. – To nawet dobre.

- Widzisz to?
– spytał nagle Alan, przerywając ten dziwny, nieco histeryczny śmiech przyjaciela.

- Gdzie? – Tomble rozejrzał się i dopiero, kiedy Lisbon wskazał mu ręką odpowiedni kierunek, zaczął wytężać wzrok – Więcej trupów?

Zauważył jakieś majaczące w oddali sylwetki, spojrzeli na siebie nie pewnie i choć już spodziewali się co może czekać na nich dalej, nie zmienili kursu. Dopiero, gdy przebyli kolejne kilka metrów zaczęli zauważać więcej szczegółów, zdawało im się nawet, że... machają do nich? Byli zdumieni, ale tak to właśnie wyglądało, dwaj mężczyźni do których się zbliżali zdawali się być normalni. Serce Alana waliło jak oszalałe, ale wiedział, że jeśli chce odnaleźć swoją rodzinę musi dowiedzieć się jak najwięcej, a być może ci dwaj posiadali jakieś informacje. Zjechał na pobocze i zatrzymał wóz obok nich, odsunął szybę, ręce drżały mu niemiłosiernie.

***

Kilka minut później był znów na drodze, wycofał auto i zatrzymał je na jezdni, Tomble patrzył na niego nie dowierzając, że rzeczywiście ma zamiar zrobić to, co powiedział jeden z motocyklistów. Chwycił za pas i powoli się zapiął.

- Jesteś pewien? – spytał w końcu – Tamten ćwok miał spluwę, ale teraz możemy mu spieprzyć, to żaden problem. Przecież nie będzie nas gonił.

- Musimy mu zaufać –
odrzekł Lisbon wciąż wpatrując się stojących wciąż dość daleko truposzy – Każda pomoc się przyda, nawet taka, jak tylko zabierzemy dziewczyny po prostu odejdziemy. Spierdolimy stąd daleko i nie będziemy się oglądać za nikim.

- To mi się podoba
– poparł słowa przyjaciela po czym gładząc się po brodzie dodał – A co z tamtą kobietą? Nie wiemy co może takim drabom wpaść do łba.

- Wątpię
– zaprzeczył uspokajająco Lisbon – Narwańcy jacyś, ale nie debile, tutaj nie jest zbyt bezpiecznie, raczej nie będą niczego próbować. Głupio byłoby dać się przyłapać tym stworom.

- Oby tak było Al, po sprawie trzeba ją będzie jakoś uświadomić co to za typki, chyba, że sama zauważy.
– Plecami mocno oparł się o siedzenie. – Zaczynaj.

- Możesz jeszcze wysiąść, dam radę sam.

- Po prostu zaczynaj Al.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bNlNZ2T9EeY[/MEDIA]

Opony zatrzeszczały, kiedy stopą mocno docisnął pedał gazu niemal do samej podłogi, silnik wydarł z siebie silny ryk i po chwili auto pędziło już w kierunku bramy. Wyświetlana przez licznik wartość w szaleńczym tempie wzrastała, w tym samym czasie w samochodzie nie padło ani jedno słowo, Tomble siedział jedynie obok, lecz śmiało można było powiedzieć, iż był nie mniej skoncentrowany niż jego towarzysz. Alan mocno trzymał kierownicę, jego dłoń oderwała się od niej na kilka sekund by mógł zmienić bieg na wyższy. Z każdą sekundą nie ubłagalnie zbliżali się do swojego celu.

Pierwszy z truposzy stał nieco oddalony od pozostałych, jakieś 5 czy 6 metrów, nie zdążył się nawet odwrócić kiedy rozpędzona kupa metalu niemal rozerwała go na strzępy. Auto nawet nie zmieniło kursu, równocześnie uderzyło w kolejnych trzech wybijając ich w powietrze, dopiero wtedy Alan poczuł, że traci panowanie nad kierownicą, mocno ich szarpnęło. Zakręcił ostro i sięgnął dłonią po ręczny hamulec, samochód prawie całkowicie wyrwał się spod kontroli, obrócili się o 180 stopni zahaczając przy tym kilku kolejnych maruderów przy okazji wciągając ich pod wóz, tylko cudem uniknęli uderzenia w samą bramę. Tomble nie wytrzymał, odpiął pas, otworzył drzwi i zwymiotował. Alan również nie czuł się za dobrze, szczególnie, że ostatni manewr zakończył się zderzeniem jego głowy z kierownicą. Nie było to jakieś mocne uderzenie, właściwie tylko przez chwilę był zamroczony.

Tomble oddychał głęboko, zdążył już przetrzeć sobie twarz, ale wciąż tkwił w tej samej pozycji, lekko wychylony. Nie był dość czujny by szybko zauważyć jak spod auta wysuwa się dłoń, która w ułamku sekundy uczepiła się mocno jego nogi. Zawył z przerażenia, gdy zdał sobie sprawę co właśnie ma miejsce. Ramię naprężyło się i po chwili powoli zaczęła się ukazywać twarz truposza, potwornie powykręcana, z pustymi oczyma. Przez moment wpatrywała się w swoją przyszłą ofiarę, aż wreszcie zaczęła się coraz bardziej zbliżać.

Alan zapewne żywiej zareagowałby na tą sytuację, gdyby nie to, że w szybę od jego strony po raz drugi już wyrżnął jeden z żywych inaczej, który jakoś uniknął potrącenia. Jak na złość silnik samochodu zgasł i teraz za żadne skarby nie chciał odpalić. Początkowo sama szyba zresztą całkiem nieźle znosiła kolejne ciosy, jednak po jednym z nich pojawiły się rysy, a chwilę później wyglądało już jakby się mogło w każdej sekundzie rozsypać.

Tommy czuł jak palce trupa coraz mocniej uciskają jego nogę, a zdeformowana twarz zbliża się jeszcze bardziej, przytomnie nachylił się i zdołał dłonią sięgnąć drzwi. Trzasnął nimi z całej siły raz i drugi, poskutkowało. Co prawda truposz wciąż twardo się trzymał, lecz przynajmniej jego maltretowana co chwilę głowa opadała coraz bardziej po każdym ciosie.

W końcu odpalił, już chyba tylko jeden cios dzielił jego przeciwnika od zniszczenia szyby, Alan nacisnął pedał gazu, auto wściekle ruszyło przed siebie. Odjechał kilkanaście metrów, zakręcił ostro i tym razem przymierzył celnie, nadgorliwy trup spotkał się z maską auta i opadł obok pozostałych, których zresztą chwilę później przejechał jeszcze z dwa razy.

Dokładnie w tym samym momencie, kiedy auto ruszało, Tomble niemal całkowicie poradził sobie z przeciwnikiem, zresztą chwilę później było to i tak już bez większego znaczenia, bo gdy tylko samochód wrócił do ruchu ponownie wciągnął ją pod koła miażdżąc czaszkę. Słaba śmierć, ale tak skończyła większość z szanownych truposzy czyhających pod bramą.

- To było szaleństwo – wyszeptał z trudem Tommy, mimo wszystko na jego twarzy pojawił się mały uśmiech - Mógłbym sobie teraz jednego zapalić.

- Zrobiliśmy swoje, teraz niech oni działają – wychylił się z okna i pomachał w kierunku motocyklistów, trąbić nie chciał, bo mógł w ten sposób zwabić tutaj więcej trupów.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline