Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2011, 18:14   #31
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
To i ja swoje wcisne.

Sesja imho nbyła z gatunku tych marnych, aczkolwiek chętnie w ROIII jeszcze zagram.
to że oceniam jako marna i w której kiepsko sie czułem to związek kilku czynników.

1. GM nie zawsze panował(li) nad sesją.
... i wdawał się chaos. Bielon z tego co zauważyłem lubi opierać sesje na rozgrywkach miedzy graczami trafnie wyciągając wnioski, że im więcej relacji między PC (dobrych czy złych - nie ważne, byle wzbogacających grę) tym lepiej. Dlatego z Cohenem dawali sporą dozę wolnej ręki, aby gracze sami ciągnęli sesje dalej a GM mogliby tylko ja lekko napedzać dyskretnym pchaniem w strone linii fabuły. Cel świetny, wykonanie sie jebło. Było za dużo samowolki w działaniach graczy i chaos, gdzie każdy coś robił i nie wiadomo było co sie dzieje poza spieciami w druzynie. Kwintesencją był słup ognia by Cohen. Jebło toto rozwalając pół knajpy, z nienacka , tak nagle pierdut... gracze właściwie to olali. To pokazało że gra idzie dwoma torami. Gracze jednym, GM drugim, ot czasem sie zejdą parabole w jednym poscie, po czym znow wizje sesji i sytuacji w grze radośnie się rozchodzą.

2. Niedbalstwo w światotworzeniu.
To juz był totalny lol. Każdy coś tam sobie tworzył i opisywał, ale żeby choć połowa zgadzała się w następujących po sobie postach, to już niekoniecznie. Zaczęło się wszystko mniej więcej zazębiać (zgodność opisywania świata przez graczy) w momencie kulminacji walki pomiędzy Aschaarem a resztą drużyny, ale i tak na zasadzie pokazywania muskułów "kto komu więcej NC ukatrupi", czyli żenada dalej.

3. Status postaci (tu bardzo subiektywne podejście).
Aschaar miał byc tłem, Bielon zwalił umieszczając akcję w jego "ekwipunku". Z Tła Aschaar stał się więc z automatu graczem, a że gralismy w jego zajeździe - był jak pomocniczy GM, bo wszelki opis działan ok pół setki ludzi tam, oraz opisy wyglądu karczmy trzeba było konsultować z nim. Sytuacją kijowa i choć nie z winy Aschaara, to skazująca Młokosa na czapę, bo ja się nie dziwię Gniewnemu, że gdy tylko przyszła możliwośc wykoszenia nadubergracza z sesji - wykorzystał ją. Sam może zrobiłbym podobnie co miałoby powody zarówni ig jak i og. Nie chodziło jednak tylko o status Aschaara. Niektórzy gracze zdominowali sesje totalnie, przez co nie dziwie się zaniemówieniu Erissy i one_worma. Cóż to co wypracowali w ROI dało im taką a nie inną pozycję, jednak to w połączeniu z wykorzystaniem tego w sesji do dominacji przy ustalaniu punktu ciężkości fabuł... sprawiło że nowa krew nie bardzo miała jak i co robić. Tavensson i Juliette przestali pisać, bo cóż oni mogli? Do nieprzytomności pisać jak rany szyją, podczas gdy reszta politykowała na całego?
Sam odczułem to że gdy tylko spróbowałem się wbić w główny nurt wydarzeń, stałem się prywatnym zwierzątkiem halflinga, a starając się wypłynąć wyżej zaryzykowałem (czego nie żałuję) czapę i śmierć postaci. Wpis Akwusa z początku sesji w komentarzach, gdzie napisał iz Kress jakby co leje na wypowiedzi nowych postaci bo ich nie zna wskazuje pewną tendencję (choć akurat Akwus w najmniejszym stopniu czynił to co piszę wysmienicie odgrywając kapitana). Normalnie GM postarałby się aby nowe postacie przychodzące do kampanii miały pewne atuty wobec starych postaci, atuty mogące choć troche równoważyć mniejsza pozycje i status, które to 'starzy' osiągneli w poprzednich rozgrywkach. Bielon pozostawiając relacje międzygraczami same sobie o to nie zadbał i wyszło jak wyszło.

Nie bedę tu dopisywał innych szczególików, jak choćby styl gry kseta (z którym starał się będę w przyszłości nie grać), mysle że powyższe 3 punkty wystarczajaco opisują czemu sesja jakaś fajna to nie była. Aczkolwiek jak pisałem, te wpadki nie zniechęcają mnie do tandemu Bielon-Cohen i chętnie postać jakąś nową złoże na wasze barki w jakiejś przyszłej sesji, gdzies, kiedys.


Profesor Heinrich (Icarius): postać imho odegrana kiepsko, bez polotu i jakoś tak bez jaja, srednio przygotowany tez do sesji w Bretonii (tytuł grafa w tym kraju? Zmuliło mnie to strasznie).
Yavandir (Mike): stara dobra solidność i trzymanie się na wszelki wypadek poza głównym nurtem gdzie łatwiej w oko wyłapać ale gitowo odegrana, choć minimalizm w pisaniu postów tu daje po oczach.
Kapitan Frank Kress (Akwus): Postać odegrana świetnie, wyważona, z głębią, przyjemnie czytało się posty, czego chciec więcej?
Peter d'Orr (Kerm): jak wyżej.
Zygfryd de Leve (Komtur): krótko grał to i cięzko ocenić po 2 postach.
Tupik (kset): postać odgrywana tak, że nosiłem sie nawet z zamiarem opuszczenia sesji. Tupik robił wszystko i wszedzie, posty wielkości niagary nuzyły i odechciewało się czytać. W postach masa przemysleń tworzących Tupikową syntezę realiów i sugestie dla graczy/GM jaka powinna byc reakcja na Tupikowe posunięcia/teksty. Makabra. Do tego przedialogowania sesji, naprawdę to był braindance. Jestem ciekaw jak grałby kset w sesji gdzie nie mozna wpisywac myśli postaci, a jego postac byłaby niemową.
Eryk (Anonim): bez komnentarza
Tavesson De'lavega (one_worm) i Juliette D’Apauter (Erissa): Zmarnowany potencjał, bo pisali fajnie, nie dziwie sie jednak ich zamilknieciu (co pisałem wyżej), choć szkoda.
Sierżant Kuno Wittram (Gniewny): Miód Pisał fajnie, zginął świetnie i udało mu się wydobyc ze statusu 'nowego gracza' do poziomu postaci pierwszoplanowej (oczywiście przypłacił to smiercią ale zawsze).



Co do działań pazia, to standing fight z Tupikiem był próbą zaistnienia jakoś w sesji, bo po prostu znudziło mi się robienie tła. Rzuciłem wszystko na jedną kartę gdyż ingame świadom byłem że niziołek knuje mocno i od powrotu lorda z niewoli ma z nim minikosę. Widząc śmierć Zygfryda i Młokosa nie miałem oporów przed próbami wysiudania innego gracza z sesji (gdyby nie powyższe wewnątrzdrużynowe fighty to bym o tym nawet nie pomyslał). Wysyłaniem Tupcia na szafot lub chocby na wygnanie ryzykowałem nie tylko tym że niewiele mi to da (lord może i potrzebowałby nowego majordoma, ale szanse że Jean mógłby sie w ta fuche wkręcic oceniałem na nie wyżej niż 20%), ale i czapa dla siebie, okazało się to prawdą. Nie żałuję jednak. Zrobiłem co kciałem zrobić, że nie wyszło dokładnie tak jak bym kciał - ot życie, to stary świat a nie heroic fantasy. Akcja z kotem zaś była przedsmiertelna drgawką. Nie wiedziałem juz opcji by sie ocalić, to stwierdziłem, że lordowi choć sznyty na gebie zostawię, no może miałem nadzieję cichuteńką, że koci atak lord jako manifestację Lady of the LAke oceni? Sam mi rzekł, że jak panienka widzi pazia niewinnym to zareaguje
Chodzilo tu jednak o pożegnanie się z uderzeniem, bo już po tym jak Profesor zaczął pistoletami szaleć, a niziołek jeszcze bardziej lorda wpieniac swoimi mądrościami, to wiedziałem że jest kuniec.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem