Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 23:54   #5
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
- To mówisz, że jesteś literatem - westchnął w zadumie jeden z miejscowych do których się dosiadłeś - Mamy tu już takiego jednego.
- Chuck - mężczyzna szturchnął go łokciem pod żebro - Naszego gościa to zapewne nie interesuje.
- Co nie interesuje? - oburzył się Chuck - Na pewno go interesuje.
Spojrzał na ciebie i widząc twoje delikatne przyzwolenie kontynuował. Mężczyzna był już wyraźnie podpity i jego opowieść mogła być mało wiarygodna, ale może warto było chociaż poznać lokalne legendy.
- Widzisz stary - Chuck nachylił się w twoją stronę, a jego alkoholowy oddech omiótł cię nieprzyjemną chmurą - Ten cały O'neil, a tak naprawdę Salfield...
- Ja wychodzę - powiedział głośno i dobitnie kolega Chucka, który najwyraźniej nie miał ochoty słuchać opowieści o sławnym pisarzu - Idziesz Chuck? Twoja żona będzie się niecierpliwić.
- Daj spokój mojej starej... Nie widzisz, że rozmawiam?
- Jak chcesz, tylko żeby potem nie było że cię nie ostrzegałem.
- Ostrzegałeś? Ostrzegałeś? Myślisz, że ja się go boję! - ryknął Chuck wstając z miejsca - Ten zasrany pisarzyna może mi na buty napluć, a i to dopiero jak podrośnie bo na razie to jest za mały.
- Chuck uspokój się - starał się załagodzić sytuację jego kumpel.
- Weź te ręce ode mnie - wrzeszczał Chuck.
Wycierający do tej pory talerze szef zajazdu, wyszedł za kontuaru i złapał Chucka za głowę oburącz. Nachylił się nad nim i coś mu szepnął do ucha. Mężczyzna nagle przestał się rzucać i awanturować.
- Jeff zabierz kumpla do domu. Wiesz, że nie lubię pijackich awantur w moim lokalu.
- Oczywiście Bart. Wybacz. Chuck lekko przesadził z piwem, ale na szczęście nic się nie stało. Już wychodzimy.
Bart, właściciel wszedł zza kontuar i wrócił do wycierania talerzy. Przez chwilę obserwowałeś dwóch mężczyzn wychodzących z zajazdu. Ruszyli oni główną ulica Silver Bay trzymając się pod ramię. Widziałeś jak znikają w półmroku. Chuck mimo, że w lokalu wyraźnie się uspokoił znalazłszy się na zewnątrz wrócił do prawienia wykładów swojemu koledze. Ten słuchał go cierpliwie, ale uparcie ciągnął ze sobą.
Zamówiłeś jeszcze jedną kolejkę i odczekałeś kilka minut, by w końcu zapytać Barta:
- O co chodziło z tym całym O'Neilem?
- Niech się pan nie przejmuje tym co gadał Chuck. O'Neil to faktycznie ten słynny Salfield. To porządny obywatel i my nie możemy na niego narzekać. Cichy, spokojny może tylko trochę za bardzo wycofany. Jednak po tym co przeżył to zrozumiałe. Chuck coś tam sobie uroił w tej swojej chorej głowie i oskarża O'Neila o wszelkie zło tego świata. Chuck jest najbliższym sąsiadem O'Neila. Chuck twierdzi, że nie może wypasać krów na łące sąsiadującej z domem O'neila, bo zwierzęta stamtąd uciekają.
Pokiwałeś z wyrozumiałością.
- Mogę jednak pana zapewnić, że to kompletne bzdury. O'neil to miły i spokojny staruszek.
Dokończyłeś drinka i podziękowałeś za rozmowę. Uregulowałeś rachunek i wróciłeś do hotelu.
Alkohol lekko rozluźnij twoje mięśnie i odrętwienie karku minęło. Marzyłeś już tylko o tym, by wziąć prysznic i położyć się do łóżka.

Ciepła woda zmyła brud i zmęczenie po podróży. Odprężony położyłeś się spać.

W środku nocy obudził cię dziwny hałas.
Poprzez zasłonięte żaluzje do pokoju sączyło się słabe światło ulicznych latarni. Zdezorientowany rozejrzałeś się po pokoju. Elektroniczny zegar na szafce pokazywał trzecią w nocy. Podniosłeś głowę i wtedy zobaczyłeś, że z szafy gdzie schowałeś walizkę sączy się blade niebieskie światło. Zaciekawiony wstałeś i podszedłeś tam. Z lekką obawą otworzyłeś drzwi szafy.
W środku na wieszakach wisiały twoje rzeczy, w kącie stała walizka a obok niej niewielkie pudełko które otrzymałeś od tego pijanego emo. Dziwne niebieskie światło wydobywało się właśnie z tego pudełka. Schyliłeś się, by je otworzyć.
Ledwo rozchyliłeś skrzydełka wieka, ściany pokoju zafalowały. Poczułeś się jak hipis po zażyciu kilku pastylek LSD. Ściany i podłoga wyginęły się jakby zrobione były z płynnej mazi. Na dodatek nabrały one rdzawo-żółtej barwy, która nieodmiennie kojarzyła ci się z zakrzepnięta krwią.
Nagle do twoich uszu doszedł odgłos kroków na korytarzu. Nie wiedzieć czemu przeszedł ci zimny dreszcz po plecach, a dłonie obficie się spociły. Czułeś jak twoje serce zalewa paniczny strach. Odgłosy kroków zatrzymały się pod twoimi drzwiami. W napięciu czekałeś, aż osoba stoją za nimi otworzy je. Twoje serce kołatało jak oszalałe, jakby chciało wyrwać ci się z piersi i uciec stąd.

Nie uciekniesz! Stąd nie ma ucieczki! Nie ma!- zimny jak stal głos przeszył powietrze okrutnym wrzaskiem.

Drzwi nagle otworzyły się i w progu stanął Frank O'neil. Rozpoznałeś go bez trudu. Spędziłeś wiele godzin czytając akta i artykuły na jego temat. Dobrze zapamiętałeś sobie jego twarz. Stał on na progu i patrzył na ciebie z lubieżnym uśmiechem. Wyglądał tak jakby szydził z ciebie, a jego spojrzenie przeszywało cię na wylot. Jego uśmiech mówił: "Znam wszystkie twoje sekrety. Znam wszystkie twoje grzechy, Dereku Freeman, ty podła wszo" Zadałeś sobie sprawę, że kulisz się w rogu pokoju. W rękach ściskałeś mocno kartonowe pudełko, jakby miało ono być twoją ostatnią deską ratunku.
O'neil zaczął wolność iść w twoim kierunku. Serce waliło ci jak młot pneumatyczny. Bałeś się. Bałeś się panicznie, a on szedł spokojnie a okropny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Stanął metr przed tobą i nachylił się mówiąc:
- To chyba należy do mnie, prawda?
W panicznym odruchu wyciągnąłeś ręce przed siebie i podając mu pudełko.
O'neil zabrał je od ciebie, cały czas patrząc ci prosto w oczy. Jego usta nadal wykrzywione były w lubieżnym i drwiącym uśmieszku.
- Dziękuję ci bardzo - powiedział kiwając ci z kurtuazją głową.


Jasne promienie słońca nagle zaatakowały twoje zamknięte powieki. Otworzyłeś powoli oczy, chroniąc je dłońmi przed porażającym blaskiem. Leżałeś na podłodze przy otwartej szafie. W jednej sekundzie przypomniałeś sobie o czym śniłeś.
Instynktownie rzuciłeś się w róg szafy, gdzie powinno leżeć kartonowe pudełko jakie wczoraj wieczorem otrzymałeś od recepcjonisty.
Ku swemu przerażeniu stwierdziłeś, że go tam nie było.
Nagle ktoś zapukał do pokoju.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 12-02-2011 o 04:30.
Takeda jest offline