Zgiełk jaki zapanował po wyskoku młodzieńca, który to zafundował kolejkę wszystkim obecnym w karczmie, był, jak łatwo się było spodziewać, nie do opisania. Ze wszystkich stron podniosły się wiwaty i okrzyki na cześć Dietera. On sam zamiast pozostać w karczmie, wymknął się na zaplecze, znikając wszystkim z oczu. Karczmarz przystąpił do wykonywania polecenia Dietera. Brunon powstrzymał go ruchem ręki.
- Zaczekaj chwilę - powiedział. - Czy to aby rozsądne? Mniemam, że karczma nie dysponuje nieograniczonymi funduszami, prawda? A co za tym idzie, powinniśmy mądrze nimi szafować. Chłopak jest młody, głupi... Do tego przytłoczony wiadomością o śmierci wuja, którego kochał szczerze...
Zza pleców usłyszał jakieś pomruki i utyskiwania. Goście domagali się obiecanego trunku. Pojawiły się pierwsze, jak na razie delikatne obelgi, pod adresem Brunona i opieszałego szynkarza.
- No dobra - powiedział w końcu do karczmarza. - Polewaj im, jeno czegoś taniego i oszczędnie. Ja postaram się przemówić młodzieńcowi do rozsądku, aby na przyszłość uniknąć nieporozumień. Jak skończysz, oprowadzisz mnie po budynku i opowiesz co nieco, jak prosiłem. |